Już jestem po maturze. Z angielskiego ustnego mam 19⁄20 pkt. Teraz czekam na wyniki, a to dopiero w końcu czerwca.
Będzie nowy dyrektor PR3
Alleluja! Jacka Sobalę wreszcie wywalili z Trójki:
Zarząd Polskiego Radia odwołał w środę wieczorem szefa programu III Jacka Sobalę. Powód: wystąpienie na wiecu „Gazety Polskiej”, który był poświęcony zwycięstwu Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. (…) Jacek Sobala przyszedł do „Trójki” pod koniec grudnia 2009 r. Zastąpił Magdę Jethon. Dostał tę posadę dzięki PiS-owi. Od razu zraził do siebie zespół i słuchaczy. M.in. tym, że wprowadził na antenę nowy program publicystyczny, który oddał w ręce prawicowych publicystów: Wildsteina. Ziemkiewicza, Sakiewicza, Janeckiego.
Jest nadzieja, że skończy się cytowanie „Naszego Dziennika” na antenie radia publicznego, bo było to naprawdę poniżej wszelkiego poziomu.
Wycieczka do Ołoboku i kaprysy Prosny
W sobotę zrobiłem sobie milusią wycieczkę rowerową do Ołoboku. Zwiedziłem tam wyjątkowo oryginalny kościół pw. św. Jana Ewangelisty. W drodze powrotnej miałem również okazję zobaczyć kościół w Gostyczynie. Równie ciekawy.

Nie obyło się jednak bez problemów. Bowiem trwa dosyć niespodziewana powódź, która jest niczym wobec tego, co działo się wcześniej w tym roku. Nie ominęła ona i południowej Wielkopolski, która również jest lekko podtopiona. Dlatego do Ołoboku musiałem jechać dłuższą drogą.
Same okolice wsi wyglądają tak:
Również w Piwonicach wylało niczego sobie. Prawdę mówiąc, czegoś takiego jeszcze tutaj nie widziałem.

Matura: DZIEŃ VI – Język angielski (ustny)
Dzisiaj od 12.00 do 15.30 byłem na egzaminie ustnym z angielskiego, poziom podstawowy. Uzyskałem 20/20 pkt, czyli 100%. Nie chwaląc się, było to do przewidzenia…
A za tydzień poziom rozszerzony.
Pogoda Tym razem jest o czym pisać. Było ładnie, ale porządnie popadało i nagle powódź. Zdjęcia można zobaczyć nawet na stronie New York Timesa: tutaj i tutaj. A tutaj jest ciekawy fotoreportaż, ale dotyczący czego innego. W radiu nawet można było usłyszeć o Kaliszu, bowiem zalało Rajsków. Tam bowiem są aż dwie rzeki: Prosna i Swędrnia. A na Chopina woda przelewała się przez most.
Matura: DZIEŃ V – Historia
Dzisiaj napisałem ostatni egzamin pisemny – chyba najgorszy; tj. historię na poziomie rozszerzonym. Jestem zadowolony z tego, jak mi poszło. Wypracowanie dotyczyło monarchii w Polsce i Francji w XVII wieku.
Jeszcze przede mną dwa proste egzaminy ustne z angielskiego.
W Etiopii w czasach panowania ostatniego cesarza

Jakiś czas temu przeczytałem „Cesarza” Ryszarda Kapuścińskiego. Była to pierwsza książka tego autora, z jaką się zapoznałem. A to dzięki temu, że jej fragment znalazłem w podręczniku od polskiego. Był tam fragment opisujący sposób, w jaki sprawował władzę Haille Silassie. Nie da się ukryć, że była to wyjątkowa osobowość…
Również książka jest napisana w sposób nietuzinkowy; myślałem, że takie długie reportaże są nudne, a tymczasem spotkała mnie wielka niespodzianka. Inne książki Kapuścińskiego przede mną.
o ministrze pióraZwyczaj ustnego referowania miał tę zaletę, że w razie potrzeby cesarz mógł oświadczyć, iż dostojnik taki to a taki doniósł mu zupełnie co innego, niż miało to miejsce w rzeczywistości, a ten nie mógł bronić się nie mając żadnego na piśmie. Tak więc cesarz odbierał od swoich podwładnych nie to, co oni mu mówili, ale to, co jego zdaniem powinno być powiedziane. Czcigodny pan miał swoją koncepcję i do niej dopasowywał wszystkie sygnały dochodzące z otoczenia. Podobnie było z pisaniem, bo monarcha nasz nie tylko nie korzystał z umiejętności czytania, ale także nic nie pisał i niczego własnoręcznie nie podpisywał. Choć rządził przez pół wieku, nawet najbliżsi nie wiedzą, jak wyglądał jego podpis. W godzinach urzędowania przy cesarzu obecny był zawsze minister pióra, który notował wszystkie jego rozkazy i polecenia. Wyjaśnię tu, że w czasie roboczych audiencji dostojny pan mówił bardzo cicho, ledwie tylko poruszając wargami. Minister pióra stojąc o pół kroku od tronu zmuszony był przybliżać ucho do ust imperialnych, aby usłyszeć i zanotować decyzję cesarza. W dodatku słowa cesarza były z reguły niejasne i dwuznaczne, zwłaszcza wówczas,gdy nie chciał zająć wyraźnego stanowiska, a sytuacja wymagała, aby dał swoją opinię. Można było podziwiać zręczność monarchy. Zapytany przez dostojnika o decyzję imperialną, nie odpowiadał wprost, ale odzywał się głosem tak cichym, że docierał tylko do przysuniętego blisko, jak mikrofon, ucha ministra pióra. Notował on skąpe i mgliste pomruki władcy. Reszta była już tylko kwestią interpretacji, a ta była sprawą ministra, który nadawał decyzji formę pisemną i przekazywał ją niżej.
o szkodliwości czytaniaNastępnie odzywają się członkowie rady koronnej, którzy żądają, aby samolot z dziennikarzami zawrócić z drogi i całe jtej bluźnierczej hałastry do cesarstwa nie wpuszczać. Ale jakże tu, powiada minister informacji, nie wpuścić, jeszcze większy krzyk podniosą i pana miłościwego bardziej potępią. Rada w radę postanawiają poddać dobrotliwemu panu następujące rozwiązanie – wpuścić, ale zaprzeczyć. Tak jest, wyprzeć się głodu! Trzymać ich w Addis Abebie, pokazywać rozwój i niech piszą tylko to, co w naszych gazetach potrafią wyczytać. A prasę, przyjacielu, mieliśmy lojalną, powiem nawet – przykładnie lojalną. Prawdę mówiąc, nie było jej wiele, bo na trzydzieści z okładem milionów podwładnych tłoczono dziennie dwadzieścia pięć tysięcy egzemplarzy gazet, ale pan nasz z takiego wychodził założenia, że nawet najbardziej lojalnej prasy nie należy dawać w nadmiarze, gdyż może z tego wytworzyć się nawyk czytania, a potem już krok tylko do nawyku myślenia, a wiadomo, jakie to powoduje niewygody, utrapienia, kłopoty i zmartwienia. Bo, powiedzmy, coś może być lojalnie napisane, ale zostanie nielojalnie odczytane, ktoś zacznie czytać rzecz lojalną, a zechce później nielojalnej, i tak pójdzie drogą, która go od tronu będzie oddalać, od rozwoju odciągać, do warchołów prowadzić. Nie, nie, pan nasz nie mógł do takiego rozpuszczenia, pobłądzenia dopuścić i dlatego wogóle nie był entuzjastą nadmiernego czytania.
Źródło: „Cesarz” Ryszard Kapuścinski, Warszawa 1987. Śródtytuły dopisałem ja.
Matura: DZIEŃ IV – Język polski
Dzisiaj zdawałem maturę ustną z języka polskiego. Komisji chyba spodobała się moja prezentacja, bo uzyskałem 20pkt/20pkt. Temat brzmiał: Motyw Stabat Mater Dolorosa w literaturze, rzeźbie i obrazie.
Skrzypek z Berlina i Strauss
Wczoraj byłem na fenomenalnym koncercie w Filharmonii Kaliskiej. Był to chyba najlepszy, na jakim dotąd byłem.
Guy BRAUNSTEIN – skrzypce
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Kaliskiej
Adam KLOCEK – dyrygentw programie:
P. Czajkowski – Koncert skrzypcowy D‑dur op. 35
R. Strauss – Dyl Sowizdrzał op. 28
Zarówno koncert Czajkowskiego (Czajkowski, jak zwykle wspaniały), jak i „Dyl Sowizdrzał” niesamowicie wciskały w fotele. Gratulacje dla Filharmoników!

Kilka refleksji na temat matury
Jestem pomiędzy podstawowym a rozszerzonym egzaminem z angielskiego, mogę więc go trochę skomentować (choć nie lubię tego słowa). Angielski podstawowy był bardzo prosty, przynajmniej dla mnie. Wiem jednak, że nie wszystkim poszło tak gładko.
A teraz warto wrócić do wczorajszej matury z matmy. My, maturzyści, od dawna wiedzieliśmy, że matura, to będzie ciężki orzech do zgryzienia. Nie chodzi nawet o to, że trzeba ją zdawać (co jest głupotą, bo dla osób, których to nie interesuje, jest to tylko i wyłącznie strata czasu). Co gorsza, musieliśmy od początku wysłuchiwać górnolotnych opinii ekspertów, pseudoekspertów i tych, co pamiętają maturę za Piasta Kołodzieja. Profesorowie z uniwersytetów rozpływali się nad tym, jak to kiedyś było trudno, a jaka ta matura teraz jest żenująca. Może i tak, ale czy to my ją układamy? Słuchanie takich opinii nie jest przyjemne. Ulubionym konikiem wszelakich ekspertów starej daty jest przywoływanie „wybitnych” i „wspaniałych” uczniów z czasów przedwojennych. Oni przeszli już do historii, przy okazji skutecznie tworząc wokół siebie nimb i mit świętości. Teraz my wysłuchujemy, jacy to byli niesamowici.… Wystarczy przeczytać „Ferdydurke”, żeby się przekonać.
Trzeba jeszcze wysłuchiwać jazgotu współczesnych. Tegoroczni maturzyści mają do wyboru: jeśli matura pójdzie dobrze, od razu będzie powiedziane, że było za prosta, „na poziomie podstawówki” etc.; jeśli pójdzie źle, będzie trzeba wysłuchiwać, jaka „ta młodzież okropna”, „nic się nie uczy”, „co to będzie, co to będzie”. Jednym słowem, odruch wymiotny gwarantowany tak, czy tak.
Piszę o tym, bo przez przypadek natrafiłem na ten artykuł: http://wyborcza.pl/1,86116,7848295,To_byla_matura__czy_zart_.html.
Większość zadań była na poziomie szkoły podstawowej, no może nie tej obecnej, ale na pewno tej, którą jeszcze pamiętam ze swoich własnych lat szkolnych [no tak, autor miał łaskę, przyjemność i możność chodzić do szkoły, która była kiedyś. To, co jest teraz, jest be i wstrętne, i niedobre – SK]. Miałem wrażenie, że one przede wszystkim sprawdzały rozumienie tekstu polecenia. Bo jak już ktoś pojął, o co go eksperci Centralnej Komisji Egzaminacyjnej proszą (a pytania, trzeba przyznać, były napisane zrozumiałym językiem), to już potem pozostało – pierwszy z brzegu przykład – podstawić liczbę w miejsce x oraz wykonać kilka prostych działań arytmetycznych, z którymi mógł poradzić sobie nawet dziesięciolatek.
Jednym słowem, obrzydliwe. No cóż, nie wiem, jak tam u Wielmożnego Autora, ale ja funkcji kwadratowej w podstawówce nie miałem, a na próbnej maturze połowa zadań sprawdzała jej znajomość.
I jeszcze jedno, coś co gryzie mnie już od dawna. Wszędzie natykam się na ohydną propagandę. Jaka ta matematyka wspaniała, cudowna, potrzebna etc. etc. Wiemy, że potrzebna, ale czy trzeba ciągle o tym przypominać. Krew mnie zalewa, kiedy n-ty raz muszę wysłuchiwać elaboratów, jak to interwały rządzą muzyką, a punkt ciężkości dla tyczkarki jest najważniejszy, niezbędny i po prostu nie do przecenienia. Rektorom politechnik i minister nauki nie mieści się w głowie, że ktoś może nie być fanem całek, pierwiastków i wykresów. Ciągle tylko się podkreśla, że TYLKO TO gwarantuje w przyszłości pracę. W związku z tym, osobom, które tego zdania nie podzielają, rzuca się kłody pod nogi (oczywiście jedynka z matmy i z fizyki nie czyni z człowieka humanisty – słowa tak nadużywanego przez tych, którym ogólnie zwykle nauka słabo idzie). Przykładowo, są stypendia dla osób zdających na maturze fizykę, czy matmę, ale dla finalistów Olimpiady Wiedzy o Prawach Człowieka już nie ma. Są stypendia dla tych, którzy idą na kierunki studiów typu elektronika z czymś tam, czy analiza matematyczna. Ale dla tych, którzy wybierają choćby filologię polską już nie.
Łaskawie przypomnę, że kiedy ktoś idzie na studia, to nie idzie tam dla B. Kudryckiej, nie idzie tam dla kogokolwiek, tylko wyłącznie dla własnej korzyści, satysfakcji i w celu pogłębiania wiedzy. Nawet, jeśli kogoś innego dana gałąź wiedzy nie obchodzi.
Matura: DZIEŃ III – Język angielski (I)
Właśnie wróciłem z angielskiego podstawowego. Był banalny. Ale czeka mnie jeszcze rozszerzony.
To jest 101. wpis.
Matura: DZIEŃ II – Matma
Jestem już po maturze z matmy. Nie było źle. Jutro angielski.
Matura: DZIEŃ I – Język polski (II)
Pisałem na rozszerzeniu temat I: dotyczący „Żywota człowieka poczciwego” Reja. Bardzo fajny. A jutro matma, ale tego się nie boję.