Alleluja! Jacka Sobalę wreszcie wywalili z Trójki:
Zarząd Polskiego Radia odwołał w środę wieczorem szefa programu III Jacka Sobalę. Powód: wystąpienie na wiecu „Gazety Polskiej”, który był poświęcony zwycięstwu Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. (…) Jacek Sobala przyszedł do „Trójki” pod koniec grudnia 2009 r. Zastąpił Magdę Jethon. Dostał tę posadę dzięki PiS-owi. Od razu zraził do siebie zespół i słuchaczy. M.in. tym, że wprowadził na antenę nowy program publicystyczny, który oddał w ręce prawicowych publicystów: Wildsteina. Ziemkiewicza, Sakiewicza, Janeckiego.
Jest nadzieja, że skończy się cytowanie „Naszego Dziennika” na antenie radia publicznego, bo było to naprawdę poniżej wszelkiego poziomu.
Jakiś czas temu przeczytałem „Cesarza” Ryszarda Kapuścińskiego. Była to pierwsza książka tego autora, z jaką się zapoznałem. A to dzięki temu, że jej fragment znalazłem w podręczniku od polskiego. Był tam fragment opisujący sposób, w jaki sprawował władzę Haille Silassie. Nie da się ukryć, że była to wyjątkowa osobowość…
Również książka jest napisana w sposób nietuzinkowy; myślałem, że takie długie reportaże są nudne, a tymczasem spotkała mnie wielka niespodzianka. Inne książki Kapuścińskiego przede mną.
o ministrze pióraZwyczaj ustnego referowania miał tę zaletę, że w razie potrzeby cesarz mógł oświadczyć, iż dostojnik taki to a taki doniósł mu zupełnie co innego, niż miało to miejsce w rzeczywistości, a ten nie mógł bronić się nie mając żadnego na piśmie. Tak więc cesarz odbierał od swoich podwładnych nie to, co oni mu mówili, ale to, co jego zdaniem powinno być powiedziane. Czcigodny pan miał swoją koncepcję i do niej dopasowywał wszystkie sygnały dochodzące z otoczenia. Podobnie było z pisaniem, bo monarcha nasz nie tylko nie korzystał z umiejętności czytania, ale także nic nie pisał i niczego własnoręcznie nie podpisywał. Choć rządził przez pół wieku, nawet najbliżsi nie wiedzą, jak wyglądał jego podpis.W godzinach urzędowania przy cesarzu obecny był zawsze minister pióra, który notował wszystkie jego rozkazy i polecenia. Wyjaśnię tu, że w czasie roboczych audiencji dostojny pan mówił bardzo cicho, ledwie tylko poruszając wargami. Minister pióra stojąc o pół kroku od tronu zmuszony był przybliżać ucho do ust imperialnych, aby usłyszeć i zanotować decyzję cesarza. W dodatku słowa cesarza były z reguły niejasne i dwuznaczne, zwłaszcza wówczas,gdy nie chciał zająć wyraźnego stanowiska, a sytuacja wymagała, aby dał swoją opinię. Można było podziwiać zręczność monarchy. Zapytany przez dostojnika o decyzję imperialną, nie odpowiadał wprost, ale odzywał się głosem tak cichym, że docierał tylko do przysuniętego blisko, jak mikrofon, ucha ministra pióra. Notował on skąpe i mgliste pomruki władcy. Reszta była już tylko kwestią interpretacji, a ta była sprawą ministra, który nadawał decyzji formę pisemną i przekazywał ją niżej.
o szkodliwości czytaniaNastępnie odzywają się członkowie rady koronnej, którzy żądają, aby samolot z dziennikarzami zawrócić z drogi i całe jtej bluźnierczej hałastry do cesarstwa nie wpuszczać. Ale jakże tu, powiada minister informacji, nie wpuścić, jeszcze większy krzyk podniosą i pana miłościwego bardziej potępią. Rada w radę postanawiają poddać dobrotliwemu panu następujące rozwiązanie – wpuścić, ale zaprzeczyć. Tak jest, wyprzeć się głodu! Trzymać ich w Addis Abebie, pokazywać rozwój i niech piszą tylko to, co w naszych gazetach potrafią wyczytać. A prasę, przyjacielu, mieliśmy lojalną, powiem nawet – przykładnie lojalną. Prawdę mówiąc, nie było jej wiele, bo na trzydzieści z okładem milionów podwładnych tłoczono dziennie dwadzieścia pięć tysięcy egzemplarzy gazet, ale pan nasz z takiego wychodził założenia, że nawet najbardziej lojalnej prasy nie należy dawać w nadmiarze, gdyż może z tego wytworzyć się nawyk czytania, a potem już krok tylko do nawyku myślenia, a wiadomo, jakie to powoduje niewygody, utrapienia, kłopoty i zmartwienia.Bo, powiedzmy, coś może być lojalnie napisane, ale zostanie nielojalnie odczytane, ktoś zacznie czytać rzecz lojalną, a zechce później nielojalnej, i tak pójdzie drogą, która go od tronu będzie oddalać, od rozwoju odciągać, do warchołów prowadzić. Nie, nie, pan nasz nie mógł do takiego rozpuszczenia, pobłądzenia dopuścić i dlatego wogóle nie był entuzjastą nadmiernego czytania.
Źródło: „Cesarz” Ryszard Kapuścinski, Warszawa 1987. Śródtytuły dopisałem ja.
Jestem pomiędzy podstawowym a rozszerzonym egzaminem z angielskiego, mogę więc go trochę skomentować (choć nie lubię tego słowa). Angielski podstawowy był bardzo prosty, przynajmniej dla mnie. Wiem jednak, że nie wszystkim poszło tak gładko.
A teraz warto wrócić do wczorajszej matury z matmy. My, maturzyści, od dawna wiedzieliśmy, że matura, to będzie ciężki orzech do zgryzienia. Nie chodzi nawet o to, że trzeba ją zdawać (co jest głupotą, bo dla osób, których to nie interesuje, jest to tylko i wyłącznie strata czasu). Co gorsza, musieliśmy od początku wysłuchiwać górnolotnych opinii ekspertów, pseudoekspertów i tych, co pamiętają maturę za Piasta Kołodzieja. Profesorowie z uniwersytetów rozpływali się nad tym, jak to kiedyś było trudno, a jaka ta matura teraz jest żenująca. Może i tak, ale czy to my ją układamy? Słuchanie takich opinii nie jest przyjemne. Ulubionym konikiem wszelakich ekspertów starej daty jest przywoływanie „wybitnych” i „wspaniałych” uczniów z czasów przedwojennych. Oni przeszli już do historii, przy okazji skutecznie tworząc wokół siebie nimb i mit świętości. Teraz my wysłuchujemy, jacy to byli niesamowici.… Wystarczy przeczytać „Ferdydurke”, żeby się przekonać.
Trzeba jeszcze wysłuchiwać jazgotu współczesnych. Tegoroczni maturzyści mają do wyboru: jeśli matura pójdzie dobrze, od razu będzie powiedziane, że było za prosta, „na poziomie podstawówki” etc.; jeśli pójdzie źle, będzie trzeba wysłuchiwać, jaka „ta młodzież okropna”, „nic się nie uczy”, „co to będzie, co to będzie”. Jednym słowem, odruch wymiotny gwarantowany tak, czy tak.
Większość zadań była na poziomie szkoły podstawowej, no może nie tej obecnej, ale na pewno tej, którą jeszcze pamiętam ze swoich własnych lat szkolnych [no tak, autor miał łaskę, przyjemność i możność chodzić do szkoły, która była kiedyś. To, co jest teraz, jest be i wstrętne, i niedobre – SK]. Miałem wrażenie, że one przede wszystkim sprawdzały rozumienie tekstu polecenia. Bo jak już ktoś pojął, o co go eksperci Centralnej Komisji Egzaminacyjnej proszą (a pytania, trzeba przyznać, były napisane zrozumiałym językiem), to już potem pozostało – pierwszy z brzegu przykład – podstawić liczbę w miejsce x oraz wykonać kilka prostych działań arytmetycznych, z którymi mógł poradzić sobie nawet dziesięciolatek.
Jednym słowem, obrzydliwe. No cóż, nie wiem, jak tam u Wielmożnego Autora, ale ja funkcji kwadratowej w podstawówce nie miałem, a na próbnej maturze połowa zadań sprawdzała jej znajomość.
I jeszcze jedno, coś co gryzie mnie już od dawna. Wszędzie natykam się na ohydną propagandę. Jaka ta matematyka wspaniała, cudowna, potrzebna etc. etc. Wiemy, że potrzebna, ale czy trzeba ciągle o tym przypominać. Krew mnie zalewa, kiedy n-ty raz muszę wysłuchiwać elaboratów, jak to interwały rządzą muzyką, a punkt ciężkości dla tyczkarki jest najważniejszy, niezbędny i po prostu nie do przecenienia. Rektorom politechnik i minister nauki nie mieści się w głowie, że ktoś może nie być fanem całek, pierwiastków i wykresów. Ciągle tylko się podkreśla, że TYLKOTO gwarantuje w przyszłości pracę. W związku z tym, osobom, które tego zdania nie podzielają, rzuca się kłody pod nogi (oczywiście jedynka z matmy i z fizyki nie czyni z człowieka humanisty – słowa tak nadużywanego przez tych, którym ogólnie zwykle nauka słabo idzie). Przykładowo, są stypendia dla osób zdających na maturze fizykę, czy matmę, ale dla finalistów Olimpiady Wiedzy o Prawach Człowieka już nie ma. Są stypendia dla tych, którzy idą na kierunki studiów typu elektronika z czymś tam, czy analiza matematyczna. Ale dla tych, którzy wybierają choćby filologię polską już nie.
Łaskawie przypomnę, że kiedy ktoś idzie na studia, to nie idzie tam dla B. Kudryckiej, nie idzie tam dla kogokolwiek, tylko wyłącznie dla własnej korzyści, satysfakcji i w celu pogłębiania wiedzy. Nawet, jeśli kogoś innego dana gałąź wiedzy nie obchodzi.
Volens nolens nie da się uniknąć w dzisiejszych dniach tematyki pogrzebu głowy państwa. Tym bardziej, że wczoraj została ogłoszona powszechnie krytykowana zgoda Dziwisza, by prezydent z żoną zostali pochowani w Katedrze Wawelskiej. Oddaję głos Danielowi Passentowi:
Tragicznie zmarły prezydent staje się wedle tej legendy bohaterem narodowym, strażnikiem i bohaterem pamięci narodowej; zginął na posterunku, wraz z powszechnie lubianą Małżonką, w otoczeniu generalicji, polityków, członków rodzin katyńskich, jadąc złożyć hołd w miejscu dla narodu polskiego świętym, dwa kroki od mogił pomordowanych rodaków, przy których znalazł śmierć. Nawet premier Tusk powiedział, że Katyń jest mitem założycielskim wolnej Polski.
Katyń plus tragedia smoleńska to główne filary rodzącego się mitu. Wawel to kolejny filar. Kardynał Dziwisz komunikując swoją niewiarygodną decyzję, wzywał do jedności, ale wykonał krok, który jedności nie sprzyja, ponieważ prezydentura Lecha Kaczyńskiego budziła wiele kontrowersji i sporów. (…)
Na krótką metę ta arogancka decyzja zaszkodzi Pamięci Prezydenta Kaczyńskiego, będą wysuwane najgorsze zarzuty (…). Ale Wawel nie jest na krótką metę, Wawel jest na zawsze.
Opinie D. Passenta są bardzo powściągliwe, bo nie wypada inaczej pisać na blogu w tygodniu żałoby. Z ust ludzi dochodzą jednak zdania znacznie ostrzejsze.
Taka ładna pogoda, a w radiu, telewizji, gazetach i w Internecie wszędzie to samo. I tak od soboty (dzisiaj jest wtorek), od godziny 9.00. Wtedy bowiem doszły słuchy, że samolot wiozący prezydenta na uroczystości do Katynia się rozbił. Na początku myślałem, że się rozbił, ale nic się nie stało (tak było z Leszkiem Millerem), ale okazało się, że stała katastrofa jak jeszcze nigdy 0 – nie przesadzając – w historii ludzkości. Nie zdarzyło się chyba jeszcze, by w ciągu paru chwil zginął prezydent, dowódcy wojska i mniej lub bardziej ważni politycy i urzędnicy. W sumie 96 osób. Póki co wszyscy starają się nie spekulować (żałoba), choć to trudne. Jak już wspomniałem, w mediach wielkie rozpaczanie. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że pod tym wszystkim kryje się spora ilość obłudy. Tak pisał o tym na swoim blogu Dariusz Chętkowski:
Dzieci nie rozumieją, dlaczego dorośli mówią teraz wielkie okrągłe słowa o Prezydencie, gdy wcześniej gadali co innego. Myślę, że tę sprawę należy wyjaśnić, bo dzieci gotowe są jeszcze pomyśleć, iż dorośli są fałszywi.
Wcale nie chodzi o to, że o zmarłych należy mówić dobrze albo wcale. To też ważna przyczyna, ale przecież nie jedyna. Gdyby tylko o to chodziło, nie byłoby tak masowego zrywu serc. Dominowałoby milczenie.
Choć to trudne, na razie nic więcej nie napiszę.
A pogoda rzeczywiście niczego sobie. W piątek byłem na najdłuższej opracowanej przeze mnie trasie rowerowej, liczącej ok. 20 km. Przejechanie tego dystansu zajęło mi ok. 2 godzin. Teraz też robi się coraz ładniej i cieplej. To ostatnie może być zaletą, a może być i wadą. Szczególnie biorąc pod uwagę „wspaniałe” Kaliskie Linie Autobusowe, w których pojazdach okna się nie otwierają, a klimatyzacji też nie ma. Nie wiem, czy nie jest to niezgodnie z Konwencją w sprawie zakazu stosowania tortur oraz innego okrutnego, poniżającego lub nieludzkiego traktowania albo karania.
Zwyczajowo można by zacząć od raportu pogodowego. Dosyć to nudne. A jednak. Aura się popsuła. Widok za oknem nie jest zbyt zachęcający, a było już tak ładnie. Oczywiście nie oznacza to, że spadł śnieg, bo nie spadł (a przynajmniej w Kaliszu), ale jest zimno i leje, i mokro i w ogóle pogoda nie zachęca do wyjścia na dwór.
Mnie to oczywiście nie odstrasza, bo jak mawiają Skandynawowie: nie ma złej pogody, jest tylko źle dobrane ubranie.
Ostatnio w szkole omawialiśmy arcy-dramat, tj. „Szewców” Witkacego. Średnio wiadomo, o co tam chodzi, niemniej jednak można tam znaleźć kilka ciekawych cytatów, które jak zwykle zamieszczę.
O ludziach
Tak – nie bardzoście się wysilili na ten spicz przez s, p, i “cze”. Ja, wicie, Jędrek, znam Kretschmera z wykładów tej tam intelektualnej lafiryndy, Zahorskiej, w naszej Wolnej Wszechnicy Robotniczej. Oj, wolna ona, wolna – raczej rozwodniona jest ta nasza Wszechnica. Sami się częstują twardą wiedzą, a na nas to tę biegunkę umysłową puszczają, aby nas jeszcze gorzej zatumanić, niż to chciały wszelkie religianty na usługach feudałówi ciężkiego się przemysłu wygłupiające. A wam mówię, Jędrek, że to schizoidalna psychologia. Nie wszyscy są tacy. To rasa ginąca. Coraz więcej jest na tym świecie pykników. Ma se radio, ma se stylo, ma se kino, ma se daktylo, ma se brzucho i nieśmierdzące, niecieknące ucho, ma se syćko jak się patrzy – czego mu trza? A sam w sobie jest ścierwo podłe, guano pogodne przebrzydłe. To je pyknik, wis? A taki niezadowolony ze siebie to ino mąt na świecie czyni, żeby siebie przy tym przed sobą wywyższyć i siebie sobie pokazać lepszym, niż naprawdę jest – nie być ino pokazać, i nie lepszym ino takim fajniejszym, wyhyrniejszym. Tak ci to wyhyrma przed sobą. (po pauzie) A ja to sam nie wiem, jaki jestem: pyknik czy schizoid?
O radości z pracy
O gołąbeczko moja! Ty nie wiesz, jak szczęśliwą jesteś, że pracować możesz! Jak się nam rwą do pracy te gicale i paluchy śmierdzące, jak się syćko w nas do tej jedynej pocieszycielki wypina, jaze do penknięcia. A tu nic. Patrz w szarą, chropawą do tego ścianę, wariuj, ile chcesz. Myśli lazą jak pluskwy do łóżka. I puchną te bolące wątpia z nudy tak strasznej, jak góra Gauryzankar jaki, a śmierdzącej jak Cloaca Maxima, jak Mount Excrement. (…) Kiedy pracy ni ma i nic z tego być nie może. (Pełznie do kraty. Do Księżnej) Jasna Pani: ukochana, jedyna moja pieszczotko, koteczko transcendantalna, metapsychiczne cielątko boże, bogoziemiemne, a tak przyjemne, zmyślne i pojętne jak myszka jaka czy co – ty nie wiesz, jak szczęśliwą jesteś, że pracę masz!
Księżna o sobie
Na piedestał, na piedestał mnie co prędzej! Nie mogę żyć bez piedestału!(śpiewa)
Trzymajcie mnie, trzymajcie mnie, ach na tym piedestale,
Bo się za chwilę cała z niego sama, ach, na pysk wywalę!
Wbiega na piedestał i tam staje w chwale najwyższej z rozpiętymi nietopezimi skrzydłami w łunie bengalskich i zwykłych ogni, które nie wiadomo jakim cudem na prawo i lewo się zapalają. Scuryy zawył jak nieboskie stworzenie.
Oto staję w chwale najwyższej na przełęczy dwóch światów ginących!
Ostatnio w szkole na polskim mówimy o „Weselu” Sławomira Mrożka. Całkiem ciekawa sztuka, choć chwilami trochę trzeba pomyśleć, bo ją zrozumieć. Choć pewnie tak miało być, tylko ja wolno myślę. Tak, czy owak, nie mogę powstrzymać się od wypisania kilku cytatów.
O katafalku stojącym w mieszkaniu
STOMIL Formalnie nie mam nic przeciwko niemu. Nawet, powiedziałbym, wzbogaca rzeczywistość, pobudza wyobraźnię. Ale ta wnęka by mi się przydała do eskperymentów.
ELEONORA Masz dosyć miejsca gdzie indziej.
EUGENIA Ja bym też wolała, żebyście to wynieśli. Artur nie będzie się mógł znęcać nade mną.
ARTUR(bije pięścią w stół) Właśnie! W tym domu panuje bezwład, entropia i anarchia! Kiedy umarł dziadek? Dziesięć lat temu. I nikt nie pomyślał od tego czasu, żeby usunąć katafalk! To nie do pojęcia! Dobrze żeście usunęli chociaż dziadka!
EUGENIUSZ Dziadka nie dało się dłużej trzymać.
O męskości
…Żeby jako dorobić ideologię do swojego braku wyobrani, mężczyni wymyślili pojęcie honoru. Wymylili także negatywne pojęcie „zniewieściałoci”. Oba te pojęcia służą im do zabezpieczenia ich męskiej wspólnoty przed dezercją, do utrzymania w ryzach solidarności męskiej pod groźbą napiętnowania każdego mężczyzny, któremu by przyszły do głowy jakie wątpliwości. Nic dziwnego, że po przeciwnej stronie utworzyła się, naturalnym odruchem samoobrony, wspólnota kobiet, dzieci i artystów. Na ogół mężczyni nie wychowujš dzieci. W najlepszym wypadku oddają raz na miesiąc pewną ilość pieniędzy na ten cel. Nic dziwnego, że potem masakra wydaje im się zajęciem nie tylko chwalebnym i lubym, ale także pożytecznym.
Dzisiaj wiadomość, która jest dość ważna dla finalisty Olimpiady Wiedzy o Prawach Człowieka. Wczoraj firma Google podała, że nie będzie już dłużej cenzorować wyników wyszukiwania w chińskiej wersji wyszukiwarki. Lege: nie będzie współpracować w tej dziedzinie z rządem ChRL. Nareszcie.
Oto, co napisali na swoim blogu:
On January 12, we announced on this blog that Google and more than twenty other U.S. companies had been the victims of a sophisticated cyber attack originating from China, and that during our investigation into these attacks we had uncovered evidence to suggest that the Gmail accounts of dozens of human rights activists connected with China were being routinely accessed by third parties, most likely via phishing scams or malware placed on their computers. We also made clear that these attacks and the surveillance they uncovered — combined with attempts over the last year to further limit free speech on the web in China including the persistent blocking of websites such as Facebook, Twitter, YouTube, Google Docs and Blogger — had led us to conclude that we could no longer continue censoring our results on Google.cn.
So earlier today we stopped censoring our search services — Google Search, Google News, and Google Images — on Google.cn. Users visiting Google.cn are now being redirected toGoogle.com.hk, where we are offering uncensored search in simplified Chinese, specifically designed for users in mainland China and delivered via our servers in Hong Kong. Users in Hong Kong will continue to receive their existing uncensored, traditional Chinese service, also from Google.com.hk. Due to the increased load on our Hong Kong servers and the complicated nature of these changes, users may see some slowdown in service or find some products temporarily inaccessible as we switch everything over.
(1) W piątek miałem studniówkę – wielka uroczystość. Trochę się tego bałem, ale okazało się, że – oczywiście – niepotrzebnie. Było świetnie. Uroczystość odbyła się w nowej sali w Kaliszu – Aljo; miejsce jest naprawdę godne pochwały (Nie jak w tym beznadziejnym rendez-vous, czy jak to się nazywa, gdzie nie ma klimatyzacji, a okna się nie otwierają). Tańczyłem poloneza, występowałem w kabarecie; siedziałem do 3 nad ranem.
(2) Nowe wydanie zimy. Ta zaatakowała na dobre: śnieg do pasa, ale jest naprawdę ślicznie. Mniej ślicznie jest na ulicach, bo służy drogowe zupełnie nic sobie z tego nie robią i nawet w centrum miasta „odśnieżone” jest tyle, co wyjeździły samochody.
(3) Owsiak obchodzi XVIII urodziny swojego Dzieła, to jest Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – a media w służbie Moherowego Imperium, nań plują. Obrzydliwe.
Tuż przed osiemnastym finałem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zaktywizowali się słuchacze Radia Maryja, którym toruńska rozgłośnia chętnie udostępnia swoje audycje, aby mogli do woli szkalować Jerzego Owsiaka. („Gazeta Wyborcza”)
Słuchacze rozgłośni toruńskokatolickiej zarzucają Orkiestrze, że nie rozlicza się ze swoich finansów. A Rydzyk to się może rozlicza?! Takie zarzuty są po prostu śmieszne. Powinniśmy się cieszyć, że jest ktoś taki, kogo akcje nie kończą się na słowach i którego namacalne dowody działalności można znaleźć niemal w każdym szpitalu w kraju. A co daje RM? Grillowane opłatki przed bazyliką kaliską w pierwszy czwartek miesiąca?
Mam chwilę przerwy, dobry więc to czas, by zaktualizować stronę. A trochę ją zapuściłem. Istnieje więc duże niebezpieczeństwo, że nie napiszę o tym wszystkim, o czym bym chciał.
Matury. Jakiś miesiąc temu pisaliśmy próbną maturę z matematyki (tej, o której już tyle razy pisałem). Jej bezsens ukazał się w arkuszu w całej swej krasie, a potwierdziły to jeszcze wyniki. Gdy je obwieszczono, opinie były sprzeczne:
Aż 76 proc. tegorocznych maturzystów zdało próbną maturę z matematyki – ogłosiła wczoraj Centralna Komisja Egzaminacyjna. Według dyrektorów szkół do dobry wynik.
Próbę zaliczyło 76 proc. – Jeśli taki wynik powtórzy się w maju, będzie to tragedia narodowa – ostrzega szef CKE.
Jest to trochę śmieszne. Moim zdaniem, matura poszła dobrze, bo myślałem, że nie zda ok. 50%. I tak było, ale nie w liceach, gdzie zdało 80% uczniów. Ale co z tego, kiedy zadania zupełnie nie były zróżnicowane i tak naprawdę niewiele sprawdzały. Pokazuje to krzywa wyników z poszczególnych zadań, na której widać, że były one do bani.
Dostaniemy około 15 wyniki matur, które będą wyglądały mniej więcej tak:
911123
0
1
0
1
1
1
0
1
1
Czyli będziemy sobie mogli zgadywać, co zrobiliśmy dobrze, a co źle. Wyniki ogólnopolskie są dostępne tutaj.
Ale nie samą maturą z matmy żyje człowiek. Trzecioklasiści żyli jeszcze wymysłami wydawnictwa Operon, które w ramach „świetnego” chwytu marketingowego proponują wątpliwej jakości reklamę, czyli zafundowanie próbnej matury. Krążą bowiem plotki, że OKE nie chce takowej organizować, jak to drzewiej bywało. Ja pisałem z polskiego, angielskiego i historii. Ogólnie poszło mi dobrze, choć nauczyciele u mnie w szkole się zbuntowali i powiedzieli, że matur z polskiego nie będą sprawdzać. Więc po co w ogóle je pisaliśmy? Za to maturę z historii rozszerzonej napisałem najlepiej w szkole. Jakiś chociaż sukces.
Moja osiemnastka. 23 listopada 2009 roku skończyłem osiemnaście lat. Niech żyję ja!
Pogoda. Jest już grudzień, więc jest też mróz. Zapowiadano śnieg w całej Polsce, ale oczywiście nic z nieba nie zleciało.
Ostatnio przeczytałem książkę, która Giertychem „wstrząsnęła” – czyli „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza. Książka jest rzeczywiście bardzo dobra, rozumiem też, czemu G. się nie podobała.
Jest tam wiele ciekawych (i prawdziwych) spostrzeżeń dotyczących rzeczywistości. Przy okazji napisanych z humorem.
O krytyce literackiej
„Jakże zazdrościłem owym literatom wysublimowanym już w kolebce i widać predestynowanych do wyższości, których Dusza funkcjonowała nieustannie wzwyż, jakby szydłem łechtana w sam tyłek.”
Uwielbiam taką ironię.
O języku łacińskim
„Nie może być nic logiczniejszego niż język, w którym wszystko, co nielogiczne, jest wyjątkiem.Us, us, us (…) – cóż to za czynnik rozwoju!”
O artyście i odbiorcy sztuki
„Znikoma część świata, szczupłe grono specjalistów i estetów, światek nie większy od małego palca, który w całości mógłby zmieścić się w jednej kawiarni, wciąż tam między sobą się urabia wyciskając coraz bardziej wyrafinowane postulaty. Lecz, co gorzej, gusta te nie są właściwie gustami — nie, wasza konstrukcja smakuje im tylko w części, w dużo większej części smakuje im własne znawstwo w przedmiocie konstrukcji. Po toż zatem twórca usiłuje wykazać zdolność konstrukcyjną, aby znawca wykazać mógł swoje znawstwo w tym przedmiocie? Cicho, cyt, misterium, oto pięćdziesięcioletni twórca tworzy klęcząc przed ołtarzem sztuki z myślą o arcydziele, harmonii, precyzji, pięknie, duchu i przezwyciężeniu, oto znawca zna się pogłębiając tworzywo twórcy w pogłębionym studium, po czym dzieło idzie w świat do czytelnika, — i to, co zostało poczęte z męką całkowitą i zupełną, przyjęte zostaje nad wyraz cząstkowo, pomiędzy telefonem i kotletem. Tu pisarz duszą, sercem, sztuką, trudem, męką karmi — a tu czytelnik wcale nie chce, a jeśli i zechce, to od niechcenia, tak sobie, póki nie odezwie się telefon. Drobne realia życiowe was gubią. Jesteście jak człowiek, który wyzwał smoka do walki, lecz którego mały pokojowy piesek zapędzi w kozi róg.”
O artystach
„Ale gdyby ktoś zrobił mi taki zarzut: że ta cząstkowa koncepcja nie stanowi, Bogiem a prawdą, żadnej koncepcji, a tylko bzdurę, kpinę, nabieranie gości, i że ja, zamiast poddawać się surowym prawidłom i kanonom sztuki, próbuję wykpić się im ową kpiną — odpowiedziałbym, że tak, że właśnie, że takie, a nie inne są moje zamiary. I — na Boga — nie waham się przyznać — ja pragnę uchylić się tyleż waszej Sztuce, panowie, której nie mogę znieść, ile wam samym… ponieważ i was nie mogę znieść z waszymi koncepcjami, z waszą artystyczną postawą i z całym waszym światkiem artystycznym.”
O odbiorze sztuki
„Tak więc, gdy na estradzie pianista bębni Szopena, mówicie, że czar Szopenowskiej muzyki w kongenialnej interpretacji genialnego pianisty oczarował słuchaczy. Lecz, być może, w rzeczywistości żaden ze słuchaczy nie został oczarowany. Nie jest wykluczone, że gdyby im nie było wiadome, że Szopen jest wielkim geniuszem, a pianista — również, z mniejszym wysłuchaliby żarem tej muzyki. Jest możliwe również, że jeśli każdy z nich, blady z entuzjazmu, bije brawo, krzyczy i się miota, należy przypisać to temu, iż inni także miotają się krzycząc, albowiem każdy z nich myśli, że inni doznają straszliwej rozkoszy, nadziemskiego wzruszenia, wobec czego i jego wzruszenie zaczyna rosnąć na cudzych drożdżach; i w ten sposób łatwo może się wydarzyć, że choć nikt na sali nie został bezpośrednio zachwycony, wszyscy przejawiają oznaki zachwytu — ponieważ każdy przystosowuje się do swych sąsiadów. I dopiero gdy wszyscy w kupie podniecą się między sobą należycie, dopiero wówczas, mówię, te oznaki wywołują w nich wzruszenie — musimy bowiem przystosowywać się do naszych oznak.”
O sztuce dobrej i złej
„O, nie, ten pisarz, o którym mówię, nie będzie oddawał się pisaniu dlatego, że uważa się za dojrzałego, lecz właśnie ponieważ zna swą niedojrzałość i wie, że nie posiadł formy i że jest tym, kto się wspina, ale nie wylazł jeszcze, i tym, kto się robi, ale jeszcze się nie zrobił. I jeśli przytrafi mu się napisanie dzieła nieudolnego i niemądrego, powie: — Doskonale! Napisałem głupio, lecz nie zawierałem z nikim kontraktu na dostawę samych dzieł mądrych, doskonałych. Dałem wyraz mej głupocie i cieszę się z tego, bowiem niechęć i surowość ludzka, jaką pobudziłem przeciw sobie, kształtuje mnie i urabia, stwarza jak gdyby na nowo, i oto jestem jeszcze raz na nowo urodzony. — Z czego widać, że wieszcz o zdrowej filozofii tak mocno jest utwierdzony w sobie, iż nawet głupota i niedojrzałość go nie przestraszają ani mogą mu zaszkodzić — z podniesionym czołem może on się wyrażać i objawiać w swojej indolencji, podczas gdy wy nic prawie nie jesteście już w stanie wyrazić, ponieważ strach wam głos odbiera.”
O korzyściach wynikających z korzystania z toalety
„Zanim weszła do łazienki, zboczyła na chwilę z podniesionym czołem do closet water i zniknęła tam kulturalnie, mądrze, świadomie i inteligentnie, jak kobieta, która wie, iż nie należy wstydzić się funkcji naturalnej. Wyszła stamtąd dumniejsza niż weszła, jakby – pokrzepiona, rozjaśniona i uczłowieczona, wyszła jak gdyby ze świątyni greckiej! A wówczas pojąłem, że wchodziła przecież także jakby do świątyni. Z tej świątyni czerpały moc nowoczesne inżynierowe i mecenasowe! Codziennie wychodziła z tego miejsca coraz lepsza, coraz bardziej kulturalna dzierżąc wysoko sztandar postępu i stąd brała się inteligencja oraz naturalność, którymi znęcała się nade mną.”
O męczarni formy
„Lecz któraż jest męczarnia główna i fundamentalna? Gdzie jest pramęczamia księgi? Gdzieżeś, pramatko mąk? Im dłużej wnikam, badam i przetrawiam, tym wyraźniej widzę, iż właściwie główną, zasadniczą męką jest, jak mi się zdaje, po prostu męka złej formy, złego exterieur’u, czyli inaczej mówiąc męczarnia frazesu, grymasu, miny, gęby – tak, oto jest źródło, krynica, zaczątek i stąd harmonijnie wypływają wszystkie bez wyjątku pozostałe cierpienia, szały i udręki.”
Oprócz masy dziwnych pomysłów związanych z maturą i studiami, jest jeszcze inna sprawa. Ja sobie zdawałem zdawałem z tego sprawę od dawna, ale dzisiaj zwróciła na to uwagę „Gazeta Wyborcza”. Chodzi o ilość egzaminów. Ja doliczyłem się, że w pierwszym tygodniu zdaję ich 6, a to nie koniec. Polski x2 + 1 (podstawa i rozszerzenie, ustny); angielski: 2×2 (pisemny i ustny, podstawa i rozszerzenie) + matma + historia + WOS. Czyli razem 10. Wspomnę jeszcze, że z polskiego i angielskiego będę pisał po 2 egzaminy jednego dnia. CKE pogratulować.
Ale ich to nie obchodzi:
CKE zdecydowała się zmieścić 29 terminów w 15 dni, czyli i tak wydłużyła sesję o 1 dzień w porównaniu z 2009 r. Ceną za to rozwiązanie jest narażenie pewnej (niedającej się w tej chwili przewidzieć) liczby młodzieży na trud dwóch egzaminów w ciągu jednego dnia i pewnej liczby nauczycieli na pracę w sobotę. [całość]