Rok szkolny rozpoczął się na dobre. Jest to dla mnie też rok maturalny. Ale po co się nad tym rozwodzić…
Wreszcie zaczyna się Jesień – zdecydowanie najładniejsza pora roku. Myślę, że w weekend będę miał wystarczająco dużo czasu, by zrobić jej parę zdjęć. Po kilku dniach bardzo deszczowych teraz zrobiło się ciepło i ładnie – choć na tym mi akurat nie zależy. Dla mnie najważniejsze są kolory. W tym roku przeżyłem jesień dwa razy: w Hamm i w Kaliszu.
Dzisiaj nie poszedłem do szkoły, bo dziś wielki dzień. A przynajmniej dość ważny dla mojej szkoły podstawowej (SP nr 15 w Kaliszu im. Szarych Szeregów). Po 50 latach oczekiwania szkoła doczekała się obiektów sportowych z prawdziwego zdarzenia, na których uroczystym otwarciu występuję.
Na koniec jeszcze słowo maturalne: zacząłem już przygotowania. Z matmy, historii, WłOSu…
Jeśli chodzi o komputerowy kanał, to przyzwyczaiłem się już do czystki na dysku (i nienaturalnej prędkości komputera). W sumie sprzęt został już przywrócony do życia.
(1) Ale kanał. Zepsuł mi się komputer, padł system; zginęły wszystkie pliki, łącznie z moim stronami internetowymi; 7 000 zdjęć i masą plików muzycznych. Niektóre dokumenty były na płytach, ale i tak to trochę zajmie, nim przywrócę komputer do życia…
(2) Zaczynają się przygotowania do matury: dzisiaj pierwszy raz byłem na dodatkowych zajęciach z historii…
(1) Ponad tydzień temu wróciłem z Hamm. A właściwie, to nie tylko w Hamm, ale także z Heergugowaard. Byłem na wymianie szkolnej; oba te miasta są partnerami Kalisza.
Hamm, to urocze miasto w zachodnich Niemczech (Nadrenia Północna-Westfalia). Pod względem wielkości jest siódme w Niemczech; choć wcale na takie nie wygląda: jest bardzo zielone nie tylko za sprawą licznych parków, ale także dzięki temu, że często by przejechać z jednego stadteil (coś, jak dzielnica (albo raczej wioska służebna 🙂 )) to drugiego, trzeba minąć pola, lasy, łąki. Jego centrum stanowi ładny plac, na którym stoi kościół św. Pawła (protestancki).
Miasto jest świetnym miejscem dla rowerzystów: są w nim liczne ścieżki rowerowe. Często jest tak, że nawet jest oddzielna sygnalizacja świetlna dla rowerów. Trzeba się jednak pilnować, bo oznacza to nie tylko wygody, ale także policjanci („żaby”) na rowerach ścigające nieuważnych. Jeżdżenie w miejscach oznakowanych „tylko dla pieszych” nie przejdzie. Na szczęście bez problemu można znaleźć parking dla rowerów.
Będąc w Hamm odwiedziliśmy niedaleko położone Soest – niewielkie, pochodzące ze średniowiecza miasteczko. W przeciwieństwie do Hamm (zburzonego w czasie wojny), tam jest pełno zabytków.
Z ciekawostek dodam, że Hamm było dawniej miastem typowo przemysłowym (leży w Zagłębiu Ruhry). Dziś została tylko jedna kopalnia, reszta popada w ruinę. Jest tam wiele osób z polskimi nazwiskami – są to potomkowie Polaków, którzy przybyli tam, aby znaleźć pracę w przemyśle ok. 200 lat temu.
Jedną z głównych atrakcji w mieście jest Maximilianpark. Podchodziliśmy do tego z rezerwą: widzieliśmy bowiem zdjęcia wielkiego budynku uformowanego na kształt słonia. Niemcy chwalili się, że to największy słoń świata; dla nas był przede wszystkim najbrzydszy. Stwierdziliśmy, że park, to chyba jakaś wielka kaszana: na początku bardziej wygląda jak ogród botaniczny. Jednak, gdy poszliśmy dalej, okazało się, że są tam niesamowite place zabaw, na których dorosły (lub prawie dorosły) człowiek może dostać małpiego rozumu.
Hamm warto odwiedzić.
Z naszą wycieczką po 4 dniach w Niemczech, pojechaliśmy do Holandii, do Heerhugowaard, które także jest miastem partnerskim Kalisza. To jest znacznie mniejsze miasto – ok. 50 tys. mieszkańców, powstałe na terenach, gdzie jeszcze 100 lat temu była woda. W Holandii widzieliśmy oczywiście całą masę wiatraków i wielką sieć kanałów.
Heerhugowaard raczej nie ma żadnego szczególnego uroku, a wszystkie domu są tam raczej pobudowane „na jedno kopyto”.
Na miejscu dowiedzieliśmy się, że po naszym przyjeździe, przyjeżdża tam prezydent Kalisza. A to w związku z otwarciem nowej dzielnicy mieszkaniowej. Jej niezwykłość polega na tym, że jest ona zupełnie samowystarczalna energetycznie. Ceny domów, jak wynika z moich obliczeń, od ok. 300 tys. do 500 tys. złotych – czyli nie tak źle.
(2) Po powrocie, musiałem wrócić do rzeczywistości. A tu sprawdziany, kartkówki i zaległości. Ale bardzo szybko się z nimi uwinąłem i teraz pracuję już w normalnym trybie. O ile taki istnieje w klasie maturalnej.
(3) Dzisiaj wypełniłem deklarację maturalną. A tam takie cuda: polski na poziomie podstawowym i rozszerzonym (+ prezentacja), matma na wiadomym poziomie, volens nolens historia (nie chcem ale muszem), angielski podstawowy i rozszerzony oraz WOS. Nie chce mi się po raz kolejny poruszać sprawy matur, bo pisałem już o tym nie raz. Nie będę więc pisał, że oddzielenie poziomów na polskim to idiotyzm etc. etc. W sumie w maju czeka mnie 9 egzaminów. Zacząłem już chodzić na korki z matmy i historii. (Trzeba było zostać w Hamm…)
(4) W Niemczech była już jesień, u nas pojawia się bardzo leniwie – a przecież to najpiękniejsza pora roku! Dzisiaj pojadę trochę jej poszukać…
(5) Nie wiem, czy to zbieg okoliczności, czy też może ktoś to przeczytał, ale gdy byłem ostatnio w bibliotece, to czytelnia była otwarta.
PS. Przepraszam, że długo nie pisałem, ale jakoś nie miałem do tego melodii.
Moim zdaniem pogoda robi się coraz ładniejsza i w ogóle świat robi się coraz piękniejszy. Oczywiście większość osób tego zdania nie podziela, ale ja najbardziej ze wszystkich pór roku lubię jesień. Wróciłem właśnie z wycieczki rowerowej – to dopiero początek września, więc nie ma za bardzo na co patrzeć. Ale już można gdzieniegdzie dojrzeć bardzo ładne żółte i pomarańczowe listki. Z resztą drzewa nawet zimą – gdy są zupełnie „na golasa” to i tak są bardzo ładne.
Jednak wrzesień, który nadszedł to nietylko początek jesieni, ale także szkoły. My zaczynamy bardzo powoli: zupełnie jak w wierszu „Lokomotywa”. Ale za to jak później będziemy pędzić! I to bez hamulców!
Na razie jedziemy na wymianę do Niemiec – to już za mniej niż tydzień, w czwartek. Odwiedzimy także Holandię.
Dzisiaj jakoś przeżyłem pierwszy dzień lekcji w klasie maturalnej. W sumie żadna rewelacja, bo był on dość nudny. Ożywiła go pierwsza lekcja nowego przedmiotu – Wiedzy o Kulturze.
Dostaliśmy nowy plan, który zmieni się pewnie jeszcze z dziesięć razy. W sumie trudno ocenić, czy plan jest „dobry”, czy „zły” – jest kilka tylko rzeczy, jak np. o której się wychodzi ze szkoły w piątek. Ja mam szczęście, bo w ogóle najpóźniej wychodzę o 15.10, a w piątek o 13.25 – to dużo lepiej, niż rok temu, gdy w piątek siedziałem do 16.30. Z „perełek” należy tylko zaznaczyć, że jutro (tj. w czwartek) mam 7 godzin, idę na 7.00 i zaczynam wuefem.
W ostatniej klasie nie mam już fizyki, chemii, czy biologii – mam za to 6 godzin polskiego, 4 historii, 4 matmy, 2 WOSu. Jak mawia pewien ojciec będący dyrektorem pewnej rozgłośni: Alleluja i do przodu!
70. rocznica
Od paru dni – czy ktoś tego chce, czy nie – każdy musi słuchać o bez przerwy omawianej 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej. 1 września na Westerplatte w Gdańsku spotkało się kilkunastu przedstawicieli różnych państw z Kaczyńskim, D. Tuskiem, Angelą Merkel i Putinem na czele. Tak oceniano to w Polsce: http://passent.blog.polityka.pl/?p=603, a tak za granicą: http://www.nytimes.com/2009/09/02/world/europe/02russia.html?emc=tnt&tntemail1=y. Ja osobiście byłem ciekawy przemówienia A. Merkel, którego jednak nie słyszałem. Przy Kaczyńskim zarządzono wyłączenie telewizorni.
W sobotę niespiesznie i beztrosko zasiadłem sobie do komputera, by napisać parę słów o moim wyjeździe nad Morze Bałtyckie, ale okazało się, że z tego nici, bo nieopłacony serwer się zdezaktywował, a trochę to zajęło, nim go przywróciłem do życia (tj. zapłaciłem).
Więc po kolei: w piątek w nocy wróciłem z Rusinowa, potem pewnie umieszczę jakieś zdjęcia. Pogodę mieliśmy bardzo ładną – można się było bez problemów opalać, czy kąpać w morzu. Poza tym naszym głównym zajęciem było „próbowanie się” do wyjazdu do Hamm (a to już za tydzień). Rusinowo to wiocha zabita dechami, ale bardzo ładna i spokojna. Nieopodal jest „miasteczko” – Jarosławiec, które tak naprawdę nie jest nawet gminą. Jego centrum to główna ulica, która ma morze ze 100 metrów – napchana jest budkami z wszelakim badziewiem, ale można tam także kupić bardzo dobre (i bardzo drogie) gofry. Plaża w Rusinowie i okolicach jest dość ładna i nie jest zapchana. Niestety jest dość kamienista, podobnie jak dno morza. Dla ciekawych dopiszę, że temperatura moża wynosiła zawsze ok. 19° C, przy temp. powietrza ok. 25° C. Nie było źle. (Nie ma tam raczej wiatru; fale porządne też były tylko niestety raz). W trakcie wyjazdu pojechaliśmy też do Ustki (Kołobrzeg za daleko, a Darłowo za blisko) – w sumie nic tam ciekawego nie ma, ale to ładne miasto.
W sobotę i niedzielę po powrocie „trochę dochodziłem” do siebie, choć to chyba raczej za dużo powiedziane. Innymi słowy – leniłem się. Za to w poniedziałek wyruszyłem do miasta, by poczynić ostatnie przygotowania przed rozpoczęciem roku szkolnego. Chciałem kupić trampki, ale takowych nie znalazłem; poszedłem też do biblioteki (i tu dochodzę do kulminacji).
Najpierw udałem się do Biblioteki Głównej na ul. Legionów, gdzie obsługa jak zwykle była bardzo miła i sprawnie działająca. Dodam, że w BG nawet w wakacje jest otwarte w przyzwoitych godzinach – czyli prawie od rana do wieczora. A później udałem się, do filii nr 4. I zostałem z niej wyrzucony. W sumie słusznie, bo przyszedłem przed czasem. Ale kto to słyszał, żeby biblioteka była czynna tylko od 12 do 18. Z resztą to pół biedy, bo w inne dni jest otwarta np. od 9 – 15. Tak, czy owak – za krótko. Zasłanianie się systemem komputerowym jest trochę żałosne. Nie sądzę, by ktoś z obsługi biblioteki to przeczytał. A szkoda, bo to nie jedyna uwaga, jaka jest do nich kierowana. Na stronie internetowej łaskawie informują czytelników, że w czytelni są 23 miejsca. Szkoda tylko, że czytelnia jest zawsze zamknięta.
Koniec narzekania na bibliotekę. Teraz trzeba ponarzekać na szkołę. A ta się właśnie dzisiaj rozpoczęła. Co prawda z dniem urodzenia wszyscy jesteśmy skazani na zdawanie matury, ale nie sądziłem, że tak szybko znajdę się w klasie maturalnej. Pewnie jutro przyjdę do szkoły i od razu zacznie się chryja i ciągłe przypominanie, że „jesteście przecież już w klasie maturalnej” albo „za chwilę matura!”. Tak, tak – słyszymy to od już conajmniej dwóch lat. My odgrywamy rolę królików doświadczalnych, bo jako pierwsi od kupy lat będziemy zdawać obowiązkowo matematykę. Mnie w najbliższym czasie czeka jeszcze kurs prawa jazdy.
Mininisterstwo Edukacji Narodowej – jak donosi „Gazeta Wyborcza” – poszło ostatecznie po rozum do głowy; pani z fryzurką w trójkącik – Katarzyna Hall (która znana jest między innymi z poglądu, że najlepsze są szkoły prywatne), podjęła pierwszą dobrą decyzję od… chyba początku swej kadencji. Chodzi o szeroko przeze mnie wałkowaną sprawę matury. Pisałem już o tym nie raz, zwracając uwagę na absurdalny pomysł ograniczenia możliwych zdawanych przedmiotów na poziomie rozszerzonym do trzech. Całe szczęście – ma się to zmienić.
2010 – trzy egzaminy obowiązkowe: język polski i obcy, ale zamiast jednego przedmiotu do wyboru wchodzi obowiązkowa matematyka. Wszystkie na poziomie podstawowym. I do sześciu przedmiotów dodatkowych, na poziomie podstawowym albo roszerzonym. Źródło: „Gazeta Wyborcza”
Parę tygodni temu, gdy nie było jeszcze wiadomo – jak matura będzie wyglądać, napisałem do CKE list – ale odpowiedzi, jak na razie, się nie doczekałem. Jest tylko mały zgrzyt, który może przeszkodzić w zmianie zasad maturalnych (choć i tak jestem dobrej myśli). Zmieniając po raz kolejny warunki przystępowania do matury, K. Hall łamie prawo – bo takie zmiany można wprowadzać najpóźniej na dwa lata przed ich wejściem w życie. Dlatego poprzednio absurdalne zmiany udało się przemycić (chyba w sierpniu 2008. 2010−2008=2); 2010−2009=1.
Świeradów
A teraz o czymś przyjemniejszym i mniej stresującym. Powoli zaczynam się przymierzać do wyjazdu w góry; jadę do Świerdadowa w piątek; wyruszamy o 7 rano. Zachaczymy jeszcze o parę innych miejsc. To nasza przybliżona trasa:
Właśnie rozpoczęły się wakacje. Zakończył się dla mnie pomyślnie kolejny rok szkolny: mam świadectwo z paskiem. Mogę być z siebie dumny…
Wakację spędzę jak co roku. Trochę sobie posiedzę w domu, a trochę sobie pojeżdzę po świecie. Teraz kończy się czerwiec. Nadchodzący tydzień wykorzystam na przestrojenie się na „letni tryb pracy mózgu”. W lipcu w sumie nigdzie nie jadę, może na 1 dzień do Łodzi. Trochę sobie poodpoczywam, pozwiedzam okolicę, pojeżdżę na rowerze. Za to w sierpniu pojadę najpierw w Sudety, a pod koniec wakacji nad Morze Bałtyckie. Dowiedziałem się, że jeszcze we wrześniu pojadę na tydzień do Niemiec (do Hamm) i na 3 – 4 dni do Holandii.
¶ Zaplanowałem sobie na wakacje różne ambitne zadania. Doczytam „Chłopów”. Przeczytam „Braci Karamazow”. Skończę „Boże Igrzysko”. Przeczytam jakieś lektury. Powtórzę historię. Nie wiem, czy coś z tego wyjdzie. Rok temu musiałem się nieźle zmuszać, żeby przezwyciężyć lenia.
A teraz jestem już w klasie maturalnej. Będę musiał jakoś pokonać bezkresnie głupie pomysły ministerstwa, które nakazuję zdawanie tylko 3 przedmiotów na poziomie rozszerzonym. Chory idiotyzm.
We wsi znajduje się zamek w stylu renesansu francuskiego, położony w rozległym parku, z oddziałem Muzeum Narodowego w Poznaniu, oraz Ośrodek Kultury Leśnej, w skład którego wchodzi 162-hektarowym park angielski, jedyne w Polsce Muzeum Leśnictwa w oficynie przyzamkowej i utworzona w 1977 w lesie na północny zachód od wsi zagroda żubrów. W zagrodzie także inne zwierzęta leśne – daniele i dziki.
Rozpoczął się czerwiec, więc rozpoczęła się chryja. Przynajmniej dla niektórych. No cóż… trzeba się było uczyć…
Ja już żyję końcem roku i nie martwię się. Właściwie, to chyba wszystko mam już załatwione. Dziś jest pierwsza sobota od dawna, kiedy nie muszę się uczyć. Mogę sobie poczytać książkę, poogladać film, upiec ciasto, zrobić, co mi się podoba. Nie do końca jest to prawda, bo dziś mam egzamin z gramatyki angielskiej, ale potem… Wakacje. A po wakacjach – klasa maturalna. (brrreee)
W nadchodzącym tygodniu podchodzę do egzaminu Pearson Language Assessment Level 4, czyli z angielskiego na poziomie C1 (zaawansowany).
Dzisiaj w ramach odchamiania młodzieży połączonego z patriotyzowaniem, wraz ze szkołą byłem na filmie „Generał Nil”. Spodziewałem się blubrów, ale obraz był całkiem niezły. Ciekawie pokazuje ostatnie momenty z życia wojskowego. W sumie polecam. Mogliby tylko oszczędzić scen torturowania. Ale nie można mięć wszystkiego.
Dodatkowo idę jeszcze dzisiajna koncert do filharmonii. O nim pewnie napiszę jutro.
I już po Wielkanocy. Zajączek przyszedł, wszystko w porządku. W środę musieliśmy jednak wrócić do szkoły i uznaliśmy, że przydałyby się teraz wolne dni, by „odpocząć” po Świętach. Szykują się różne sprawdziany, kartkówki, brrreeeee. Teraz trzeba czekać do weekendu majowego, potem do Bożego Ciała, a potem to już byle do wakacji.
W przyszłym roku odchodzą m niektóre przedmioty, tj. fizyka, biologia, chemia. Muszę się starać, bo ocena, jaką dostanę teraz, będzie wpisana na świadectwo maturalne (mam nadzieję, że już za rok 😉 ).
W ostatnim wpisie obwieściłem triumfalne nadejście wiosny, co obecnie się potwierdza, ale jeszcze 3, czy 4 dni temu mieliśmy pierwszy dzień zimy tej wiosny. Była taka zadymka, że w ciągu 2 godzin spadło tyle śniegu, co normalnie w ciągu całego dnia. Ale następnego dnia nie było już po nim śladu.
A teraz co u mnie. Mam teraz trochę wolnego bo od poniedziałku do środy mam rekolekcje. Ale za to w czwartek i w piątek będę miał w sumie 3 sprawdziany. Poza tym muszę przygotowywać się do szkoły; prace semestralne etc.
Tymczasem dzisiaj jadę na Targi Edukacyjne.
Z kraju i ze świata
Wiele ciekawych rzeczy zdażyło się w mijającym tygodniu. Tym, co mnie najbardziej zbulwersowało, był strajki górników, którzy pomimo zarabiania 5 tys. brutto na miesiąc mieli czelność przyjechać do Warszawy i zatruć życie jej mieszkańcom. Najgorsze jest to palenie opon, za które… (lepiej nie będę kończyć)