Moje plany wakacyjne nie są jeszcze sprecyzowane, choć mija już któryś tydzień wakacji. Do tej pory nie miałem nawet za bardzo czasu by o tym myśleć, bo odbywałem (z własnej woli) praktyki. Ponieważ te już się skończyły, będę miał jeszcze więcej czasu na jeżdżenie na rowerze 😀
Wakacje
Wiosna z deszczem
Nadszedł już z dawna oczekiwany długi weekend majowy. Pogoda jest zupełnie nienadzwyczajna, bo od dwóch dni pada, więc nawet na rowerze jeździć nie można. W maju na szczęście będzie jeszcze jeden długi weekend.
We wtorek musiałem znowu jechać pociągiem Bydłowozów Regionalnych i nawet skarg nie chce mi się już pisać. Nie mam jednak wątpliwości, że sposób w jaki traktuje się pasażerów w tych pociągach podpada pod Konwencję w sprawie zakazu stosowania tortur oraz innego okrutnego, nieludzkiego lub poniżającego traktowania albo karania.
Na pocieszenie wstawiam kilka zdjęć zrobionych, gdy pogoda bardziej dopisywała.
Po trzech tygodniach zajęć
Bardzo się ostatnio opuściłem w prowadzeniu swojej strony internetowej; tak się jednak składa, że od trzech tygodni trwa już rok akademicki i na brak zajęć nie narzekamy. Choć to dopiero początek, wszyscy myślą już tylko o tym, kiedy będzie długi weekend – a to jeszcze prawie dwa tygodnie do listopada.
Ja również nie mam teraz wiele czasu, wszystko dzięki temu, że mam niezbyt dobry plan. Dobrze, że w drugim semestrze powinno być lżej. Choć dnie mam zupełnie wypełnione, to znalazłem jednak trochę czasu na wędrówki z aparatem by zrobić zdjęcia.
Wystarczy wyjrzeć za okno by zobaczyć zdecydowanie najpiękniejszą porę roku – jesień. Dzisiaj w Trójce Wojciech Mann stwierdził, że jesień to właściwie jak wiosna, tyle że na odwrót. Ja osobiście zdecydowanie wolę jesień.
Zdjęcia poniżej zostały zrobione tydzień temu: w trzech Parkach: Wilsona, Cytadeli i Sołackim. Zdjęcia „mgliste” zostały zrobione pewnego poranka na moim osiedlu.
Nowy rok!
Oczywiście, że nowy rok; ale nie kalendarzowy, tylko akademicki. Zaczyna się jutro.
W piątek zawiozłem swoje klunkry do Poznania po to, by jutro się tam ostatecznie, choć tymczasowo wprowadzić na czas nowego roku akademickiego. Zaczynam bowiem trzeci rok studiów na UAM.
Mógłbym się rozpisywać, jak ten czas szybko leci itd… lepiej jednak zająć się tym, jaka jest jeszcze ładna pogoda. W sam raz na wycieczki rowerowe. Poniżej załączam kilka zdjęć. Niby rozpoczęła się kalendarzowa jesień, ale w sumie to jeszcze jej nie widać.
Życzę miłego oglądania. Tymczasem ja za chwilę znowu ruszam w drogę!
Budapeszt
Przyszedł czas, bym wreszcie opowiedział o podróży roku. Wczoraj wróciłem z kilkudniowego wyjazdu do Budapesztu. Po drodze zahaczyłem też o Kraków. Myślałem, że będę o swoich wojażach informować na bieżąco, ale atrakcji było tyle, że nie miałem czasu.
Wyjechaliśmy 14 września, w piątek; jadąc pociągiem z przesiadką w Łodzi dojechaliśmy do Krakowa. Następnego dnia o 15.00 mieliśmy autobus do Budapesztu, który na miejscu był ok. 21.30.
Kraków
W Krakowie nigdy wcześniej właściwie nie byłem. Piszę „właściwie”, bo przejazdem Kraków mijałem; byłem tam chyba też kiedyś ze 3 godziny czekając na inny pociąg. Teraz jednak miałem dopiero okazję, by stolicę Małopolski zwiedzić w miarę gruntownie.
Mieszkaliśmy w hostelu w centrum miasta, więc nie było problemu z dojściem na Rynek czy Wawel. Byliśmy rzecz jasna we wszystkich obowiązkowych punktach: Rynek, Sukiennice (zwiedzanie podziemi + muzeum sztuki polskiej), Kazimierz, Wawel. W niedługim czasie daje się naprawdę wiele zobaczyć.
Szczególnie polecam muzeum sztuki w Sukiennicach. Urządzone jest na wysokim poziomie; nie jest przeładowane – są tam tylko 4 sale, a prezentowane dzieła są starannie wybrane. Jest to szczególnie ciekawe dla osób, które szybko się męczą sztuką 🙂
Wszystkie zdjęcia z Krakowa.
Na koniec dodam, że Kraków to naprawdę miasto na światowym poziomie (pełne turystów) i niczego nie musimy się w nim wstydzić.
Budapeszt
Gdy rok temu wróciłem z Pragi zadowolony, powiedziałem „a za rok pojadę do Budapesztu”. W tym miesiącu się to spełniło.
Wyjechaliśmy z Krakowa autobusem; na miejscu byliśmy późnym wieczorem. Do Polski wróciliśmy nocnym pociągiem w środę, cztery dni później. Mieszkaliśmy w hostelu znajdującym się w wyjątkowo obskurnej (okolica bardzo klimatyczna) kamienicy.
Budapeszt jest jednym miastem dopiero od lat 70. XIX wieku. Wcześniej, były to 3 mniejsze ośrodki: Buda, Peszt i Obuda. Buda znajduje się na wzgórzach, przez wieki była siedzibą węgierskich władców. Peszt jest płaski jak stół i raczej dziewiętnastowieczny; pełen eleganckich alei i dostojnych budowli. Rozkwit miasta przypadł na przełom XIX i XX wieku, gdy o obchodzony 1000-lecie istnienia państwa węgierskiego (choć wtedy była to przecież monarchia austro-węgierska). Wtedy powstały najważniejsze zabytki, jak siedziba parlamentu, bazylika św. Stefana, plac Bohaterów, czy w końcu pierwsza, zabytkowa linia metra.
Buda jest zupełnie inna: pełna małych placyków, wąskich uliczek i domów, ale XV-wiecznych.
Szczególnie godne zapamiętania są:
- siedziba Parlamentu, choć trzeba odstać swoje w kolejce;
- bazylika św. Stefana, budynek monstrualny, widoczny z każdego wyższego miejsca w mieście,
- aleja Andrassy, która jest atrakcją samą w sobie, z Oktogonem (plac), placem Bohaterów, Domem Terroru, Żółtą linią metra;
- baszta rybacka;
- zakamarki Budy;
- kąpieliska z Szechenyi na czele.
Wyprawa na początek września
Blues Brothers i reszta
Wczoraj byliśmy na festiwalu Pawła Bergera w Kaliszu; koncerty trzech zespołów: Dżem, Planet of the Abts i Blues Brothers.
Gdy chodzi o Dżem, to grali całą masę jakiś rzewnych piosenek i koncert był długi (chyba ze 2,5 godziny). Wokalista śpiewa tak niewyraźnie, że nie idzie niczego zrozumieć. Ale na szczęście były też 2 czy 3 fajne piosenki.
Była to niezła rozgrzewka przed drugim zespołem. Planet of the Abts to rzekomo wspaniały, szeroko znany zespół; jednakże wikipedia na jego temat milczy, a na Liście Przebojów Trójki też nigdy nie był notowany. Konferansjer zespół zachwalał, jakby na scenę miał wyjść nie wiadomo kto. Jak się okazało – zespół jest dla prawdziwych koneserów. Tych jednak jest chyba w Kaliszu niewielu, bo pod sceną stała mała grupka desperatów + ci, którym nie chciało się tyłków ruszyć z siedzeń.
Na szczęście ich koncert był krótszy. Jazgot nie do wytrzymania. Więcej ludzi stało na korytarzu czekając, aż się skończy, niż było na widowni.
Ale dla wytrwałych była nagroda w postaci koncertu zespołu Blues Brothers, który rozpoczął się dopiero ok. północy. Zespół właściwie nazywa się The „Original” Blues Brothers Band; i tak… to jest TO Blues Brothers z filmu. Z niewielkimi wszakże zmianami. To była klasa!
Brzydota nasza powszechna
O napisaniu tego posta myślę już od jakiegoś czasu. Postanowiłem, że aby nie być gołosłownym powinienem wcześniej przygotować jakąś dokumentację fotograficzną. A to okazało się znacznie prostsze niż przypuszczałem.
Natchnieniem był krótki odcinek drogi między Opatówkiem a centrum Kalisza – jedzie się 10 – 15 minut. W tym czasie – parafrazując Gombrowicza – jest się gwałconym przez oczy. Krajobraz nie przypomina wjazdu do miasta w środku Europy, aspirującego do miana „kulturalnego”, „nowoczesnego”, „postępowego” lub choćby (jakie to prozaiczne) „czystego”, ale raczej drogę przez jakiś kraj trzeciego świata.
Prawda jest taka, że otacza nas estetycznych chaos (powiedziane najdelikatniej jak się da); a mówiąc dosadniej syf i brzydota. Obszarpane krawędzie dróg, dziurawe chodniki, sypiące się kamienice – to tylko wierzchołek góry lodowej.
Wiadomo, że jakiś budynek może być zapuszczony, na poboczu mogą rosnąć dwumetrowe krzaczory. Problem jest taki, że prawdziwą zmorą krajobrazu są wszechobecne reklamy, narąbane gdzie się da. Do tego dochodzą jeszcze – modne ostatnio – LEDowe wyświetlacze z jakimiś kretyńskimi informacjami.
Podobno jest miasto, gdzie wygrano walkę o przestrzeń publiczną; jest to São Paulo. Ciekawe, czy kiedyś dotrze to do Kalisza.
Nie musiałem jechać do wjazdu do Kalisza, aby zrobić dokumentację fotograficzną. Już sama ulica Częstochowska jest wystarczająco szpetna.




Lato w pełni
W czasie, gdy odbywałem swoje dwutygodniowe praktyki w kancelarii adwokackiej, pogoda była bardzo zmienna i wcale nie było czuć, że to lato. Teraz jest znacznie lepiej. Do wczoraj panowały obezwładniające upały.
Mniej więcej tydzień temu wybrałem się na właściwie pierwszą tego lata, porządną wyprawę rowerową. Poniżej zamieszczam zdjęcia.
Noc Kupały
Wczoraj była najkrótsza noc w roku, czyli Noc Kupały – hucznie obchodzona przy moście Rocha w Poznaniu. To taki dodatek na zakończenie po EURO, które choć jeszcze trwa, dla Poznania nie ma już takiego znaczenia.
Poznaniacy Irlandczykom urządzili specjalne pożegnanie, na którym też byłem; stałem jednak z tyłu więc na zdjęciach niewiele widać.


Za to na Noc Kupały wymyślono sobie puszczanie lampionów do nieba (wstrzymano ruch samolotów), co wyglądało bardzo efektownie, dopóki nie zaczęły spadać.


Ostatni gwizdek
Ostatnio był pierwszy gwizdek, a wczoraj był już ostatni. Przynajmniej dla naszych piłkarzy. Filozoficznie stwierdzę: tak to już w sporcie bywa. Można też powiedzieć: miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle.
Od tygodnia jestem wolontariuszem, chociaż teraz akurat jestem w Kaliszu. Jeden egzamin mam już za sobą, pozostały jeszcze dwa. Nieśmiało przebłyskuje gdzieś myśl o wakacjach.

