Zanim napiszę, dokąd ruszyłem, gdy opuściłem Zawoję, muszę jeszcze wspomnieć o Pszczynie. Pszczynę odwiedziłem po raz pierwszy już rok temu jadąc do Zawoi, ale miałem jednak poczucie niedosytu. Wtedy była brzydka pogoda i nie widziałem wszystkiego.
Dlatego w tym roku tam wróciłem. Tym razem pogoda była piękna. Na rynku odbywał się jakiś festyn, chyba coś pod hasłem pożegnania lata. Nie wchodziłem ponownie do pałacu. Za to udałem się do wielkiego, pięknego parku, który jest za tym pałacem położony. Wówczas go nie odwiedziłem ze względu na ulewę. Park jest dosyć dziki, ale bardzo ładny.
Uliczki Pszczyny również lepiej prezentują się w słońcu. Poszedłem także do Muzeum Prasy Śląskiej, które planowałem odwiedzić już od dawna, ale nie starczało nigdy czasu. Spodziewałem się czegoś trochę ciekawszego. Ale było warto mimo wszystko. Bardzo podobał mi się odtworzony gabinet W. Korfantego. Ciekawe były też starodawne maszyny drukarskie, w tym np. linotyp, który dawniej służył do składu tekstu.