W ostatnią sobotę pojechaliśmy na długaśną wycieczkę rowerową do Gołuchowa. Co z tego, że prowadzi do tego miejsca ścieżka rowerową, skoro biegnie ona wzdłuż drogi krajowej, na której ruch jest jak na autostradzie, choć z pewnością autostrada to nie jest. Trzeba więc było jechać trochę na około, po różnorakich wiochach małych i dużych. W jedną stronę – jedzie się ok 70 minut. Czyli dosyć długo. Jak wróciłem, myślałem, że mi kulasy poodpadają.
Skoro byłem na takiej fajnej wycieczce, to chyba lepiej o niej pisać, niż np. o tym, co przeczytałem dzisiaj we „Wprost”, że Kaczyński z Rydzykiem doszczętnie zawłaszczyli już sanktuarium na Jasnej Górze; nie napiszę również o tym, że – jak głoszą plotki krążące po Kaliszu – ma zostać zlikwidowany kościół garnizonowy, a co za tym idzie – ostatni bastion rozsądku w naszej diecezji wpadnie w łapy Napierały.
Jedna odpowiedź do “Do Gołuchowa”