Zainspirowany wpisami na Facebooku pewnego lokalnego wędrowca, postanowiłem sprawdzić, jak wygląda Dolina Bawołu, który tamtędy przepływa. Bawół to rzeczka podobna do Swędrni, chociaż w tym miejscu, w którym byłem, nie jest aż tak malowniczo położona. Myślę, że zimą wybiorę się tam ponownie, aby lepiej przyjrzeć się tym okolicom.
Jak już pisałem, Puszcza Pyzdrska nazywana jest „puszczą” na wyrost – bo to głównie sosny jak zapałki. Ale wynika to z tego, że są tam bardzo słabe gleby, co jest jedną z cech charakterystycznych tych okolic. Nie brakuje jednak ładnych miejsc.
Przede wszystkim jednak nawet na południowym skraju Puszczy widać ślady przeszłości: właśnie opuszczony cmentarz, czy puste stare domostwo. Atutem Puszczy jest to, że jest to całkowicie na uboczu.
Niestety nie brakuje i patologii. Również do Puszczy dociera chaos urbanistyczny. Zaczynają pojawiać się nowe domy, które nie mają nic wspólnego ze skromnymi chatami olęderskim, które wtapiały się w tło. W środku lasu można spotkać pełno „terenów prywatnych”, „terenów monitorowanych”, mury, a nawet zasieki z drutu kolczastego. Urbanistyczna samowola na całego.
Mur w lesieDrut kolczasty, monitoring… i co jeszcze?Niby ktoś chce mieszkać „w domku pod lasem”, ale jednak odgradza się od tego lasu siatką maskującą…
Wczoraj przypadkowo trafiłem do Doliny Swędrni i było tam wyjątkowo pięknie. Ponoć przekroczony jest stan ostrzegawczy, ale rzeczka w razie czego ma się gdzie rozlać.
Jest już wrzesień. Lato to nie jest dobra pora na odwiedzanie lasu (już kiedyś wspominałem, że najlepsza pora to późna jesień, zima, wczesna wiosna) – komary, kleszcze, krzaki uniemożliwiające wejście w niektóre zakamarki. Z jednej strony latem można w lesie znaleźć ochłodę, ale z drugiej strony czasami jest zbyt duszno (szczególnie po deszczu) i taki spacer może być też bardzo męczący.
Na początku września czuć już, że lato się kończy. W dzień może być ciepło, ale ranki i wieczory są wyraźnie chłodniejsze. W ostatni weekend był upał, po którym obecnie nie ma już śladu. A jeszcze tydzień wcześniej pogoda była na tyle sprzyjająca, że można było się wybrać do mojego ulubionego lasku (tzn. jednego z ulubionych) na dłuższy spacer.
Tydzień temu pojechałem do dworku Marii Dąbrowskiej w Russowie. Dla każdego, kto czytał „Noce i dnie”, jest to wycieczka obowiązkowa, bo nie jest tajemnicą, że powieść była wzorowana na życiu samej autorki, która swoją młodość spędziła właśnie w Russowie. I tam też rozgrywa się część akcji powieści.
Dworek poprzednim razem odwiedziłem w maju 2019 roku, czyli 5 lat temu. Od tego czasu całkiem sporo się zmieniło, bo przeprowadzono remont. Ogród i park są bardziej zadbane. Wnętrze dworku zostało odnowione, a ekspozycja jest bardziej atrakcyjna.
Niestety przez cały weekend lał deszcz, więc zdjęcia też są dosyć deszczowe.
W parku otaczającym dworek znajduje się niewielki skansen, a – jak wiadomo, ja uwielbiam skanseny. Tutaj też jest kilka ciekawych obiektów; niestety teraz były pozamykane.
Pierwsza połowa maja była ciepła i bardzo sucha. Tydzień temu temperatura dochodziła do ok. 25 stopni – deszczu nie było od dawna.
Dlatego w lesie, przy tej słonecznej i suchej pogodzie, czułem się, jakby było lato. Pojechałem do niedalekiego lasku, który bardzo lubię. Niestety przedwcześnie wypędziła mnie z niego burza. Wkrótce potem rozpoczęło się, trwające od tygodnia, pasmo burz i ulew.
Gdyby uznać, że stawy przygodzickie to część Doliny Baryczy (a jakby nie było, leżą nad Baryczą), to w Dolinie Baryczy byłem już drugi raz w tym roku.
Jednak w maju zawsze jeżdżę w ciekawsze i bardziej przyrodniczo zróżnicowane miejsca, tzn. nad stawy milickie. A właściwie nad sam ich początek, tzn. w okolice kompleksu Potasznia, bo przy wycieczkach jednodniowych zwykle trzymam się zasady, że jeżdżę do miejsc oddalonych nie dalej niż na ok. godzinę jazdy samochodem.
Nadal to miejsce bardzo lubię, chociaż najlepszy do eksploracji byłby rower – którego póki co niestety nie jestem w stanie zabrać.
Było w tym roku bardzo ciepło, bo w długi weekend majowy temperatura dochodzi do 27 stopni. Jest też bardzo sucho, deszcz od dawna nie padał, co skutkuje chociażby dosyć niskim stanem Baryczy.
Słońce było oślepiające, co źle wpływa na zdjęcia. Pomimo wszystko, wędrówka była udana. Ciekawa jest nie tylko przyroda, ale także ślady po dawnym zaborze pruskim, który tu był do 1918 roku: np. zagubiony wśród łąk tajemniczy nagrobek z niemieckimi napisami albo urządzenia na jazie z informacją, że zostały wyprodukowane przed stu laty. Widać też taką charakterystyczną rzecz, jak stacje transformatorowe w kształcie ceglastych wież – są stare i nietypowe. W Wielkopolsce takich nie spotkałem.
Tej wiosny mamy już lato i to już chyba drugi raz; w tamtym tygodniu było ok. 10 stopni, za to obecnie temperatura przekracza 25. Choć oczywiście, jeszcze może być zimno.
Na koniec kwietnia napiszę jeszcze dwa słowa o innych miejscach, które warto było odwiedzić wiosną.
W tamtym tygodniu pierwszy raz w tym roku pojechałem nad rzekę, tzn. do doliny Prosny. Na zdjęciach dominuje zieleń: bo wszystko jest już zazielenione. Natomiast polnych kwiatów właściwie nie ma. Nad rzeką widać, jak zmienia się jej koryto. Poziom wody był zdecydowanie niższy, niż zimą. Odwiedziłem te same miejsca, co wtedy, ale widok jest zupełnie inny. Rzeka płynie niespiesznie.
Odwiedziłem także miejsce, w którym nie bywam zbyt często, chociaż jest zaledwie 20 minut drogi samochodem od miejsca, gdzie mieszkam. Są tam pola, niewielki lasek, a także bardzo malownicze rozlewiska.
Na koniec jeszcze jedno zdjęcie z wiosennego Kalisza, który na tym zdjęciu – myląco – sprawia wrażenie sympatycznego miasta.
Ciągle chodzą tą samą trasą, bo póki co, lepszej nie wymyśliłem. Tym razem zawędrowałem też nad Jezioro Budzyńskie, ale prawdę mówiąc, było to trochę nieporozumienie, bo sporo drogi musiałem nadłożyć bez sensu.
Poza tym, tradycyjnie: Jezioro Kociołek, Jezioro Góreckie, a potem powrót przez las. W Parku wiosna w pełni.
Jezioro GóreckieSkarpa nas brzegiem jezioraZalana łąka
W tamtym roku dwukrotnie odwiedziłem północną część Puszczy Pyzdrskiej, tzn. wiosną i jesienią.
Do tej pory zawsze udawałem się do Puszczy jesienią. W 2023 roku po raz pierwszy pojechałem w te okolice wiosną i to był bardzo dobry wybór. W tym roku myślałem nad tym już od lutego, ale się nie udało. Pojechałem dopiero pod koniec kwietnia. Pogoda była dosyć zimna, jak na koniec kwietnia, wbrew temu, że wcześniej temperatura przez kilka dni dochodziła do 25 stopni.
Tradycyjnie udałem się najpierw do ujścia Prosny, potem ponownie odwiedziłem wydmy śródlądowe w Pietrzykowie, zajrzałem na chwilę do Lądu, a potem jeszcze ponownie pojechałem na stary cmentarz w Orlinie Dużej.
U ujścia Prosny do Warty poprzednim razem byłem jesienią (pierwszy raz w 2020 roku). Jak zwykle, wędrówkę rozpocząłem w Modlicy. Rozważałem, czy by tym razem nie odwiedzić tego miejsca od drugiej strony, tj. od strony powiatu jarocińskiego. Jednak byłaby to zbyt duża odległość, dlatego odłożyłem to na inny raz. Wybrałem więc tradycyjną drogę.
Krajobraz wiosenny jest inny, niż jesienny. Co prawda wiosna jest już w pełni, ale nie wzeszła jeszcze roślinność. Powoduje to, że jest dużo lepsza widoczność na wszystkie strony i widać miejsca, które zwykle są zasłonięte wysokimi krzakami, trzcinami, trawami. Poza tym, to miejsce się nie zmieniło. Rzeka cały czas przytłacza swoim ogromem.
Modlica – ProsnaNad WartąUjście ProsnyWarta
W 2021 roku widać było umacnianie wału przeciwpowodziowego. Teraz jakieś prace są kontynuowane. Widać, że są czynione przygotowania do umacniania brzegów Prosny.
Potem na chwilę pojechałem do Pyzdr, w których nie byłem już od dawna. Spacerowałem tam przez kwadrans. Widać, że zakończyła się rewitalizacja rynku. Efekt jest na plus. Natomiast wycięto liche drzewa dookoła rynku.
Rynek w PyzdrachKościół pocysterski w PydrachPyzdry
Potem ponownie odwiedziłem wydmy śródlądowe w Pietrzykowie, o których pierwszy raz przeczytałem w 2022 roku. W tym miejscu byłem do tej pory raz, tzn. pod koniec 2022 roku i pamiętam, że wtedy te okolice trochę mnie rozczarowały. Potem, na początku 2023 roku natknąłem się na wydmy śródlądowe, ale po drugiej stronie Warty, a mianowicie w okolicach Wrąbczynka.
Teraz, po doświadczeniach z 2022 roku, obrałem trochę inną strategię zwiedzania tego miejsca. Przede wszystkim w innym miejscu zaparkowałem, przez co znacząco skróciłem sobie drogę do celu podróży. A po drugie, nie poszedłem w kierunku wydm tak, jak pokazują drogowskazy, tylko w przeciwną stronę, gdzie trasa jest bardziej malownicza i o wiele bardziej urozmaicona. I nie zawiodłem się! Odkryłem naprawdę ładne miejsce. Nad brzegiem Warty jest bowiem wszystko: wydmy, las, starorzecze, rozlewiska, łąki, pola. Z odległości kilkudziesięciu metrów mogłem obserwować dzikie ptaki, których było tam naprawdę wiele. Teren jest trudny, bo drogę może nam przeciąć czy to rozlewisko, czy jakieś krzaki, ale można sobie poradzić. Na koniec podszedłem jeszcze do Warty (choć, wbrew pozorom, jest to kilkaset metrów), żeby jeszcze raz zobaczyć jej ogrom.
PietrzykówŁęgi nad WartąWydmy śródlądoweDolina WartyStarorzecze
Po odwiedzinach nad Wartą wahałem się, czy wstąpić jeszcze do Lądu. Ostatecznie postanowiłem na chwilę tam podjechać. Byłem tam trzeci, czy czwarty raz. Widać, że kościół jest w remoncie. Mogłem go sobie obejrzeć „przez kratę”. Jednakże jest tam informacja, że w określonych godzinach można zwiedzać klasztor. Może innym razem.
Ląd – klasztor pocysterski
Do Zagórowa tym razem nie wstąpiłem. Zamiast tego pojechałem bezpośrednio do Orliny Dużej, szlakiem mojej wędrówki z 2023 roku.
Nic tam się właściwie nie zmieniło. Zabudowy olęderskiej właściwie już nie ma, poza jednym domostwem rzucającym się w oczy. Pojawiają się nowe, nowoczesne budynki, przytłaczające ogromem. Wędrowałem chwilę po okolicznych lasach: są to typowe dla puszczy lasy, w których rosną chuderlawe sosny jak zapałki. Wstąpiłem ponownie na stary cmentarz ewangelicki. Jest to przygnębiający widok. Chociaż są tam pochówki jeszcze z lat 40. ubiegłego wieku.
Lasy w Puszczy PyzdrskiejDroga do Orliny DużejMurek starego cmentarza z rudy darniowejCmentarz olęderskiMurek wokół cmentarza
Na zdjęciach widoczny jest mur częściowo przynajmniej wykonany z rudy darniowej.
Dzisiaj odwiedziłem ten sam lasek, co prawie miesiąc temu. Widać bardzo dużą różnicę, ponieważ wiosna wystrzeliła na dobre. Jest bardzo żywa i soczysta.
Pamiętam, jak po raz pierwszy w 2019 roku planowałem zimowy wyjazd do Trójmiasta. I miał to być wtedy wyjazd do Gdańska. Jednak w Gdańsku nie było noclegów, czy też były poza moim zasięgiem finansowym, nie pamiętam, tak więc ostatecznie trafiłem do Gdyni. I to był, jak się okazało, świetny wybór, ponieważ od tego czasu Gdynię uwielbiam, chętnie do niej powracam, a do Gdańska jedynie „wpadam”, gdy jestem w Gdyni.
Gdańsk to po prostu takie samo wielkie miasto, jak Poznań czy Wrocław. Starówka (czyli tzw. Główne Miasto) jest ładna, ale w przeważającej mierze jest to skansen dla turystów (por. moje przemyślanie z Lublina). Długi Targ to rząd pustostanów. Natomiast Gdynia to miasto bardzo żywe, ale żywe nie dzięki upojonym wódką turystom, tylko dzięki mieszkańcom, którzy po prostu w tym mieście mieszkają. Nie ma tam wyraźnej starówki, chociaż jest stara część Gdyni koncentrująca się wokół portu.
W Gdyni króluje modernizm, który dumnie się pręży w budynkach przy głównych ulicach: Świętojańskiej, Władysława, któregoś lutego… i na Kamiennej Górze – nadmorskiej dzielnicy pełnej przedwojennych modernistycznych willi. Do tego dochodzi jeszcze modernistyczny układ urbanistyczny. Nie ma tam kamienic z podwórkami-studniami.
Trójmiasto od południa otoczone jest Trójmiejskim Parkiem Krajobrazowym i wystarczy rzut oka na mapę, żeby zobaczyć, ile tam jest terenów zielonych.
Pobyt w Gdyni tradycyjnie rozpocząłem od spaceru przez Kępę Redłowską na Klif Orłowski. Aż nie chce się wierzyć, że w środku miasta są takie atrakcyjne przyrodniczo tereny. Byłem tam dwa razy.
Poza tym, w Gdyni zbyt wiele nie zwiedzałem, bo po prostu nie miałem takiej potrzeby. Ale następnym razem, kto wie.
W Gdańsku byłem dwa razy. Pierwszego dnia pojechałem na krótką wycieczkę do Oliwy – gdzie byłem też poprzednim razem. Oliwa to gdański odpowiednik poznańskiego Sołacza – czyli zabytkowa dzielnica ze starymi luksusowymi willami. W środku jest piękny park oliwski (chociaż inny, niż park sołacki w Poznaniu). Nad Oliwą króluje katedra oliwska. Wyjątkowo ciekawy zabytek architektury.
Park oliwskiMuzeum w OliwieKatedra oliwskaWnętrze katedry oliwskiejObejście w katedrze oliwskiejPrzedszkole (?) w Oliwie
Drugi raz pojechałem do Gdańska w konkretnym celu, tzn. żeby odwiedzić muzeum II wojny światowej. W 2019 roku byłem w Europejskim Centrum Solidarności – i chociaż nie jestem wielbicielem patosu i martyrologii – to bardzo mi się wystawa podobała. W muzeum II wojny światowej też jest nieźle. Nie ma tam, ewentualnie jest w mniejszych dawkach, kult nieszczęścia i poświęcania, wyeksponowany w centralnym muzeum klęsk i nieszczęść, czyli w muzeum powstania warszawskiego. W gdańskim muzeum wojna jest pokazana wielowymiarowo i z dystansem. Poza tym jest tam pokazana perspektywa nie tylko polska. Trochę miejsca poświęcono kwestiom, o których u nas wiele się nie mówi, jak np. okupacji Singapuru przez Japończyków, czy głodzie w Holandii.
Wystawa jest ciekawa i można poświęcić te 2 – 3 godziny, żeby bez znużenia ją obejrzeć. Nie mówię, że co roku, ale za parę lat może jeszcze tam kiedyś wrócę. Natomiast architektonicznie muzeum mnie trochę rozczarowało (podobnie, jak Polin w Warszawie, w którym byłem we wrześniu 2019 roku).
Nowe osiedla w pobliżu muzeum II wojny światowejGłówna oś wystawy w muzeumKamień upamiętniający „Dąb Hitlera”Czekolada z ananasem na wystawie przedwojennego sklepuZabawka z Kalisza – ciężarówka
Po odwiedzeniu muzeum, poszwendałem się jeszcze trochę po centrum Gdańska. Doszedłem m.in. do słynnej poczty gdańskiej. Poczta gdańska kojarzy mi się przede wszystkim z „Blaszanym bębenkiem”, który czytałem 14 lat temu. Jest tam szczegółowo, chociaż trochę w krzywym zwierciadle, opisana obrona poczty.
Sam budynek jest bardzo ciekawy i żałuję, że nie miałem czasu na zwiedzenie muzeum. Przed muzeum znajduje się monumentalny pomnik upamiętniający pocztowców. Natomiast na mnie dużo większe wrażenie zrobiło miejsce pamięci na podwórzu budynku poczty, gdzie znajduje się tajemniczy relief oraz zaznaczone jest miejsce rozstrzelania ofiar.
Potem udałem się Długim Nabrzeżem w kierunku Bazyliki Mariackiej i Długiego Targu (wiem, że to trochę nie po drodze, ale nie szkodzi). Na trasie można podziwiać nie tylko gdańskie „zabytki” (odbudowane po wojnie), ale również trochę ciekawej architektury modernistycznej. Z oddali widziałem „Sołdka”, którego zwiedzałem 2 lata temu.
Zahaczyłem o Bazylikę Mariacką, która zadziwia mnie za każdym razem swym ogromem.
Spichlerze i Sołdek (który zwiedzałem w 2022)Relief nad jednym z wejść do bazyliki mariackiej
Skoro jestem już przy miastach, to muszę jeszcze wspomnieć o Sopocie, który odwiedziłem ostatniego dnia. O dziwo, chociaż był to początek lutego, były tłumy turystów. Pogoda w pewnym momencie zrobiła się paskudna. Na szczęście mogłem się posilić gorącą czekoladą w pijalni Wedla. 🤭
Fale rozbijające się o falochron przy molo w Sopocie