Taki dziś się zrobił ładny dzień. To znaczy nie od razu. O szóstej rano było ‑6ºC, czyli było całkiem zimno. Dla odmiany teraz jest chyba +6ºC; w każdym razie jest dość ciepło, a słońce zagląda w okno, więc widać, jakie jest brudne. Teraz trzeba mieć nadzieję, że niedługo zacznie się wszystko zielenić.
Ten sennowiosenny nastrój z pewnością zmienił tramwaj, który wykoleił się na Kórnickiej, niemal na moich oczach. Wyglądało to dość efektownie, bo nie co dzień widzi się koła tramwaju na chodniku.
A może ten tramwaj miał (jak to kiedyś w Trójce ujął W. Mann) wiosenne ocipienie?
PS. Można o tym też przeczytać na stronie MPK.
Powyżej zamieszczam łącze do artykuły znalezionego w sieci poświęconego wystawie zorganizowanej w Stanach Zjednoczonych na temat pamiętników i dzienników sławnych ludzi. Wśród zdjęć można obejrzeć osobiste „relikwie” należące do królowej Wiktorii, Alberta Einsteina i Charlotte Bronte. Jest tam też manuskrypt Confessionesśw. Augustyna, bo to przecież też rodzaj pamiętnika (i spowiedzi).
W ferworze różnych noworocznych spraw zapomniałbym napisać o czymś bardzo ważnym! W piątek byłem na fantastycznym koncercie w wykonaniu Wrocławskiej Orkiestry Barokowej, Chóru Filharmonii Wrocławskiej i czterech solistów.
Anna Mikołajczyk – sopran
Ewa Marciniec – alt
Marcus Ullmann – tenor
Jarosław Bręk – bas Chór Filharmonii im. Witolda Lutosławskiego we Wrocławiu
W Nowy Rok wchodzę 159. wpisem na tej stronie. Wypadałoby go zacząć optymistycznie – np. przy pomocy ładnych zdjęć. Ja wczoraj kilka zrobiłem. Teraz nie mam tyle czasu, by spacerować, szczególnie z aparatem. A chciałem sobie przypomnieć miejsca, w których nie byłem od jesieni. Pogoda jest ładna, trochę wietrzna, w okolicach 0ºC. Śnieg trochę topnieje, ale myślę, że mróz jeszcze chwyci.
Dzisiaj wyjeżdżam z Poznania na weekend (jutro mamy wolne z powodu otwarcia Collegium Iuridicum Novum, które – nota bene – miało nastąpić ponad miesiąc temu). Potem przyjadę tylko na 2 dni, na ostatnie przedświąteczne zajęcia.
Wczoraj wybrałem się wieczorem zobaczyć nocne iluminacje, jakie przygotowano w Poznaniu.
Jesień jesienią, ale nie samą pogodą żyje człowiek. Wczoraj byłem pierwszy raz w Czytelni Ogólnej Biblioteki Uniwersyteckiej. O ile obsługa Wypożyczalni może być na początku odrobinę skomplikowana, o tyle, korzystanie z Czytelni wymaga znacznie większej ilości finezji. Tym bardziej, że w bibliotece jest teraz remont i potęguje to jeszcze uczucie zagubienia u osób odwiedzających Ją pierwszy raz.
Po względnym ujarzmieniu Czytelni poszedłem na wystawę, o której dowiedziałem się przypadkowo:
Niektórzy chodzą i stękają, że już jesień, że zimno, że to, że tamto… A przecież jest piękna pogoda! Wystarczy wyjrzeć za okno i popatrzeć na lecące z góry liście, by zobaczyć, jak jest ładnie. Bywa zimno rano, czy wieczorem, ale – jak mawiają Norwegowie – nie ma złej pogody, jest tylko źle dobrane ubranie. Ja dzisiaj korzystając z wolnej chwili udałem się do poznańskiego Parku Wilsona, by tam podpatrzeć jesień.
Większość ubiegającego właśnie tygodnia spędziłem w Poznaniu. Miałem już pierwsze zajęcia. Było to dopiero wprowadzenie, a plan nie – póki co – dosyć luźny, więc nie było źle. Nauki na razie nie było zbyt wiele (to się pewnie z czasem zmieni), więc nie przeżyłem takiego wstrząsu, jakim straszą zawsze licealistów wybierających się na studiach. Choć znam osoby, które np. wybrały się na politechnikę i one mają młyn już od pierwszego tygodnia studiowania.
Jeśli chodzi o prawo, to dowiedziałem się, jak na razie, że: (1) funkcja uwalniająca języka jest wtedy, gdy ktoś powie brzydkie słowo (2) Kopernik wiedział, że p (3) Iustitia est constans et perpetua voluntas ius summum cuique tribuendi (4) 8 października 1940 urodził się John Lennon itd.
Ostatnie trzy dni spędziłem w Poznaniu, gdzie właśnie jestem w trakcie rozpoczynania studiów na Wydziale Prawa i Administracji UAM na kierunku prawo (stacjonarne jednolite magisterskie – dla dociekliwych). Z tą stacjonarnością jest największy problem, bo wiąże się ona z przenosinami do Stolicy Wielkopolski. Zamieszkałem na stancji na Osiedlu Lecha. To zupełne obrzeża Poznania, ale tramwajem do centrum jedzie się dość szybko. Zajęcia prowadzone będą w nowo otwartym Collegium Iuridicum Novum, którego otoczenie jest jeszcze jednym wielki placem budowy. Najlepiej kupić sobie kalosze.
Póki co mieliśmy szkolenie z zasad studiowania oraz Inaugurację Roku Akademickiego. Poza tym miałem trochę czasu na zwiedzanie miasta. Byłem między innymi w Cytadeli. Teraz jestem w Kaliszu, ale jutro znowu wracam do Wielkiej Pyry. A od poniedziałku pierwsze zajęcia.
W dniach od 16 do 19 września byłem w Warszawie, w odwiedzinach u rodziny. W Stolicy byłem nie pierwszy raz, ale dopiero teraz miałem okazję pozwiedzać trochę i zobaczyć parę ciekawych miejsc.
Dzień I
Był bardzo wypełniony, gdyż zaplanowałem sobie wizyty w trzech miejscach: Zamku Królewskim, Muzeum Fryderyka Chopina i Muzeum Narodowym. Na Krakowskie Przedmieście przyjechałem autobusem 503 i skierowałem się w kierunku pałacu.
W Zamku Królewskim zobaczyłem trzy wystawy: ekspozycję stałą, fragment zbiorów z Muzeum Czartoryskich w Krakowie oraz „85-lecie Polskiego Radia”. Na szczególną uwagę zasługuje druga z wymienionych, ponieważ wśród dzieł sztuki znajduje się „Dama z Łasiczką” Leonarda da Vinci. Choćby dlatego warto było się tam pofatygować. Jeśli chodzi o pałac, to jest on niesamowicie elegancki, ale tak samo jest niemal wszędzie. Można w nim zobaczyć wiele obrazów znanych z podręczników (np. Zaprowadzenie chrztu Matejki), czy sal pokazywanych często w telewizji przy okazji różnych uroczystości państwowych.
Drugie w kolejności zwiedzania było Muzeum Fryderyka Chopina, do którego bilet kupiłem już parę dni przed wyjazdem (przez internet). Było zachwalane w mediach, mnie jednak trochę rozczarowało. Ze smutkiem przyznaję, że nie dowiedziałem się w nim o kompozytorze niczego, ponad to, co już wiedziałem. Może, gdyby był przewodnik, byłoby inaczej. Niestety zamiast tego po całym pałacu biegała banda rozbestwionych, hałasujących i wyraźnie znudzonych bachorów, które uniemożliwiała oglądanie ekspozycji w spokoju, czy choćby posłuchanie utworów w ciszy. Chyba zadanie odchamiania narodu się tutaj nie udało.
W końcu udałem się do Muzeum Narodowego; 7 złotych za bilet to bardzo udana inwestycja. W środku czeka nas bowiem, chyba kilkukilometrowy spacer po salach z rzeźbami, obrazami, artykułami codziennego użytku ze wszystkich niemal epok i z różnych miejsc. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Nawet, jeśli ktoś nie lubi określonej dziedziny sztuki lub epoki z jej historii, tutaj ma szansę zmienić swoje zdanie. Wybór jest bowiem ogromny. Przykładowo, jak nigdy nie byłem fanem sztuki starożytnej, która wydaje mi się nudna. Jednak w MN jest wspaniała galeria monumentalnych posągów ze Starożytnego Rzymu, które bardzo mi się spodobały.
Na szczególną uwagę zasługuje Galeria Sztuki Wczesnochrześcijańskiej, unikatowa na skalę światową. Prezentuje ona znaleziska odkopane przez prof. Michałowskiego stojącego na czele polskiej ekspedycji archeologicznej w Faras (Egipt). W Galerii znajdują się najróżniejsze rzeźby, freski etc.
Wspaniała jest także Galeria Sztuki Średniowiecznej. Tu – jest na co patrzeć! Nie tak dawno temu byłem w Muzeum Narodowym w Poznaniu, gdzie oglądałem galerię sztuki średniowiecznej – mocno rozczarowującą; jest nudna, mała, nieciekawa. A w Warszawie mamy gotyk, jak się patrzy!
Dzień II
W piątek odwiedziłem kolejne miejsca: Łazienki Królewskie i Ogród Saski. Miałem też okazję do lepszego poznania centrum miasta. Byłem w okolicach Marszałkowskiej, na al. Szucha. Widziałem wiele różnych instytucji państwowych (np. MSZ, MEN). Trochę zabłądziłem w okolicach Łazienek, Alei Ujazdowskich i ul. Agricola (której chyba nie ma na mapie). Ale to nie szkodzi, bo jest tam wszędzie bardzo ładnie.
Na szczególną uwagę zasługuje PARK-MUZEUM Łazienki Królewskie, gdzie jest wiele podręcznikowych wręcz obiektów – np. Pałac na Wodzie. Jest tam bardzo przyjemnie, ale o tym chyba nikomu nie muszę mówić. Można usiąść na ławce, a dookoła skaczą po drzewach wiewiórki i przechadzają się pawie.
Dzień III
Trzeciego dnia pojechaliśmy do Pałacu w Wilanowie, gdzie też jest bardzo fajnie, choć przeprowadzane są tam teraz różne remonty. Można obejrzeć galerię fotografii w Oranżerii, ale większość eksponatów to dziwne plamy „bez tytułu”.
Trzeba też poruszyć temat, o którym media ględzą i ględzą. Chodzi o fanatyków okupujących Krakowskie Przedmieście, o czym pisałem już nie raz, choć może nie powinienem, bo robi się to nudne, a sam fakt tego, co się działo, jest wystarczająco żałosny. Oczywiście – będąc w Warszawie – nie mogłem przegapić spaceru po Krakowskim Przedmieściu, ale – że nie znam Miasta – to nie wiedziałem, „co i jak”. Najpierw zobaczyłem flagę Kanady, pomyślałem więc, że może to jakiś happening studentów Uniwersytetu, bo to przecież niedaleko. Zamiast tego byli to chyba jednak fani Radia Maryja z Kanady, zamroczeni pisowskim fanatyzmem. Wszędzie było pełno ekip telewizyjnych, ale ludzi okupujących Pałac było w sumie niewielu. Robili jednak wystarczające zamieszanie, bym nie zauważył, że krzyża wcale już tam nie ma. Dowiedziałem się o tym dopiero po powrocie domu. Taki z tego wniosek, że może gdybym pojechał do stolicy wcześniej, to może i problem krzyża może choćby częściowo został rozwiązany szybciej 🙂
Dzisiaj pojechałem na rowerze do Saczyna. Z moich obserwacji wynika, że jesieni jeszcze nie widać, choć pewnie gdzieś tam na horyzoncie zaczyna się czaić. Ale przecież jesień, to chyba najładniejsza pora roku.