W Krakowie nie byłem od maja 2021 roku (a wcześniej to wczesną wiosną 2021 roku – w jednym ze szczytów pandemii). W tym roku pojechałem na Festiwal Misteria Paschalia, co było moim marzeniem od wielu lat, w zasadzie od momentu, kiedy na serio zacząłem słuchać muzyki dawnej.
Tak naprawdę w Krakowie spędziłem 1 dzień, no ale jeszcze dzień na przyjazd i dzień na odjazd. Pierwszego dnia pogoda była ładna. Na plantach rosły imponujące kępy żonkili, które wtedy akurat kwitły. Niestety kolejne dni były zimne, wietrzne i mokre – momentami padał deszcz ze śniegiem.
Udało mi się odwiedzić miejsce, w którym nigdy nie byłem, chociaż wielokrotnie podróżowałem do Krakowa, czyli Zamek na Wawelu. Rzeczywiście jest imponujący. Katedrę sobie odpuściłem, bo byłem w niej już kilka razy.
Gdy idzie o sam festiwal, to zespoły, które grały, były bardzo dobre. Natomiast repertuar średnio przypadł mi do gustu. To znaczy była to taka muzyka z gatunku takich utworów, które wyświetlają mi się jako propozycje na Spotify do odsłuchania – ja je odsłuchuję, a potem kasuję. Raczej nie kupiłbym sobie płyty z takimi utworami. Pieśni wykonywane w ramach „ciemnej jutrzni” czy też adoracji ciała Chrystusa są piękne, jest to jednak muzyka trudna w odbiorze. Spodziewałem się raczej czegoś trochę innego.