(1) Dostałem się prawo do Poznania! Czyli tak, jak chciałem. W drugim naborze, ale to nic. Niesamowite, że się udało. Dzisiaj byłem zawieść dokumenty do Collegium Iuridicum. (2) Jechałem pociągiem. Gdy wracałem, przesiadkę miałem zaplanowaną w Ostrowie Wielkopolskim. Obawiałem się, że pociąg z Poznania się spóźni (co jest dla PKP czymś normalnym) i nie zdążę na ten w Ostrowie. Gdy się o to zapytałem konduktora, on odpowiedział, że nie wie, co w takiej sytuacji zrobić. Tak też się stało; musiałem wrócić z OW autobusem, choć zapłaciłem za pociąg. Przez to byłem w domu godzinę później. (3) A tymczasem za 2 tygodnie (niecałe) jedziemy w Bieszczady. Możliwe, że spotka nas to samo…
(4) Poza tym, to znowu pracuję. Jest strasznie gorąco.
Dopisane później
(0) Pieniactwo Kaczyńskiego robi się nudne. „Jeżeli Komorowski usunie krzyż, będzie jak Napieralski lub Zapatero” – mówi. Niektórzy nie rozumieją, że Pałac Prezydencki, to 1° nie Golgota 2° siedziba głowy państwa. Jeśli krzyż nie będzie usunięty, to co? będziemy aż do końca świata pielęgnować swoje rany, co by się przypadkiem za bardzo nie zagoiły? Tak właśnie postępują pisowcy. Przydałby się nam jakiś Gombrowicz, który by to trafnie jakoś sformułował.… Ale ci harcerze naważyli piwa…
- Jeżeli prezydent Komorowski usunie krzyż, który stoi przed Pałacem, to można powiedzieć, że będzie zupełnie jasne kim jest i po której jest stronie w różnego rodzaju sporach dotyczących polskiej historii i polskich powiązań – powiedział Kaczyński na konferencji prasowej w Warszawie.
Jednym słowem dowiemy się, gdzie stoi ZOMO, a gdzie stoi prezes. Ależ to żałosne. Za to Radio Maryja jest jak zwykle niezawodne. Spór bowiem dotyczy także kwiatów przynoszonych pod Pałac.
- Pewnego wieczora przyniosłem tu bukiet żółtych tulipanów. Gdy przyszedłem rano następnego dnia, kwiatów już nie było. Usuwają je sługusy Gronkiewicz-Waltz – Żydówki. Liczą na to, że prawdziwi Polacy zapomną o mordzie naszego polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego
No tak; prawdziwi Polacy wiedzą, gdzie stoi ZOMO.
(1) Pogoda. Jestem zdania, że nad pogodą nie ma się co roztkliwiać, bo jest taka, jaka jest. Nie zmienia to faktu, że poświęcam jej dosyć znaczącą pozycję w moim blogu 🙂 Ogólnie, to ostatnio było gorąco; nie szło wytrzymać. Dzisiaj jest trochę lepiej, a niebo jest zachmurzone.
(2) Studia. We wtorek byłem złożyć dokumenty na Wydziale Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego. Tam bowiem został zakwalifikowany. Zakwalifikowałem się również do Łodzi, ale tam się nie wybieram ze względu na niezbyt pochlebne opinie. Poza tym – nie ma się co czarować, w Łodzi jest bród i smród.
Cały czas liczę, że dostanę się do Poznania w drugim naborze; zabrakło mi tylko 0,3 punkta (szczęście mam tak samo „świetne” jak na olimpiadzie).
(3) Książka. Ostatnio przeczytałem dwie pozycje. Pierwsza z nich to „Emma” Jane Austen, którą przeczytałem w oryginale. Oczywiście było wiele słów, których nie rozumiałem, ale nie przeszkadzało to…
A przed chwilą skończyłem czytać bardzo ciekawą powieść Josepha Hellera „Paragraf 22” pokazującą II wojnę światową od strony amerykańskich lotników. Zasadniczo w książce ukazano całą instytucję armii, jako jeden wielki dom wariatów.
„Był więc tylko jeden kruczek – paragraf 22 – który stwierdzał, że troska o życie w obliczu realnego i bezpośredniego zagrożenia jest dowodem zdrowia psychicznego. Orr był wariatem i mógł być zwolniony z lotów. Wystarczyło, żeby o to poprosił, ale gdyby to zrobił, nie byłby wariatem i musiałby latać nadal. Orr byłby wariatem, gdyby chciał latać dalej, i byłby normalny, gdyby nie chciał, ale będąc normalny musiałby latać. Skoro latał, był wariatem i mógł nie latać; ale gdyby nie chciał latać, byłby normalny i musiałby latać.”
I jeszcze akcent polski:
„General Dreedle przeniósł nieżyciowego dowódcę myśliwców na Wyspy Salomona do kopania grobów, wyznaczając na jego miejsce zgrzybiałego pułkownika z zapaleniem stawów i słabością do chińskich orzechów, który przedstawił Mila generałowi od bombowców B‑17, mającemu słabość do polskiej kiełbasy.
- Polska kiełbasa jest tania jak barszcz w Krakowie – poinformował go Milo.
- Ach, polska kiełbasa – westchnął tęsknie generał. – Wiecie, że oddałbym wszystko za kawał polskiej kiełbasy. Wszystko.
- Nie musi pan oddawać wszystkiego. Niech mi pan odda do dyspozycji po jednym samolocie na każdą stołówkę, z pilotami, którzy będą wykonywać moje polecenia. Oraz niewielki zadatek akonto zamówienia, jako dowód zaufania.
- Ale Kraków leży o setki mil za linią frontu. Jak się dostaniecie do tej kiełbasy?
- W Genewie jest międzynarodowa giełda na polską kiełbasę. Zawiozę po prostu do Szwajcarii fistaszki i wymienię je na polską kiełbasę po cenach rynkowych. Oni przerzucą fistaszki do Krakowa, a ja przywiozę panu polską kiełbasę. Za pośrednictwem syndykatu kupi pan tyle kiełbasy, ile pan zechce”.
Jest parę aktualnych spraw, które wypadałoby podjąć; a teraz właśnie znalazłem czas, by to zrobić. Wcześniej nie było za bardzo kiedy, bo przecież miałem w domu remont. A poza tym rozpoczął się już lipiec.
Nowy prezydent
Wczoraj oficjalnie ogłoszono, że nowym prezydentem RP został Bronisław Komorowski. Od początku był faworytem sondaży, zwyciężył również w pierwszej turze, wskazywały na niego exit polls, ale różnica z pozostałymi oponentami była niewielka, więc nie można było być pewnym. Teraz Sąd Najwyższy ma 30 dni na uznanie ważności elekcji.
Nie ma co ukrywać, że jest to kandydat na którego głosowałem w obu turach (głosowałem po raz pierwszy!). Przy pierwszej turze zastanawiałem się nad innymi kandydatami, z kolei w drugiej nie było już zupełnie innej opcji. W mojej klasie padały opinie, że nie jest to kandydat jakiś zbyt dobry (choć na pewno z Kaczyńskim nie ma go co nawet porównywać), bo jedyną jego zasługą było bycie internowanym w stanie wojennym. Ja osobiście się z tym nie zgadzam: jest to człowiek z poczuciem humoru, „stabilny”, stanowczy, wyważony, umiejący podejść z rezerwą do różnych zagadnień; dlatego jestem przekonany, że będzie to dobry prezydent.
Są dziesiątki powodów, dla których nie zagłosowałbym na kandydata PiSu, ale wystarczy podać jeden. Jak można zagłosować na człowieka, w którego partii są ksenofobi i antysemici?…
Gdybym ja był prezydentem (pomażę sobie) lub pełnił inną ważną funkcję, pierwsze do czego bym dążył, to: likwidacja KRUSu (który jest głęboko niesprawiedliwy), wprowadzenia podatków liniowych, likwidacji obowiązkowych składek zdrowotnych i emerytalnych, zwiększenia nakładów na kulturę (0,6% PKB to wynik żałosny).
Jeśli chodzi o frekwencję, wyniosła ona nieco powyżej 50%. Żenujące.
Matura
30 czerwca był sądny dzień o którym pisałem wcześniej. Wtedy także ja przekonałem się o tym, jak poszły mi egzaminy pisemne. Jest dobrze, ale rewelacji nie ma. Świetnie poszła mi matma (94% !) i angielski; historia nieźle, choć myślałem, że będzie lepiej; nie jestem zadowolony z polskiego. Zawsze ten przedmiot szedł mi dobrze, miałem dobre oceny, z pisaniem wypracowań nigdy nie miałem problemów, a na rozszerzeniu zdobyłem tylko 60% punktów – nie jest to wynik dla mnie satysfakcjonujący, ale mówi się trudno. Ogólnie polski poszedł gorzej. Nie wiem, czemu. Może nie wstrzeliłem się w klucz…
Jestem już zarejestrowany na 4 uniwersytetach; za parę dni pierwsze wyniki naborów.
Wakacje
Wakacje dla mnie de facto trwają już ponad 2 miesiące; zostały jeszcze prawie 3. W sumie na razie cały czas siedzę w domu. Na początku sierpnia jadę w Bieszczady. Nie mogę się już doczekać…
Ależ gorąco! Zarówno na dworze, jak i w środku. A jutro będzie jeszcze cieplej; jutro będzie sądny dzień – wyniki egzaminu maturalnego 2010. Od samego rana z radia, telewizji i prasy będziemy mieli do czynienia z zastępami wszelakich ekspertów i „ekspertów”, którzy mają pełne garście świetnych pomysłów, z wprowadzeniem płatnych studiów włącznie.
Matury oczywiście są już od miesiąca sprawdzone, ale CKE musi te wszystkie dane zanalizować, przetrawić, wymalować piękne wykresiki i tabelki, policzyć staniny i jeszcze zastanowić się, jak wyniki zaaplikować opinii publicznej. Ja dochodzę do wniosku, że nie ma to większego znaczenia: i tak, i tak będzie źle. Jeśli pójdzie zbyt dobrze, zaraz będziemy słuchali, jaka to matura prosta, banalna, jaki to poziom niski i jaka ta młodzież niedobra. A jeśli pójdzie źle, będzie „katastrofa narodowa” (ogłoszona pół roku temu przez szowinistów z „Rz”), brak przyszłości, młodzież zła i okropna, niedobra i w ogóle się nie uczy. Jednym słowem czeka nas ciężki dzień; w języku historii literatury nazywa się to „wina tragiczna” – hamartia.
Chciałbym, żeby poszło mi dobrze (a któż by nie chciał), ale nigdy nie można być pewnym wyniku. Chociaż ja w tej chwili nie jestem nawet pewien tego o której godzinie dies irae nastąpi.
A poza tym byłem dzisiaj po raz pierwszy na wycieczce rowerowej w Gołuchowie.
Dopisane po chwilce
A oto, jakie rewelacje dot. niedzielnych wyborów, głosi ojciec i dyrektor w jednym jedynej słusznej stacji, przywódca kościoła toruńsko-katolickiego:
- Pamiętajcie, najbliższa niedziela jest bardzo ważna. I wszyscy ludzie, także na tych terenach powodziowych, kochani musimy się zmobilizować, bo to jest walka o Polskę! – wzywał redemptorysta. – Wszystkie wioski, zmobilizować się. Niech nam i ta powódź wiele powie ostatnia, i niech nam powie ta tragedia narodowa pod lasem katyńskim ostatnio. Zobaczcie, kto to zrobił, kto do tego doprowadził.
Oficjalnie rozpoczęły się już wakacje. To znaczy dla całej reszty, bo ja je mam już od dwóch miesięcy. Tak więc – wielkiej zmiany nie odczułem i nie odczuję w najbliższym czasie.
W ramach rekreacji wakacyjnej odbyłem wczoraj i dziś dwie milusie wycieczki rowerowe o dokładnie tych samych trasach. zdjęcia
Wszelakie media mają taką dużą wadę, że jak się uczepią jakiegoś tematu, to nie odpuszczą, dopóki nie przewałkują go na wszystkie strony. Po 10 kwietnia od rana do nocy w telewizji, radiu i internecie było to samo. Podobnie jest teraz, ale tematem miesiąca została powódź. Rzeczywiście była ona dosyć niespodziewana, a o jej rozmiarach świadczy również to, że mówiono o niej w mediach nie tylko krajowych, ale i światowych.
Po katastrofie prezydenckiego samolotu w pewnym toruńsko-katolickim radiu zaczęły się pojawiać informacje, że mgła unosząca się nad lotniskiem była sztucznie wytworzona przez tajemniczych osobników. Teraz osoby związane – jakby nie było – z tym kręgiem, raczą nas jeszcze ciekawszymi informacjami, a raczej domysłami, że i powódź została wywołana celowo. Informuje o tym „Gazeta”. Oto, co mówią ojcowie paulini z Częstochowy:
Z wielu rejonów Polski, a zwłaszcza z miejsc na terenach dotkniętych w ostatnim okresie ulewnymi deszczami i burzami, otrzymujemy od licznych osób niepokojące sygnały. Według tych – pokrywających się ze sobą informacji – wszystkie one mówią o pojawianiu się co pewien czas samolotów pozostawiających za sobą dziwne smugi na niebie. Według naocznych świadków samoloty te widoczne były w tych rejonach polskiej przestrzeni powietrznej, w których – wkrótce po ich przelocie – powstawały niespodziewanie potężne chmury deszczowe i niebawem występowały nadzwyczaj obfite opady Więcej… http://wyborcza.pl/1,75248,7975444,Pytania_z_Jasnej_Gory__Czy_powodzie_w_Polsce_powoduja.html#ixzz0pyh6aO5R
Żałosne.
Jeśli chodzi o powódź, to jej skutki są widoczne również w Kaliszu.
A teraz coś ciekawszego. Tydzień temu byłem na wycieczce rowerowej – dojechałem aż do Rososzycy. Muszę się pochwalić, że jeżdżę coraz dalej. W Rososzycy jest ciekawy kościół oraz resztki folwarku.
W sobotę zrobiłem sobie milusią wycieczkę rowerową do Ołoboku. Zwiedziłem tam wyjątkowo oryginalny kościół pw. św. Jana Ewangelisty. W drodze powrotnej miałem również okazję zobaczyć kościół w Gostyczynie. Równie ciekawy.
Nie obyło się jednak bez problemów. Bowiem trwa dosyć niespodziewana powódź, która jest niczym wobec tego, co działo się wcześniej w tym roku. Nie ominęła ona i południowej Wielkopolski, która również jest lekko podtopiona. Dlatego do Ołoboku musiałem jechać dłuższą drogą.
Same okolice wsi wyglądają tak:
Również w Piwonicach wylało niczego sobie. Prawdę mówiąc, czegoś takiego jeszcze tutaj nie widziałem.
Od piątkowego wieczoru do niedzielnego południa byłem w Toruniu na XVII Olimpiadzie Wiedzy o Prawach Człowieka. Byłem tam z jeszcze trzema reprezentantami z Wielkopolski. Niestety laureatem nie zostałem. Ale co z tego, skoro maturę z WOSu i tak mam na 100%!
Poza tym, starówka w Toruniu jest niezaprzeczalnie wspaniała.
Dzisiaj udaję się do Torunia na finał Olimpiady Wiedzy o Prawach Człowieka, czyli w skrócie – ogólnopolski zjazd kujonów 🙂 Za bardzo się tym nie przejmuję – co będzie, to będzie; i tak mam już 100% z WOSu na maturze. Choć wypadałoby się tam przyzwoicie pokazać. Cieszę się, że to w Toruniu, bo jest to naprawdę piękne miasto. Mam nadzieję, że będę miał okazję przejść się po starówce.
A już właściwie za tydzień zaczyna się matura. Straszono nas nią właściwie od początku gimnazjum, jeżeli nie od podstawówki. Jednak chyba nie będzie tak strasznie. Zdaję: polski (podstawowy i rozszerzony), angielski (tak samo), matmę (podstawową), historię (rozszerzoną) i zdawałbym WOS, ale jestem zwolniony. Boję się trochę tej historii i polskiego rozszerzonego. Można trafić na temat wypracowania, który będzie tak pokrętnie sformułowany, że nie będzie wiadomo, o co w nim chodzi.
Ostatnio pisałem, że „już prawie jesień”, a teraz odpowiedniejsze byłoby „już prawie zima”. W Kaliszu nie jest źle, ale na wschodzie to normalnie solarki i pługi po ulicach jeździły. W niedzielę rzeczywiście pojechałem na poszukiwanie jesieni.
Ale ten sielski obrazek jest trochę nieaktualny.
Dzisiaj jest Dzień Nauczyciela, więc mam wolne. Ale obowiązki szkolne wolnego nigdy nie mają…
(1) Ponad tydzień temu wróciłem z Hamm. A właściwie, to nie tylko w Hamm, ale także z Heergugowaard. Byłem na wymianie szkolnej; oba te miasta są partnerami Kalisza.
Hamm, to urocze miasto w zachodnich Niemczech (Nadrenia Północna-Westfalia). Pod względem wielkości jest siódme w Niemczech; choć wcale na takie nie wygląda: jest bardzo zielone nie tylko za sprawą licznych parków, ale także dzięki temu, że często by przejechać z jednego stadteil (coś, jak dzielnica (albo raczej wioska służebna 🙂 )) to drugiego, trzeba minąć pola, lasy, łąki. Jego centrum stanowi ładny plac, na którym stoi kościół św. Pawła (protestancki).
Miasto jest świetnym miejscem dla rowerzystów: są w nim liczne ścieżki rowerowe. Często jest tak, że nawet jest oddzielna sygnalizacja świetlna dla rowerów. Trzeba się jednak pilnować, bo oznacza to nie tylko wygody, ale także policjanci („żaby”) na rowerach ścigające nieuważnych. Jeżdżenie w miejscach oznakowanych „tylko dla pieszych” nie przejdzie. Na szczęście bez problemu można znaleźć parking dla rowerów.
Będąc w Hamm odwiedziliśmy niedaleko położone Soest – niewielkie, pochodzące ze średniowiecza miasteczko. W przeciwieństwie do Hamm (zburzonego w czasie wojny), tam jest pełno zabytków.
Z ciekawostek dodam, że Hamm było dawniej miastem typowo przemysłowym (leży w Zagłębiu Ruhry). Dziś została tylko jedna kopalnia, reszta popada w ruinę. Jest tam wiele osób z polskimi nazwiskami – są to potomkowie Polaków, którzy przybyli tam, aby znaleźć pracę w przemyśle ok. 200 lat temu.
Jedną z głównych atrakcji w mieście jest Maximilianpark. Podchodziliśmy do tego z rezerwą: widzieliśmy bowiem zdjęcia wielkiego budynku uformowanego na kształt słonia. Niemcy chwalili się, że to największy słoń świata; dla nas był przede wszystkim najbrzydszy. Stwierdziliśmy, że park, to chyba jakaś wielka kaszana: na początku bardziej wygląda jak ogród botaniczny. Jednak, gdy poszliśmy dalej, okazało się, że są tam niesamowite place zabaw, na których dorosły (lub prawie dorosły) człowiek może dostać małpiego rozumu.
Hamm warto odwiedzić.
Z naszą wycieczką po 4 dniach w Niemczech, pojechaliśmy do Holandii, do Heerhugowaard, które także jest miastem partnerskim Kalisza. To jest znacznie mniejsze miasto – ok. 50 tys. mieszkańców, powstałe na terenach, gdzie jeszcze 100 lat temu była woda. W Holandii widzieliśmy oczywiście całą masę wiatraków i wielką sieć kanałów.
Heerhugowaard raczej nie ma żadnego szczególnego uroku, a wszystkie domu są tam raczej pobudowane „na jedno kopyto”.
Na miejscu dowiedzieliśmy się, że po naszym przyjeździe, przyjeżdża tam prezydent Kalisza. A to w związku z otwarciem nowej dzielnicy mieszkaniowej. Jej niezwykłość polega na tym, że jest ona zupełnie samowystarczalna energetycznie. Ceny domów, jak wynika z moich obliczeń, od ok. 300 tys. do 500 tys. złotych – czyli nie tak źle.
(2) Po powrocie, musiałem wrócić do rzeczywistości. A tu sprawdziany, kartkówki i zaległości. Ale bardzo szybko się z nimi uwinąłem i teraz pracuję już w normalnym trybie. O ile taki istnieje w klasie maturalnej.
(3) Dzisiaj wypełniłem deklarację maturalną. A tam takie cuda: polski na poziomie podstawowym i rozszerzonym (+ prezentacja), matma na wiadomym poziomie, volens nolens historia (nie chcem ale muszem), angielski podstawowy i rozszerzony oraz WOS. Nie chce mi się po raz kolejny poruszać sprawy matur, bo pisałem już o tym nie raz. Nie będę więc pisał, że oddzielenie poziomów na polskim to idiotyzm etc. etc. W sumie w maju czeka mnie 9 egzaminów. Zacząłem już chodzić na korki z matmy i historii. (Trzeba było zostać w Hamm…)
(4) W Niemczech była już jesień, u nas pojawia się bardzo leniwie – a przecież to najpiękniejsza pora roku! Dzisiaj pojadę trochę jej poszukać…
(5) Nie wiem, czy to zbieg okoliczności, czy też może ktoś to przeczytał, ale gdy byłem ostatnio w bibliotece, to czytelnia była otwarta.
PS. Przepraszam, że długo nie pisałem, ale jakoś nie miałem do tego melodii.