Dzisiaj jest Wielka Sobota i jest nadspodziewanie ciepło – temperatura przekracza 20 stopni, chociaż jest marzec. Mam nadzieję, że jednak zaraz wróci tradycyjny wiosenny chłodek. Formalnie wiosna dopiero się zaczęła.
Tydzień temu tradycyjnie udałem się do lasu. Pogoda była idealna. Było ciepło, ale nie za bardzo. Śpiewały ptaki. Przyroda budzi się do życia. W leśnych strumieniach i stawach jest sporo wody. Słońce przeświecało zza chmur, dawało przyjemne miękkie światło, dzięki czemu można było zrobić ładne zdjęcia.
Nad morze jeżdżę nie tylko ze względu na atrakcje zapewniane przez Trójmiasto, ale w dużej mierze również także z uwagi na bardzo ciekawą nadmorską przyrodę. W ogóle pomorze jest bardzo ciekawe i inne niż Wielkopolska, w której mieszkam. Przede wszystkim, jadąc do Trójmiasta, widać wyraźnie, że okolica nie jest tak płaska. Teren jest pofałdowany, w oddali widać jakieś wzgórki. Nad samym morze przyroda też jest ciekawa i niejednolita. W Gdyni atrakcją jest Kępa Redłowska i Klif Orłowski. Za każdym razem będąc w Gdyni idę w tamte okolice i przechodzę ok. 4 – 5 km. Nawet można z Orłowa dojść do Sopotu, ale ja póki co się na to nie porwałem.
Droga wzdłuż wybrzeża jest bardzo malownicza i jak dotąd mi się nie znudziła. Poziom wody w morzu uniemożliwiał, w przeciwieństwie do moich pierwszych wędrówek w 2019 roku, przejście „pod” Kępą Redłowską (po betonowej opasce). Za to można iść „przez” Kępę – i tam do zwiedzania się resztki umocnień i stanowisk artyleryjskich. Z resztą dużą część Kępy zajmuje teren wojskowy i gdy przechodziłem przez te okolice w tym roku, to chyba nawet mignął mi gdzieś niedaleko jakiś żołnierz w trakcie obchodu. Potem ciekawy jest Klif Orłowski – jedna z głównych atrakcji miasta, stopniowo pożerana przez morze.
Tym razem próbowałem po raz pierwszy przejść pod klifem, ale musiałem zawrócić, gdy natrafiłem na gliniaste grzęzawisko, do którego trzeba by mieć kalosze, żeby przez nie przejść.
Najpiękniejsze jest jednak wybrzeże na Półwyspie Helskim, które tym razem zwiedzałem pomimo złej pogody i mojego złego samopoczucia. Wtedy po raz pierwszy byłem na Helu po opadach śniegu – i helskie lasy, wydmy i plaża przyprószone śniegiem wyglądały niezwykle. Porywy wiatru jednak odstraszały od dalszych wędrówek.
W stronę Kępy RedłowskiejKępa RedłowskaOkolice Klifu OrłowskiegoMolo orłowskiePlaża miejska w Gdyni przy złej pogodzieLeśne ścieżki na Helu
Tydzień temu wybrałem się do jednego ze swoich ulubionych miejsc w okolicach Kalisza. Czułem się tam bardzo znajomo i aż nie chciało mi się wierzyć, że nie było mnie tam od blisko roku. W pewnym miejscu przez las biegnie strumień. Zazwyczaj strumień pojawiał się wiosną i jesienią. Ale dzięki temu, że ostatnio trochę padało, był i teraz.
Las zimą jest bardzo ciekawy. Widać wiele rzeczy, których nie widać o innych porach roku – np. wyraźnie zaznaczone w śniegu leśne ścieżki wykorzystywane przez zwierzęta. Tym razem śniegu było niewiele. Ale miejsce i tak jest bardzo malownicze.
Znowu przyszła zima; śniegu u nas co prawda nie ma, ale temperatury spadły poniżej 0 i mają dojść aż do ‑11 stopni. Wieje silny wiatr, co jest szczególnie odczuwalne na otwartych terenach.
Starorzecze
Ale nie zraziło mnie to przed niedzielnym spacerem nad Prosnę. W ostatnich dniach, jeszcze przed nadejściem mrozu, padało cały dniami. Deszcze nie były może ulewne, ale padało ciągle przez wiele godzin, z niewielkimi tylko przerwami. Poziom wody w Prośnie znacznie wzrósł, na łąkach i polach pojawiły się rozlewiska. Są miejsca, gdzie nie można przejść z powodu podniesienia się (o kilkadziesiąt centymetrów) poziomu wody w rzece.
Krajobraz wygląda inaczej. Na odcinku kaliskim Prosna jest raczej rozleniwioną i niezbyt głęboka. Teraz jednak zmieniła oblicze. Od razu przypomina mi się powódź z 2010 roku. Oczywiście do tych stanów jeszcze daleko, ale mimo wszystko dawno nie widziałem rzeki tak wezbranej jak obecnie. W mediach jest mowa o silnych opadach śniegu w górach. Gdy wszystko zacznie się topić, ta woda spłynie w końcu też do Kalisza.
Dzisiaj Trzech Króli, czyli rzekomo święto, a w praktyce dzień, jak każdy inny, w szczególności, że w tym roku wypada w sobotę. Chociaż to święto jest symbolicznym końcem świąt Bożego Narodzenia, a to niezbyt miłe uczucie, bo kończy się przyjemna świąteczna atmosfera i trzeba wrócić do codzienności.
Teraz pojawił się mróz (ale bez śniegu w Południowej Wielkopolsce), ale parę dni temu było bardzo ciepło i przyjemnie jak na początek stycznia. To była idealna pogoda na wędrówka wzdłuży leśnych stawów.
Stołówka na linii strzałuStaw, z którego spuszczono wodęWysepki na stawie
Dzisiaj wypada ostatni dzień roku 2023. Ostatnie dni są dosyć ciepłe jak na grudzień. Ale dzisiaj od rana był mróz, na trawie widać szron. W ciągu dnia jednak świeciło słońce, nie było wiatru, było bardzo przyjemnie. To idealna pogoda na choćby niezbyt długą wędrówkę po lesie. Tak więc, ostatni już raz w tym roku, wybrałem się do lasu położonego na skraju doliny pewnej niewielkiej rzeczki. Bardzo ten lasek lubię, bo choć jest niewielki, to ma dużo uroku. Chociaż byłem w nim już wiele razy, to ciągle odkrywam nowe jego zakamarki. Dzisiaj odkryłem bardzo malowniczo położone stawy.
Poprzednio pisałem o jesieni, ale od początku grudnia to już jest zdecydowanie zima, która w tym roku nie ociągała się tak, jak to było w latach poprzednich. Nie tylko utrzymują się ujemne temperatury (choć nie są to wielkie mrozy, powiedzmy w okolica ‑5 do 0 stopni), ale nawet spadł śnieg – chociaż w Wielkopolsce tylko ok. 3 – 5 cm. To odmiana w stosunku do tego, co było w latach poprzednich – często zima pojawiała się dopiero w połowie stycznia. Wystarczy spojrzeć, jaka była pogoda w grudniu w tamtym roku.
Nieraz już pisałem, że zima to dobra pora do eksploracji i wycieczek krajoznawczych. Pod koniec listopada byłem znowu na Północy Puszczy Pyzdrskiej, a w tym tygodniu wybrałem się w przeciwnym kierunku, w okolice Ostrzeszowa. Niestety, ale pod względem wycieczek trochę zaniedbałem Południową Wielkopolskę. Oczywiście bardzo lubię przyrodę chociażby powiatu ostrowskiego, ale na dalsze wycieczki raczej do tej pory się nie decydowałem. Teraz postanowiłem to odmienić.
Prawdę mówiąc, to wybrałem trochę przypadkowe tereny w okolicach Ostrzeszowa, które zobaczyłem na mapie i które wydały mi się potencjalnie ciekawe.
Ale wcześniej wybrałem się zobaczyć Prosnę w zimowej szacie.
Nad Prosną zimą
Zdjęcia zrobiłem 3 grudnia 2023 roku, gdy już było mroźno na dobre, a ponadto spadło trochę śniegu w weekend. Prosna dobrze się prezentuje nie tylko w jesiennej szacie, ale również gdy jest przyprószona lodem.
Okolice Ostrzeszowa
Najpierw pojechałem na wschód od Ostrzeszowa, tzn. w okolice pomiędzy Grabowem nad Prosną a Ostrzeszowem. Są tam dosyć ciekawe lasy. Z resztą w tych okolicach lasów nie brakuje i wypadałoby je dokładniej zwiedzić. Na pierwszy ogień wybrałem okolice rezerwatu „Jodły Ostrzeszowskie”.
Uwielbiam również zwiedzać brzegi różnych stawów. Wiadomo, że stawy są najbardziej malownicze, jeżeli obok jest las. Południowa Wielkopolska obfituje i w stawy, i w lasy. Udało mi się ciekawe miejsce znaleźć również kawałek za Ostrzeszowem.
Pod koniec listopada tradycyjnie już pojechałem na północny skraj Puszczy Pyzdrskiej, do Doliny Warty.
Jak co roku, w pierwszej kolejności udałem się do miejsca, w którym Prosna wpada do Warty. To niezwykle ciche, odludne, urokliwe miejsce. Chociaż obok jest niezbyt ciekawa wiocha, w której psy biegają luzem po ulicy i czasem jest problem, żeby je minąć.
Mimo wszystko jest to sympatyczne zaciszne ustronie.
Cmentarz we Wrąbczyńskich Holendrach zwiedziłem po raz pierwszy. Pamiętam, że już w 2020 roku, gdy odwiedziłem te strony po raz pierwszy, próbowałem go odnaleźć, ale bez skutku. Chociaż jest blisko drogi, nie tak łatwo go dojrzeć. Ale jest. Schowany za drzewami, przycupnął na skraju lasu. Paradoksalnie groby nie są aż takie stare – pochodzą często z przełomu XIX i XX wieku. Jest to jedna z nielicznych pamiątek po ludziach, którzy zamieszkiwali kiedyś te strony.
Potem tradycyjnie udałem się do Wrąbczynka, żeby powędrować w Dolinie Warty – chociaż stamtąd do samej Warty nie jest wcale blisko. To piękne, zaciszne, opustoszałe miejsce. Bezkres przestrzeni ze wszystkich stron.
Wczoraj po raz drugi odwiedziłem masyw Ślęży. Poprzednim razem byłem tam latem 2021 roku. Jednak wtedy było lato; wchodziliśmy na górę od Przełęczy Tąpadła. Były tam dzikie tłumy.
Wczoraj wybraliśmy inną trasą – przez Wieżycę. Niestety ludzi też było sporo, szliśmy w procesji – ale to wina tego, że po pierwsze był weekend, a po drugie święto państwowe.
Pogodę mieliśmy wyjątkowo ładną. Co prawda był listopad, ale świeciło słońce, było bezwietrznie, nie było jakoś odpychająco. Wędrówka na górę z przełęczy trwa ok. 2 godzin, w drugą stronę trochę krócej. Jest kilka szlaków do wyboru. Poza pewnymi momentami podejście nie jest bardzo strome (chociaż i tak trzeba się trochę spocić, ale to jednak nic w porównaniu np. z Babią Górą).
Jadąc w kierunku Ślęży od strony Wrocławia widok jest niesamowity – oto bowiem pośrodku pól nagle wyrasta całkiem wysoka, samotna góra. Oczywiście w dali majaczą Góry Kaczawskie i Sudety, ale ten jeden szczyt pośrodku pustki jest dosyć nietypowy. Nic więc dziwnego, że w dawnych czasach było to miejsce kultu wykorzystywane przez Słowian. Z resztą do dziś są tam pozostałości w postaci rzeźb i wałów kultowych.
Od początków XX wieku Ślęża jest najbliższym podwrocławskim kurortem turystycznym, jest też więc bardzo zadeptana.
Wieża Bismarcka na WieżycyNa ŚlężyPod drzewem widoczna rzeźba niedźwiedziaWidok ze ŚlężyBrowar Wieżyca
W Południowej Wielkopolsce nie brakuje różnych pałacyków, ale nie wszystkie można zwiedzać. Dwa dni temu wybrałem się do Lewkowa, do dawnych dóbr lokalnych magnatów, obecnie zamienionych w muzeum. Lewków to wieś z jednym skrzyżowaniem położona pod Ostrowem Wielkopolskim, kilkanaście kilometrów od Kalisza. W centrum wsi jest kościół (również ufundowany przez dawnego właściciela pałacu), sklep i kilka bloków, które bezpośrednio sąsiadują z parkiem, w którym znajduje się pałac. Kilkaset metrów dalej jest też lotnisko (dla malutkich samolotów).
Pałac, jak również zabudowania gospodarcze, położony jest w ładnym parku, który jest jeszcze piękniejszy jesienią. Dawniej ten pałac to był oddział Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej, obecnie jest to samodzielna jednostka. Pałac i jego otoczenie niedawno przeszły gruntowny remont, który trwał blisko 4 lata. Byłem jedynym zwiedzającym. Z rozmowy z ochroniarzem dowiedziałem się, że wystrój wnętrz odtwarzano na podstawie przedwojennych zdjęć.
Miło, że pałacykowi przywrócono świetność; jest to jakiś łącznik z przeszłością. Miałem szczęście, bo akurat trafiłem na wystawę przedwojennej chodzieskiej porcelany. A ja bardzo lubię skorupy!