Na skraju Puszczy Pyzdrskiej

Posta­no­wi­łem po trzech latach ponow­nie wybrać się na połu­dnio­wy skraj Pusz­czy Pyz­dr­skiej, tzn. w oko­li­ce Piskor, w któ­rych znaj­du­je się zruj­no­wa­ny cmen­tarz ewan­ge­lic­ki.

Zain­spi­ro­wa­ny wpi­sa­mi na Face­bo­oku pew­ne­go lokal­ne­go wędrow­ca, posta­no­wi­łem spraw­dzić, jak wyglą­da Doli­na Bawo­łu, któ­ry tam­tę­dy prze­pły­wa. Bawół to rzecz­ka podob­na do Swędr­ni, cho­ciaż w tym miej­scu, w któ­rym byłem, nie jest aż tak malow­ni­czo poło­żo­na. Myślę, że zimą wybio­rę się tam ponow­nie, aby lepiej przyj­rzeć się tym okolicom.

Jak już pisa­łem, Pusz­cza Pyz­dr­ska nazy­wa­na jest „pusz­czą” na wyrost – bo to głów­nie sosny jak zapał­ki. Ale wyni­ka to z tego, że są tam bar­dzo sła­be gle­by, co jest jed­ną z cech cha­rak­te­ry­stycz­nych tych oko­lic. Nie bra­ku­je jed­nak ład­nych miejsc.

Przede wszyst­kim jed­nak nawet na połu­dnio­wym skra­ju Pusz­czy widać śla­dy prze­szło­ści: wła­śnie opusz­czo­ny cmen­tarz, czy puste sta­re domo­stwo. Atu­tem Pusz­czy jest to, że jest to cał­ko­wi­cie na uboczu.

Nie­ste­ty nie bra­ku­je i pato­lo­gii. Rów­nież do Pusz­czy docie­ra cha­os urba­ni­stycz­ny. Zaczy­na­ją poja­wiać się nowe domy, któ­re nie mają nic wspól­ne­go ze skrom­ny­mi cha­ta­mi olę­der­skim, któ­re wta­pia­ły się w tło. W środ­ku lasu moż­na spo­tkać peł­no „tere­nów pry­wat­nych”, „tere­nów moni­to­ro­wa­nych”, mury, a nawet zasie­ki z dru­tu kol­cza­ste­go. Urba­ni­stycz­na samo­wo­la na całego.

Kalisz w deszczu

Jesień dała o sobie znać. Pada od 3 dni. Znacz­nie obni­ży­ła się tem­pe­ra­tu­ra. Ale będzie jesz­cze cie­pło w przy­szłym tygodniu 😊

Las u schyłku lata

Jest już wrze­sień. Lato to nie jest dobra pora na odwie­dza­nie lasu (już kie­dyś wspo­mi­na­łem, że naj­lep­sza pora to póź­na jesień, zima, wcze­sna wio­sna) – koma­ry, klesz­cze, krza­ki unie­moż­li­wia­ją­ce wej­ście w nie­któ­re zaka­mar­ki. Z jed­nej stro­ny latem moż­na w lesie zna­leźć ochło­dę, ale z dru­giej stro­ny cza­sa­mi jest zbyt dusz­no (szcze­gól­nie po desz­czu) i taki spa­cer może być też bar­dzo męczący.

Na począt­ku wrze­śnia czuć już, że lato się koń­czy. W dzień może być cie­pło, ale ran­ki i wie­czo­ry są wyraź­nie chłod­niej­sze. W ostat­ni week­end był upał, po któ­rym obec­nie nie ma już śla­du. A jesz­cze tydzień wcze­śniej pogo­da była na tyle sprzy­ja­ją­ca, że moż­na było się wybrać do moje­go ulu­bio­ne­go lasku (tzn. jed­ne­go z ulu­bio­nych) na dłuż­szy spacer.

Dworek w deszczu

Tydzień temu poje­cha­łem do dwor­ku Marii Dąbrow­skiej w Rus­so­wie. Dla każ­de­go, kto czy­tał „Noce i dnie”, jest to wyciecz­ka obo­wiąz­ko­wa, bo nie jest tajem­ni­cą, że powieść była wzo­ro­wa­na na życiu samej autor­ki, któ­ra swo­ją mło­dość spę­dzi­ła wła­śnie w Rus­so­wie. I tam też roz­gry­wa się część akcji powieści.

Dwo­rek poprzed­nim razem odwie­dzi­łem w maju 2019 roku, czy­li 5 lat temu. Od tego cza­su cał­kiem spo­ro się zmie­ni­ło, bo prze­pro­wa­dzo­no remont. Ogród i park są bar­dziej zadba­ne. Wnę­trze dwor­ku zosta­ło odno­wio­ne, a eks­po­zy­cja jest bar­dziej atrakcyjna.

Nie­ste­ty przez cały week­end lał deszcz, więc zdję­cia też są dosyć deszczowe.

W par­ku ota­cza­ją­cym dwo­rek znaj­du­je się nie­wiel­ki skan­sen, a – jak wia­do­mo, ja uwiel­biam skan­se­ny. Tutaj też jest kil­ka cie­ka­wych obiek­tów; nie­ste­ty teraz były pozamykane.

Zobacz tak­że: Pała­cyk jesie­nią.

W lesie jak latem

Pierw­sza poło­wa maja była cie­pła i bar­dzo sucha. Tydzień temu tem­pe­ra­tu­ra docho­dzi­ła do ok. 25 stop­ni – desz­czu nie było od dawna.

Dla­te­go w lesie, przy tej sło­necz­nej i suchej pogo­dzie, czu­łem się, jak­by było lato. Poje­cha­łem do nie­da­le­kie­go lasku, któ­ry bar­dzo lubię. Nie­ste­ty przed­wcze­śnie wypę­dzi­ła mnie z nie­go burza. Wkrót­ce potem roz­po­czę­ło się, trwa­ją­ce od tygo­dnia, pasmo burz i ulew.

W stro­nę burzy

Ten sam lasek w kwiet­niu, w mar­cu, w grud­niu.

Wiosna w Dolinie Baryczy

Gdy­by uznać, że sta­wy przy­go­dzic­kie to część Doli­ny Bary­czy (a jak­by nie było, leżą nad Bary­czą), to w Doli­nie Bary­czy byłem już dru­gi raz w tym roku.

Jed­nak w maju zawsze jeż­dżę w cie­kaw­sze i bar­dziej przy­rod­ni­czo zróż­ni­co­wa­ne miej­sca, tzn. nad sta­wy milic­kie. A wła­ści­wie nad sam ich począ­tek, tzn. w oko­li­ce kom­plek­su Potasz­nia, bo przy wyciecz­kach jed­no­dnio­wych zwy­kle trzy­mam się zasa­dy, że jeż­dżę do miejsc odda­lo­nych nie dalej niż na ok. godzi­nę jaz­dy samochodem.

Nadal to miej­sce bar­dzo lubię, cho­ciaż naj­lep­szy do eks­plo­ra­cji był­by rower – któ­re­go póki co nie­ste­ty nie jestem w sta­nie zabrać.

Było w tym roku bar­dzo cie­pło, bo w dłu­gi week­end majo­wy tem­pe­ra­tu­ra docho­dzi do 27 stop­ni. Jest też bar­dzo sucho, deszcz od daw­na nie padał, co skut­ku­je cho­ciaż­by dosyć niskim sta­nem Baryczy.

Słoń­ce było ośle­pia­ją­ce, co źle wpły­wa na zdję­cia. Pomi­mo wszyst­ko, wędrów­ka była uda­na. Cie­ka­wa jest nie tyl­ko przy­ro­da, ale tak­że śla­dy po daw­nym zabo­rze pru­skim, któ­ry tu był do 1918 roku: np. zagu­bio­ny wśród łąk tajem­ni­czy nagro­bek z nie­miec­ki­mi napi­sa­mi albo urzą­dze­nia na jazie z infor­ma­cją, że zosta­ły wypro­du­ko­wa­ne przed stu laty. Widać też taką cha­rak­te­ry­stycz­ną rzecz, jak sta­cje trans­for­ma­to­ro­we w kształ­cie cegla­stych wież – są sta­re i nie­ty­po­we. W Wiel­ko­pol­sce takich nie spotkałem.


To samo miej­sce w 2023 roku

To samo miej­sce w 2021 roku

Łąki odo­la­now­skie

Sta­wy przy­go­dzic­kie w 2021 roku

Sta­wy przy­go­dzic­kie wcześniej

Nad rzeką i nad stawami

Tej wio­sny mamy już lato i to już chy­ba dru­gi raz; w tam­tym tygo­dniu było ok. 10 stop­ni, za to obec­nie tem­pe­ra­tu­ra prze­kra­cza 25. Choć oczy­wi­ście, jesz­cze może być zimno.

Na koniec kwiet­nia napi­szę jesz­cze dwa sło­wa o innych miej­scach, któ­re war­to było odwie­dzić wiosną.

W tam­tym tygo­dniu pierw­szy raz w tym roku poje­cha­łem nad rze­kę, tzn. do doli­ny Pro­sny. Na zdję­ciach domi­nu­je zie­leń: bo wszyst­ko jest już zazie­le­nio­ne. Nato­miast polnych kwia­tów wła­ści­wie nie ma. Nad rze­ką widać, jak zmie­nia się jej kory­to. Poziom wody był zde­cy­do­wa­nie niż­szy, niż zimą. Odwie­dzi­łem te same miej­sca, co wte­dy, ale widok jest zupeł­nie inny. Rze­ka pły­nie niespiesznie.

Odwie­dzi­łem tak­że miej­sce, w któ­rym nie bywam zbyt czę­sto, cho­ciaż jest zale­d­wie 20 minut dro­gi samo­cho­dem od miej­sca, gdzie miesz­kam. Są tam pola, nie­wiel­ki lasek, a tak­że bar­dzo malow­ni­cze rozlewiska.


Na koniec jesz­cze jed­no zdję­cie z wio­sen­ne­go Kali­sza, któ­ry na tym zdję­ciu – mylą­co – spra­wia wra­że­nie sym­pa­tycz­ne­go miasta.

Wielkopolska na wiosnę

Jezio­ro Kociołek 

Ponow­nie posta­no­wi­łem wio­sną udać się do Wiel­ko­pol­skie­go Par­ku Naro­do­we­go. Inne­go par­ku naro­do­we­go w moich oko­li­cach nie ma.

Gdzieś od 3 lat jeż­dżę do nie­go jesie­nią i wio­sną (pierw­szy raz jesie­nią 2021 roku, a poprzed­nim razem jesie­nią 2023).

Cią­gle cho­dzą tą samą tra­są, bo póki co, lep­szej nie wymy­śli­łem. Tym razem zawę­dro­wa­łem też nad Jezio­ro Budzyń­skie, ale praw­dę mówiąc, było to tro­chę nie­po­ro­zu­mie­nie, bo spo­ro dro­gi musia­łem nad­ło­żyć bez sensu.

Poza tym, tra­dy­cyj­nie: Jezio­ro Kocio­łek, Jezio­ro Górec­kie, a potem powrót przez las. W Par­ku wio­sna w pełni.

Wiosna nad Wartą

W tam­tym roku dwu­krot­nie odwie­dzi­łem pół­noc­ną część Pusz­czy Pyz­dr­skiej, tzn. wio­snąjesie­nią.

Do tej pory zawsze uda­wa­łem się do Pusz­czy jesie­nią. W 2023 roku po raz pierw­szy poje­cha­łem w te oko­li­ce wio­sną i to był bar­dzo dobry wybór. W tym roku myśla­łem nad tym już od lute­go, ale się nie uda­ło. Poje­cha­łem dopie­ro pod koniec kwiet­nia. Pogo­da była dosyć zim­na, jak na koniec kwiet­nia, wbrew temu, że wcze­śniej tem­pe­ra­tu­ra przez kil­ka dni docho­dzi­ła do 25 stopni.

Tra­dy­cyj­nie uda­łem się naj­pierw do ujścia Pro­sny, potem ponow­nie odwie­dzi­łem wydmy śród­lą­do­we w Pie­trzy­ko­wie, zaj­rza­łem na chwi­lę do Lądu, a potem jesz­cze ponow­nie poje­cha­łem na sta­ry cmen­tarz w Orli­nie Dużej.

U ujścia Pro­sny do War­ty poprzed­nim razem byłem jesie­nią (pierw­szy raz w 2020 roku). Jak zwy­kle, wędrów­kę roz­po­czą­łem w Modli­cy. Roz­wa­ża­łem, czy by tym razem nie odwie­dzić tego miej­sca od dru­giej stro­ny, tj. od stro­ny powia­tu jaro­ciń­skie­go. Jed­nak była­by to zbyt duża odle­głość, dla­te­go odło­ży­łem to na inny raz. Wybra­łem więc tra­dy­cyj­ną drogę.

Kra­jo­braz wio­sen­ny jest inny, niż jesien­ny. Co praw­da wio­sna jest już w peł­ni, ale nie wze­szła jesz­cze roślin­ność. Powo­du­je to, że jest dużo lep­sza widocz­ność na wszyst­kie stro­ny i widać miej­sca, któ­re zwy­kle są zasło­nię­te wyso­ki­mi krza­ka­mi, trzci­na­mi, tra­wa­mi. Poza tym, to miej­sce się nie zmie­ni­ło. Rze­ka cały czas przy­tła­cza swo­im ogromem.

W 2021 roku widać było umac­nia­nie wału prze­ciw­po­wo­dzio­we­go. Teraz jakieś pra­ce są kon­ty­nu­owa­ne. Widać, że są czy­nio­ne przy­go­to­wa­nia do umac­nia­nia brze­gów Prosny.

Potem na chwi­lę poje­cha­łem do Pyzdr, w któ­rych nie byłem już od daw­na. Spa­ce­ro­wa­łem tam przez kwa­drans. Widać, że zakoń­czy­ła się rewi­ta­li­za­cja ryn­ku. Efekt jest na plus. Nato­miast wycię­to liche drze­wa dooko­ła rynku.

Potem ponow­nie odwie­dzi­łem wydmy śród­lą­do­we w Pie­trzy­ko­wie, o któ­rych pierw­szy raz prze­czy­ta­łem w 2022 roku. W tym miej­scu byłem do tej pory raz, tzn. pod koniec 2022 roku i pamię­tam, że wte­dy te oko­li­ce tro­chę mnie roz­cza­ro­wa­ły. Potem, na począt­ku 2023 roku natkną­łem się na wydmy śród­lą­do­we, ale po dru­giej stro­nie War­ty, a mia­no­wi­cie w oko­li­cach Wrąbczynka.

Teraz, po doświad­cze­niach z 2022 roku, obra­łem tro­chę inną stra­te­gię zwie­dza­nia tego miej­sca. Przede wszyst­kim w innym miej­scu zapar­ko­wa­łem, przez co zna­czą­co skró­ci­łem sobie dro­gę do celu podró­ży. A po dru­gie, nie posze­dłem w kie­run­ku wydm tak, jak poka­zu­ją dro­go­wska­zy, tyl­ko w prze­ciw­ną stro­nę, gdzie tra­sa jest bar­dziej malow­ni­cza i o wie­le bar­dziej uroz­ma­ico­na. I nie zawio­dłem się! Odkry­łem napraw­dę ład­ne miej­sce. Nad brze­giem War­ty jest bowiem wszyst­ko: wydmy, las, sta­ro­rze­cze, roz­le­wi­ska, łąki, pola. Z odle­gło­ści kil­ku­dzie­się­ciu metrów mogłem obser­wo­wać dzi­kie pta­ki, któ­rych było tam napraw­dę wie­le. Teren jest trud­ny, bo dro­gę może nam prze­ciąć czy to roz­le­wi­sko, czy jakieś krza­ki, ale moż­na sobie pora­dzić. Na koniec pod­sze­dłem jesz­cze do War­ty (choć, wbrew pozo­rom, jest to kil­ka­set metrów), żeby jesz­cze raz zoba­czyć jej ogrom.

Pie­trzy­ków

Po odwie­dzi­nach nad War­tą waha­łem się, czy wstą­pić jesz­cze do Lądu. Osta­tecz­nie posta­no­wi­łem na chwi­lę tam pod­je­chać. Byłem tam trze­ci, czy czwar­ty raz. Widać, że kościół jest w remon­cie. Mogłem go sobie obej­rzeć „przez kra­tę”. Jed­nak­że jest tam infor­ma­cja, że w okre­ślo­nych godzi­nach moż­na zwie­dzać klasz­tor. Może innym razem.

Do Zagó­ro­wa tym razem nie wstą­pi­łem. Zamiast tego poje­cha­łem bez­po­śred­nio do Orli­ny Dużej, szla­kiem mojej wędrów­ki z 2023 roku.

Nic tam się wła­ści­wie nie zmie­ni­ło. Zabu­do­wy olę­der­skiej wła­ści­wie już nie ma, poza jed­nym domo­stwem rzu­ca­ją­cym się w oczy. Poja­wia­ją się nowe, nowo­cze­sne budyn­ki, przy­tła­cza­ją­ce ogro­mem. Wędro­wa­łem chwi­lę po oko­licz­nych lasach: są to typo­we dla pusz­czy lasy, w któ­rych rosną chu­der­la­we sosny jak zapał­ki. Wstą­pi­łem ponow­nie na sta­ry cmen­tarz ewan­ge­lic­ki. Jest to przy­gnę­bia­ją­cy widok. Cho­ciaż są tam pochów­ki jesz­cze z lat 40. ubie­głe­go wieku.

Na zdję­ciach widocz­ny jest mur czę­ścio­wo przy­naj­mniej wyko­na­ny z rudy darniowej.


Zobacz tak­że:

Sta­re cmentarze

Cmen­tarz w Piskorach

Cmen­tarz we Wrąb­czyń­skich Holendrach

Gdańsk i Gdynia

Pamię­tam, jak po raz pierw­szy w 2019 roku pla­no­wa­łem zimo­wy wyjazd do Trój­mia­sta. I miał to być wte­dy wyjazd do Gdań­ska. Jed­nak w Gdań­sku nie było noc­le­gów, czy też były poza moim zasię­giem finan­so­wym, nie pamię­tam, tak więc osta­tecz­nie tra­fi­łem do Gdy­ni. I to był, jak się oka­za­ło, świet­ny wybór, ponie­waż od tego cza­su Gdy­nię uwiel­biam, chęt­nie do niej powra­cam, a do Gdań­ska jedy­nie „wpa­dam”, gdy jestem w Gdyni.

Gdańsk to po pro­stu takie samo wiel­kie mia­sto, jak Poznań czy Wro­cław. Sta­rów­ka (czy­li tzw. Głów­ne Mia­sto) jest ład­na, ale w prze­wa­ża­ją­cej mie­rze jest to skan­sen dla tury­stów (por. moje prze­my­śla­nie z Lubli­na). Dłu­gi Targ to rząd pusto­sta­nów. Nato­miast Gdy­nia to mia­sto bar­dzo żywe, ale żywe nie dzię­ki upo­jo­nym wód­ką tury­stom, tyl­ko dzię­ki miesz­kań­com, któ­rzy po pro­stu w tym mie­ście miesz­ka­ją. Nie ma tam wyraź­nej sta­rów­ki, cho­ciaż jest sta­ra część Gdy­ni kon­cen­tru­ją­ca się wokół portu.

W Gdy­ni kró­lu­je moder­nizm, któ­ry dum­nie się prę­ży w budyn­kach przy głów­nych uli­cach: Świę­to­jań­skiej, Wła­dy­sła­wa, któ­re­goś lute­go… i na Kamien­nej Górze – nad­mor­skiej dziel­ni­cy peł­nej przed­wo­jen­nych moder­ni­stycz­nych wil­li. Do tego docho­dzi jesz­cze moder­ni­stycz­ny układ urba­ni­stycz­ny. Nie ma tam kamie­nic z podwórkami-studniami.

Trój­mia­sto od połu­dnia oto­czo­ne jest Trój­miej­skim Par­kiem Kra­jo­bra­zo­wym i wystar­czy rzut oka na mapę, żeby zoba­czyć, ile tam jest tere­nów zielonych.

Pobyt w Gdy­ni tra­dy­cyj­nie roz­po­czą­łem od spa­ce­ru przez Kępę Redłow­ską na Klif Orłow­ski. Aż nie chce się wie­rzyć, że w środ­ku mia­sta są takie atrak­cyj­ne przy­rod­ni­czo tere­ny. Byłem tam dwa razy.

Poza tym, w Gdy­ni zbyt wie­le nie zwie­dza­łem, bo po pro­stu nie mia­łem takiej potrze­by. Ale następ­nym razem, kto wie.

W Gdań­sku byłem dwa razy. Pierw­sze­go dnia poje­cha­łem na krót­ką wyciecz­kę do Oli­wygdzie byłem też poprzed­nim razem. Oli­wa to gdań­ski odpo­wied­nik poznań­skie­go Soła­cza – czy­li zabyt­ko­wa dziel­ni­ca ze sta­ry­mi luk­su­so­wy­mi wil­la­mi. W środ­ku jest pięk­ny park oliw­ski (cho­ciaż inny, niż park sołac­ki w Pozna­niu). Nad Oli­wą kró­lu­je kate­dra oliw­ska. Wyjąt­ko­wo cie­ka­wy zaby­tek architektury.

Dru­gi raz poje­cha­łem do Gdań­ska w kon­kret­nym celu, tzn. żeby odwie­dzić muzeum II woj­ny świa­to­wej. W 2019 roku byłem w Euro­pej­skim Cen­trum Soli­dar­no­ści – i cho­ciaż nie jestem wiel­bi­cie­lem pato­su i mar­ty­ro­lo­gii – to bar­dzo mi się wysta­wa podo­ba­ła. W muzeum II woj­ny świa­to­wej też jest nie­źle. Nie ma tam, ewen­tu­al­nie jest w mniej­szych daw­kach, kult nie­szczę­ścia i poświę­ca­nia, wyeks­po­no­wa­ny w cen­tral­nym muzeum klęsk i nie­szczęść, czy­li w muzeum powsta­nia war­szaw­skie­go. W gdań­skim muzeum woj­na jest poka­za­na wie­lo­wy­mia­ro­wo i z dystan­sem. Poza tym jest tam poka­za­na per­spek­ty­wa nie tyl­ko pol­ska. Tro­chę miej­sca poświę­co­no kwe­stiom, o któ­rych u nas wie­le się nie mówi, jak np. oku­pa­cji Sin­ga­pu­ru przez Japoń­czy­ków, czy gło­dzie w Holandii.

Wysta­wa jest cie­ka­wa i moż­na poświę­cić te 2 – 3 godzi­ny, żeby bez znu­że­nia ją obej­rzeć. Nie mówię, że co roku, ale za parę lat może jesz­cze tam kie­dyś wró­cę. Nato­miast archi­tek­to­nicz­nie muzeum mnie tro­chę roz­cza­ro­wa­ło (podob­nie, jak Polin w War­sza­wie, w któ­rym byłem we wrze­śniu 2019 roku).

Po odwie­dze­niu muzeum, poszwen­da­łem się jesz­cze tro­chę po cen­trum Gdań­ska. Dosze­dłem m.in. do słyn­nej pocz­ty gdań­skiej. Pocz­ta gdań­ska koja­rzy mi się przede wszyst­kim z „Bla­sza­nym bęben­kiem”, któ­ry czy­ta­łem 14 lat temu. Jest tam szcze­gó­ło­wo, cho­ciaż tro­chę w krzy­wym zwier­cia­dle, opi­sa­na obro­na poczty.

Sam budy­nek jest bar­dzo cie­ka­wy i żału­ję, że nie mia­łem cza­su na zwie­dze­nie muzeum. Przed muzeum znaj­du­je się monu­men­tal­ny pomnik upa­mięt­nia­ją­cy pocz­tow­ców. Nato­miast na mnie dużo więk­sze wra­że­nie zro­bi­ło miej­sce pamię­ci na podwó­rzu budyn­ku pocz­ty, gdzie znaj­du­je się tajem­ni­czy relief oraz zazna­czo­ne jest miej­sce roz­strze­la­nia ofiar.

Potem uda­łem się Dłu­gim Nabrze­żem w kie­run­ku Bazy­li­ki Mariac­kiej i Dłu­gie­go Tar­gu (wiem, że to tro­chę nie po dro­dze, ale nie szko­dzi). Na tra­sie moż­na podzi­wiać nie tyl­ko gdań­skie „zabyt­ki” (odbu­do­wa­ne po woj­nie), ale rów­nież tro­chę cie­ka­wej archi­tek­tu­ry moder­ni­stycz­nej. Z odda­li widzia­łem „Sołd­ka”, któ­re­go zwie­dza­łem 2 lata temu.

Zaha­czy­łem o Bazy­li­kę Mariac­ką, któ­ra zadzi­wia mnie za każ­dym razem swym ogromem.

Sko­ro jestem już przy mia­stach, to muszę jesz­cze wspo­mnieć o Sopo­cie, któ­ry odwie­dzi­łem ostat­nie­go dnia. O dzi­wo, cho­ciaż był to począ­tek lute­go, były tłu­my tury­stów. Pogo­da w pew­nym momen­cie zro­bi­ła się paskud­na. Na szczę­ście mogłem się posi­lić gorą­cą cze­ko­la­dą w pijal­ni Wedla. 🤭

Fale roz­bi­ja­ją­ce się o falo­chron przy molo w Sopocie