Gdyby uznać, że stawy przygodzickie to część Doliny Baryczy (a jakby nie było, leżą nad Baryczą), to w Dolinie Baryczy byłem już drugi raz w tym roku.
Jednak w maju zawsze jeżdżę w ciekawsze i bardziej przyrodniczo zróżnicowane miejsca, tzn. nad stawy milickie. A właściwie nad sam ich początek, tzn. w okolice kompleksu Potasznia, bo przy wycieczkach jednodniowych zwykle trzymam się zasady, że jeżdżę do miejsc oddalonych nie dalej niż na ok. godzinę jazdy samochodem.
Nadal to miejsce bardzo lubię, chociaż najlepszy do eksploracji byłby rower – którego póki co niestety nie jestem w stanie zabrać.
Było w tym roku bardzo ciepło, bo w długi weekend majowy temperatura dochodzi do 27 stopni. Jest też bardzo sucho, deszcz od dawna nie padał, co skutkuje chociażby dosyć niskim stanem Baryczy.
Słońce było oślepiające, co źle wpływa na zdjęcia. Pomimo wszystko, wędrówka była udana. Ciekawa jest nie tylko przyroda, ale także ślady po dawnym zaborze pruskim, który tu był do 1918 roku: np. zagubiony wśród łąk tajemniczy nagrobek z niemieckimi napisami albo urządzenia na jazie z informacją, że zostały wyprodukowane przed stu laty. Widać też taką charakterystyczną rzecz, jak stacje transformatorowe w kształcie ceglastych wież – są stare i nietypowe. W Wielkopolsce takich nie spotkałem.