Las u schyłku lata

Jest już wrze­sień. Lato to nie jest dobra pora na odwie­dza­nie lasu (już kie­dyś wspo­mi­na­łem, że naj­lep­sza pora to póź­na jesień, zima, wcze­sna wio­sna) – koma­ry, klesz­cze, krza­ki unie­moż­li­wia­ją­ce wej­ście w nie­któ­re zaka­mar­ki. Z jed­nej stro­ny latem moż­na w lesie zna­leźć ochło­dę, ale z dru­giej stro­ny cza­sa­mi jest zbyt dusz­no (szcze­gól­nie po desz­czu) i taki spa­cer może być też bar­dzo męczący.

Na począt­ku wrze­śnia czuć już, że lato się koń­czy. W dzień może być cie­pło, ale ran­ki i wie­czo­ry są wyraź­nie chłod­niej­sze. W ostat­ni week­end był upał, po któ­rym obec­nie nie ma już śla­du. A jesz­cze tydzień wcze­śniej pogo­da była na tyle sprzy­ja­ją­ca, że moż­na było się wybrać do moje­go ulu­bio­ne­go lasku (tzn. jed­ne­go z ulu­bio­nych) na dłuż­szy spacer.

W Arboretum Leśnym po roku

Ten post powi­nien był się uka­zać już dobry mie­siąc temu, ale nie mia­łem cza­su ani melo­dii, żeby coś tu umieszczać…

W tam­tym roku byli­śmy zauro­cze­ni Arbo­re­tum Leśnym i tego lata posta­no­wi­li­śmy odwie­dzić je ponow­nie. W peł­ni lata wyglą­da pięk­nie, choć pew­nie naj­le­piej oglą­dać je na prze­ło­mie maja i czerw­ca, kie­dy kwit­ną rodo­den­dro­ny (facho­wo zwa­ne różanecznikami).

Arbo­re­tum skła­da się z wie­lu pięk­nych zakąt­ków, ale mnie naj­bar­dziej urzekł las sosno­wo-rodo­den­dro­no­wy. Jest to magicz­na ścież­ka pośród wiel­kich, dorod­nych sosen; skraj ścież­ki wypeł­nio­ny jest wła­śnie wiel­ki­mi rododendronami.

Arbo­re­tum moż­na zwie­dzać 2 – 3 godzi­ny, ale moż­na spę­dzić tam i cały dzień. I tym razem dotar­li­śmy do miejsc, w któ­rych wcze­śniej nie byli­śmy i bar­dzo nam się podobały.

Dworek w deszczu

Tydzień temu poje­cha­łem do dwor­ku Marii Dąbrow­skiej w Rus­so­wie. Dla każ­de­go, kto czy­tał „Noce i dnie”, jest to wyciecz­ka obo­wiąz­ko­wa, bo nie jest tajem­ni­cą, że powieść była wzo­ro­wa­na na życiu samej autor­ki, któ­ra swo­ją mło­dość spę­dzi­ła wła­śnie w Rus­so­wie. I tam też roz­gry­wa się część akcji powieści.

Dwo­rek poprzed­nim razem odwie­dzi­łem w maju 2019 roku, czy­li 5 lat temu. Od tego cza­su cał­kiem spo­ro się zmie­ni­ło, bo prze­pro­wa­dzo­no remont. Ogród i park są bar­dziej zadba­ne. Wnę­trze dwor­ku zosta­ło odno­wio­ne, a eks­po­zy­cja jest bar­dziej atrakcyjna.

Nie­ste­ty przez cały week­end lał deszcz, więc zdję­cia też są dosyć deszczowe.

W par­ku ota­cza­ją­cym dwo­rek znaj­du­je się nie­wiel­ki skan­sen, a – jak wia­do­mo, ja uwiel­biam skan­se­ny. Tutaj też jest kil­ka cie­ka­wych obiek­tów; nie­ste­ty teraz były pozamykane.

Zobacz tak­że: Pała­cyk jesie­nią.

Ślęża i okolice

Nie­ca­łe dwa tygo­dnie temu ponow­nie odwie­dzi­łem masyw Ślę­ży i jego oko­li­ce. W ogó­le Dol­ny Śląsk skry­wa wie­le cie­ka­wych atrak­cji i aż chcia­ło­by się tam poje­chać na dłu­żej (poprzed­nim razem na dłuż­szym wyjeź­dzie byłem nie­ca­łe 2 lata temu – w Świe­ra­do­wie). Jed­nak po moich dwóch dotych­cza­so­wych wizy­tach na Ślę­ży, tym razem posta­no­wi­łem tam poje­chać na cho­ciaż odro­bi­nę dłu­żej, tzn. na 2 dni (cho­ciaż tak napraw­dę tyl­ko 1 dzień był pełny).

Jed­nak w pierw­szej kolej­no­ści odwie­dzi­łem Muzeum Kolei na Ślą­sku w Jawo­rzy­nie Ślą­skiej. Jawo­rzy­na Ślą­ska dotych­czas koja­rzy­ła mi się tyl­ko z fabry­ką por­ce­la­ny „Karo­li­na”, któ­ra nie­ste­ty nie­daw­no upa­dła. A tym­cza­sem mia­sto Jawo­rzy­na Ślą­ska ma nie­dłu­gą, ale cie­ka­wą histo­rię – bo to typo­we mia­sto z okre­su XIX-wiecz­ne­go roz­wo­ju kolei, któ­re powsta­ło tyl­ko ze wzglę­du na kolej i wokół wybu­do­wa­nej tam paro­wo­zow­ni, któ­ra ist­nie­je do dzi­siaj. Mia­sto mia­ło być kole­jo­wym zaple­czem dla znaj­du­ją­cej się nie­opo­dal Świd­ni­cy, do któ­rej nie moż­na było wów­czas dopro­wa­dzić kolei z powo­du znaj­du­ją­cych się tam wte­dy jesz­cze fortyfikacji.

Paro­wo­zy goto­we do drogi

Po wspa­nia­łym okre­sie dol­no­ślą­skiej paro­wo­zow­ni pozo­sta­ły wspo­mnie­nia. Nie­ste­ty, ale podob­nie jak w Cha­bów­ce, to wszyst­ko jest w mia­rę dobrze zakon­ser­wo­wa­ną ruiną. Żaden z paro­wo­zów (no może poza jed­nym) nie jest w sta­nie o wła­snych siłach stam­tąd wyje­chać. Muzeum jest pry­wat­ne i – jak przy­znał prze­wod­nik – żyje z kani­ba­li­zmu, tzn. z tury­stów. Tak więc nie­ste­ty na nie­zbyt wie­le może sobie pozwo­lić. Ale i tak dobrze, że jest i że moż­na się co nie­co dowie­dzieć o daw­nej kolei.

Gdy doje­cha­łem to Sobót­ki, to była nie­dzie­la, któ­ra nie­ste­ty w tak tury­stycz­nym miej­scu, jak masyw Ślę­ży, nie jest miej­sce szczę­śli­wym ze wzglę­du na tury­stycz­ną ston­kę, któ­ra obsią­da dosłow­nie wszyst­ko. Dla­te­go tego dnia posta­no­wi­łem odwie­dzić znacz­nie mniej uczęsz­cza­ne Wzgó­rza Kieł­czyń­skie, któ­re są w sam raz na nie­zbyt dłu­gi nie­dziel­ny spa­cer (o cha­rak­te­rze tyl­ko lek­ko gór­skim) – w sam raz na rozgrzewkę.

U pod­nó­ży Wzgórz znaj­du­je się ład­ny sta­ry kościół; takie miej­sca przy­po­mi­na­ją daw­nych gospo­da­rzy (przy­naj­mniej okre­so­wo) tych ziem. Nie­wie­le po nich pozo­sta­ło, poza paro­ma nagrobkami.

Wie­czo­rem mia­łem jesz­cze tro­chę siły na krót­kie zwie­dza­nie Sobót­ki, któ­ra jest bar­dzo malow­ni­czym miasteczkiem.

Następ­ne­go dnia z same­go rana ruszy­łem na Ślę­żę i nie­skrom­nie powiem, że zapla­no­wa­łem sobie ambit­ną wędrów­kę. Nie posze­dłem bowiem naj­prost­szą dro­gą na szczyt, ale posta­no­wi­łem tro­chę nad­ło­żyć dro­gi i zro­bić sobie wokół szczy­tu pętel­kę 🤭 Tak więc idąc dooko­ła Ślę­ży dosze­dłem w oko­li­ce Prze­łę­czy Tąpa­dła i dopie­ro stam­tąd ruszy­łem pod górę – i to szla­kiem gra­na­to­wym, czy­li jed­nym z cie­kaw­szych (tym, któ­rym sze­dłem w 2021 roku). Tak więc na szczyt sze­dłem gdzieś dobre 3 godzi­ny, ale celo­wo wybra­łem dro­gę okręż­ną. Bo praw­da jest taka, że cie­ka­wa jest sama dro­ga, a nie jej cel – bo na szczy­cie góry nicze­go cie­ka­we­go nie ma. Tury­stów indy­wi­du­al­nych była garst­ka. Poza tym jakaś może szkol­na wyciecz­ka, ale nie wcho­dzi­li­śmy sobie w drogę. 

W dro­gę powrot­ną wybra­łem tra­sę od innej stro­ny, ale nie sze­dłem przez Wie­ży­ce, bo uzna­łem, że nie warto.

W każ­dym razie prze­sze­dłem bli­sko 20 km w gór­skim terenie.

Na szczy­cie

Od daw­na już pla­no­wa­łem, że gdy będę w Sobót­ce, to muszę też poje­chać do Świd­ni­cy, któ­ra jest zale­d­wie 20 km dalej (jed­na z waż­niej­szych ulic w Sobót­ce, to uli­ca Świdnicką).

W Świd­ni­cy byłem do tej pory 2 razy – i za każ­dym razem cel był ten sam, tzn. Kościół Poko­ju. Pierw­szy raz w Świd­ni­cy byłem ok. 2007 lub 2008 roku na szkol­nej wyciecz­ce i pamię­tam, że zwie­dza­li­śmy wte­dy Kościół. Za dru­gim razem byłem tam w 2009 roku i pamię­tam, że widzie­li­śmy go tyl­ko z zewnątrz, bo w środ­ku trwa­ły pró­by do Festi­wa­lu Bachowskiego.

5 lat temu byłem tak­że w dru­gim Koście­le Poko­ju – w Jawo­rze, ale to inna historia.

Kościół Poko­ju

Kościół Poko­ju to bez wąt­pie­nia naj­więk­sza atrak­cja Świd­ni­cy. Nic dziw­ne­go, w koń­cu jest to obiekt na Świa­to­wej Liście Dzie­dzic­twa UNESCO. Kościół razem ze swo­im oto­cze­niem two­rzy Baro­ko­wy Zaką­tek, któ­ry jak moż­na się prze­ko­nać, para­fia ewan­ge­lic­ko-augs­bur­ska sta­ra się jakoś „spie­nię­żyć” – jest tam bowiem i kawiar­nia, i jakiś pen­sjo­nat; widać, że miej­sce ma robić wra­że­nie na tury­stach. I to się uda­je, cho­ciaż kościół i bez tego jest bar­dzo inte­re­su­ją­cy. Jest impo­nu­ją­cej wiel­ko­ści, ma cie­ka­wą archi­tek­tu­rę, a oto­cze­nie też jest bar­dzo cie­ka­we. Stoi bowiem pośrod­ku sta­re­go cmen­ta­rza, któ­ry wła­ści­wie jest lasem z wysta­ją­cy­mi gdzie­nie­gdzie sta­ry­mi nagrob­ka­mi, pamię­ta­ją­cy­mi na pew­no daw­no minio­ną świet­ność tego miejsca.

Sama Świd­ni­ca to taki Wro­cław w minia­tur­ce. Szczy­ci się baro­ko­wy­mi zabyt­ka­mi archi­tek­tu­ry. Mia­sto jest ład­ne, cho­ciaż jak więk­szość miast w Pol­sce, ma tro­chę bru­du pod paznok­cia­mi. Pamię­tam, gdy 3 lata temu jecha­li­śmy do Świe­ra­do­wa i prze­jeż­dża­li­śmy przez Świd­ni­cę, wiel­kie wra­że­nie wywar­ły na mnie sze­ro­kie uli­ce wzdłuż któ­rych sta­ły monu­men­tal­ne kamie­ni­ce. Praw­da jest taka, że w Kali­szu takich nie ma. Inna spra­wa, że to wszyst­ko jest tro­chę na wyrost i świad­czy jedy­nie o daw­nej chwa­le tego mia­sta, bo dzi­siaj ma zale­d­wie ok. 50 – 60 tys. miesz­kań­ców (choć to wystar­czy, by być np. sie­dzi­bą sądu okrę­go­we­go). Mia­sto spra­wia wra­że­nie nie­mra­we­go, cho­ciaż ma żywe cen­trum z praw­dzi­wy­mi miesz­kań­ca­mi, skle­pa­mi i zakła­da­mi usłu­go­wy­mi (a nie takie, jak choć­by lubel­ska sta­rów­ka).

Wra­ca­jąc do Kali­sza odwie­dzi­łem Wro­cław, w któ­rym nie byłem już kil­ka lat. To Świd­ni­ca w powiększeniu 🤣


Ślę­ża w listo­pa­dzie 2023

Ślę­ża latem 2021

W lesie jak latem

Pierw­sza poło­wa maja była cie­pła i bar­dzo sucha. Tydzień temu tem­pe­ra­tu­ra docho­dzi­ła do ok. 25 stop­ni – desz­czu nie było od dawna.

Dla­te­go w lesie, przy tej sło­necz­nej i suchej pogo­dzie, czu­łem się, jak­by było lato. Poje­cha­łem do nie­da­le­kie­go lasku, któ­ry bar­dzo lubię. Nie­ste­ty przed­wcze­śnie wypę­dzi­ła mnie z nie­go burza. Wkrót­ce potem roz­po­czę­ło się, trwa­ją­ce od tygo­dnia, pasmo burz i ulew.

W stro­nę burzy

Ten sam lasek w kwiet­niu, w mar­cu, w grud­niu.

Wiosna w Dolinie Baryczy

Gdy­by uznać, że sta­wy przy­go­dzic­kie to część Doli­ny Bary­czy (a jak­by nie było, leżą nad Bary­czą), to w Doli­nie Bary­czy byłem już dru­gi raz w tym roku.

Jed­nak w maju zawsze jeż­dżę w cie­kaw­sze i bar­dziej przy­rod­ni­czo zróż­ni­co­wa­ne miej­sca, tzn. nad sta­wy milic­kie. A wła­ści­wie nad sam ich począ­tek, tzn. w oko­li­ce kom­plek­su Potasz­nia, bo przy wyciecz­kach jed­no­dnio­wych zwy­kle trzy­mam się zasa­dy, że jeż­dżę do miejsc odda­lo­nych nie dalej niż na ok. godzi­nę jaz­dy samochodem.

Nadal to miej­sce bar­dzo lubię, cho­ciaż naj­lep­szy do eks­plo­ra­cji był­by rower – któ­re­go póki co nie­ste­ty nie jestem w sta­nie zabrać.

Było w tym roku bar­dzo cie­pło, bo w dłu­gi week­end majo­wy tem­pe­ra­tu­ra docho­dzi do 27 stop­ni. Jest też bar­dzo sucho, deszcz od daw­na nie padał, co skut­ku­je cho­ciaż­by dosyć niskim sta­nem Baryczy.

Słoń­ce było ośle­pia­ją­ce, co źle wpły­wa na zdję­cia. Pomi­mo wszyst­ko, wędrów­ka była uda­na. Cie­ka­wa jest nie tyl­ko przy­ro­da, ale tak­że śla­dy po daw­nym zabo­rze pru­skim, któ­ry tu był do 1918 roku: np. zagu­bio­ny wśród łąk tajem­ni­czy nagro­bek z nie­miec­ki­mi napi­sa­mi albo urzą­dze­nia na jazie z infor­ma­cją, że zosta­ły wypro­du­ko­wa­ne przed stu laty. Widać też taką cha­rak­te­ry­stycz­ną rzecz, jak sta­cje trans­for­ma­to­ro­we w kształ­cie cegla­stych wież – są sta­re i nie­ty­po­we. W Wiel­ko­pol­sce takich nie spotkałem.


To samo miej­sce w 2023 roku

To samo miej­sce w 2021 roku

Łąki odo­la­now­skie

Sta­wy przy­go­dzic­kie w 2021 roku

Sta­wy przy­go­dzic­kie wcześniej

Nad rzeką i nad stawami

Tej wio­sny mamy już lato i to już chy­ba dru­gi raz; w tam­tym tygo­dniu było ok. 10 stop­ni, za to obec­nie tem­pe­ra­tu­ra prze­kra­cza 25. Choć oczy­wi­ście, jesz­cze może być zimno.

Na koniec kwiet­nia napi­szę jesz­cze dwa sło­wa o innych miej­scach, któ­re war­to było odwie­dzić wiosną.

W tam­tym tygo­dniu pierw­szy raz w tym roku poje­cha­łem nad rze­kę, tzn. do doli­ny Pro­sny. Na zdję­ciach domi­nu­je zie­leń: bo wszyst­ko jest już zazie­le­nio­ne. Nato­miast polnych kwia­tów wła­ści­wie nie ma. Nad rze­ką widać, jak zmie­nia się jej kory­to. Poziom wody był zde­cy­do­wa­nie niż­szy, niż zimą. Odwie­dzi­łem te same miej­sca, co wte­dy, ale widok jest zupeł­nie inny. Rze­ka pły­nie niespiesznie.

Odwie­dzi­łem tak­że miej­sce, w któ­rym nie bywam zbyt czę­sto, cho­ciaż jest zale­d­wie 20 minut dro­gi samo­cho­dem od miej­sca, gdzie miesz­kam. Są tam pola, nie­wiel­ki lasek, a tak­że bar­dzo malow­ni­cze rozlewiska.


Na koniec jesz­cze jed­no zdję­cie z wio­sen­ne­go Kali­sza, któ­ry na tym zdję­ciu – mylą­co – spra­wia wra­że­nie sym­pa­tycz­ne­go miasta.

Wielkopolska na wiosnę

Jezio­ro Kociołek 

Ponow­nie posta­no­wi­łem wio­sną udać się do Wiel­ko­pol­skie­go Par­ku Naro­do­we­go. Inne­go par­ku naro­do­we­go w moich oko­li­cach nie ma.

Gdzieś od 3 lat jeż­dżę do nie­go jesie­nią i wio­sną (pierw­szy raz jesie­nią 2021 roku, a poprzed­nim razem jesie­nią 2023).

Cią­gle cho­dzą tą samą tra­są, bo póki co, lep­szej nie wymy­śli­łem. Tym razem zawę­dro­wa­łem też nad Jezio­ro Budzyń­skie, ale praw­dę mówiąc, było to tro­chę nie­po­ro­zu­mie­nie, bo spo­ro dro­gi musia­łem nad­ło­żyć bez sensu.

Poza tym, tra­dy­cyj­nie: Jezio­ro Kocio­łek, Jezio­ro Górec­kie, a potem powrót przez las. W Par­ku wio­sna w pełni.

Wiosna nad Wartą

W tam­tym roku dwu­krot­nie odwie­dzi­łem pół­noc­ną część Pusz­czy Pyz­dr­skiej, tzn. wio­snąjesie­nią.

Do tej pory zawsze uda­wa­łem się do Pusz­czy jesie­nią. W 2023 roku po raz pierw­szy poje­cha­łem w te oko­li­ce wio­sną i to był bar­dzo dobry wybór. W tym roku myśla­łem nad tym już od lute­go, ale się nie uda­ło. Poje­cha­łem dopie­ro pod koniec kwiet­nia. Pogo­da była dosyć zim­na, jak na koniec kwiet­nia, wbrew temu, że wcze­śniej tem­pe­ra­tu­ra przez kil­ka dni docho­dzi­ła do 25 stopni.

Tra­dy­cyj­nie uda­łem się naj­pierw do ujścia Pro­sny, potem ponow­nie odwie­dzi­łem wydmy śród­lą­do­we w Pie­trzy­ko­wie, zaj­rza­łem na chwi­lę do Lądu, a potem jesz­cze ponow­nie poje­cha­łem na sta­ry cmen­tarz w Orli­nie Dużej.

U ujścia Pro­sny do War­ty poprzed­nim razem byłem jesie­nią (pierw­szy raz w 2020 roku). Jak zwy­kle, wędrów­kę roz­po­czą­łem w Modli­cy. Roz­wa­ża­łem, czy by tym razem nie odwie­dzić tego miej­sca od dru­giej stro­ny, tj. od stro­ny powia­tu jaro­ciń­skie­go. Jed­nak była­by to zbyt duża odle­głość, dla­te­go odło­ży­łem to na inny raz. Wybra­łem więc tra­dy­cyj­ną drogę.

Kra­jo­braz wio­sen­ny jest inny, niż jesien­ny. Co praw­da wio­sna jest już w peł­ni, ale nie wze­szła jesz­cze roślin­ność. Powo­du­je to, że jest dużo lep­sza widocz­ność na wszyst­kie stro­ny i widać miej­sca, któ­re zwy­kle są zasło­nię­te wyso­ki­mi krza­ka­mi, trzci­na­mi, tra­wa­mi. Poza tym, to miej­sce się nie zmie­ni­ło. Rze­ka cały czas przy­tła­cza swo­im ogromem.

W 2021 roku widać było umac­nia­nie wału prze­ciw­po­wo­dzio­we­go. Teraz jakieś pra­ce są kon­ty­nu­owa­ne. Widać, że są czy­nio­ne przy­go­to­wa­nia do umac­nia­nia brze­gów Prosny.

Potem na chwi­lę poje­cha­łem do Pyzdr, w któ­rych nie byłem już od daw­na. Spa­ce­ro­wa­łem tam przez kwa­drans. Widać, że zakoń­czy­ła się rewi­ta­li­za­cja ryn­ku. Efekt jest na plus. Nato­miast wycię­to liche drze­wa dooko­ła rynku.

Potem ponow­nie odwie­dzi­łem wydmy śród­lą­do­we w Pie­trzy­ko­wie, o któ­rych pierw­szy raz prze­czy­ta­łem w 2022 roku. W tym miej­scu byłem do tej pory raz, tzn. pod koniec 2022 roku i pamię­tam, że wte­dy te oko­li­ce tro­chę mnie roz­cza­ro­wa­ły. Potem, na począt­ku 2023 roku natkną­łem się na wydmy śród­lą­do­we, ale po dru­giej stro­nie War­ty, a mia­no­wi­cie w oko­li­cach Wrąbczynka.

Teraz, po doświad­cze­niach z 2022 roku, obra­łem tro­chę inną stra­te­gię zwie­dza­nia tego miej­sca. Przede wszyst­kim w innym miej­scu zapar­ko­wa­łem, przez co zna­czą­co skró­ci­łem sobie dro­gę do celu podró­ży. A po dru­gie, nie posze­dłem w kie­run­ku wydm tak, jak poka­zu­ją dro­go­wska­zy, tyl­ko w prze­ciw­ną stro­nę, gdzie tra­sa jest bar­dziej malow­ni­cza i o wie­le bar­dziej uroz­ma­ico­na. I nie zawio­dłem się! Odkry­łem napraw­dę ład­ne miej­sce. Nad brze­giem War­ty jest bowiem wszyst­ko: wydmy, las, sta­ro­rze­cze, roz­le­wi­ska, łąki, pola. Z odle­gło­ści kil­ku­dzie­się­ciu metrów mogłem obser­wo­wać dzi­kie pta­ki, któ­rych było tam napraw­dę wie­le. Teren jest trud­ny, bo dro­gę może nam prze­ciąć czy to roz­le­wi­sko, czy jakieś krza­ki, ale moż­na sobie pora­dzić. Na koniec pod­sze­dłem jesz­cze do War­ty (choć, wbrew pozo­rom, jest to kil­ka­set metrów), żeby jesz­cze raz zoba­czyć jej ogrom.

Pie­trzy­ków

Po odwie­dzi­nach nad War­tą waha­łem się, czy wstą­pić jesz­cze do Lądu. Osta­tecz­nie posta­no­wi­łem na chwi­lę tam pod­je­chać. Byłem tam trze­ci, czy czwar­ty raz. Widać, że kościół jest w remon­cie. Mogłem go sobie obej­rzeć „przez kra­tę”. Jed­nak­że jest tam infor­ma­cja, że w okre­ślo­nych godzi­nach moż­na zwie­dzać klasz­tor. Może innym razem.

Do Zagó­ro­wa tym razem nie wstą­pi­łem. Zamiast tego poje­cha­łem bez­po­śred­nio do Orli­ny Dużej, szla­kiem mojej wędrów­ki z 2023 roku.

Nic tam się wła­ści­wie nie zmie­ni­ło. Zabu­do­wy olę­der­skiej wła­ści­wie już nie ma, poza jed­nym domo­stwem rzu­ca­ją­cym się w oczy. Poja­wia­ją się nowe, nowo­cze­sne budyn­ki, przy­tła­cza­ją­ce ogro­mem. Wędro­wa­łem chwi­lę po oko­licz­nych lasach: są to typo­we dla pusz­czy lasy, w któ­rych rosną chu­der­la­we sosny jak zapał­ki. Wstą­pi­łem ponow­nie na sta­ry cmen­tarz ewan­ge­lic­ki. Jest to przy­gnę­bia­ją­cy widok. Cho­ciaż są tam pochów­ki jesz­cze z lat 40. ubie­głe­go wieku.

Na zdję­ciach widocz­ny jest mur czę­ścio­wo przy­naj­mniej wyko­na­ny z rudy darniowej.


Zobacz tak­że:

Sta­re cmentarze

Cmen­tarz w Piskorach

Cmen­tarz we Wrąb­czyń­skich Holendrach

Gdańsk i Gdynia

Pamię­tam, jak po raz pierw­szy w 2019 roku pla­no­wa­łem zimo­wy wyjazd do Trój­mia­sta. I miał to być wte­dy wyjazd do Gdań­ska. Jed­nak w Gdań­sku nie było noc­le­gów, czy też były poza moim zasię­giem finan­so­wym, nie pamię­tam, tak więc osta­tecz­nie tra­fi­łem do Gdy­ni. I to był, jak się oka­za­ło, świet­ny wybór, ponie­waż od tego cza­su Gdy­nię uwiel­biam, chęt­nie do niej powra­cam, a do Gdań­ska jedy­nie „wpa­dam”, gdy jestem w Gdyni.

Gdańsk to po pro­stu takie samo wiel­kie mia­sto, jak Poznań czy Wro­cław. Sta­rów­ka (czy­li tzw. Głów­ne Mia­sto) jest ład­na, ale w prze­wa­ża­ją­cej mie­rze jest to skan­sen dla tury­stów (por. moje prze­my­śla­nie z Lubli­na). Dłu­gi Targ to rząd pusto­sta­nów. Nato­miast Gdy­nia to mia­sto bar­dzo żywe, ale żywe nie dzię­ki upo­jo­nym wód­ką tury­stom, tyl­ko dzię­ki miesz­kań­com, któ­rzy po pro­stu w tym mie­ście miesz­ka­ją. Nie ma tam wyraź­nej sta­rów­ki, cho­ciaż jest sta­ra część Gdy­ni kon­cen­tru­ją­ca się wokół portu.

W Gdy­ni kró­lu­je moder­nizm, któ­ry dum­nie się prę­ży w budyn­kach przy głów­nych uli­cach: Świę­to­jań­skiej, Wła­dy­sła­wa, któ­re­goś lute­go… i na Kamien­nej Górze – nad­mor­skiej dziel­ni­cy peł­nej przed­wo­jen­nych moder­ni­stycz­nych wil­li. Do tego docho­dzi jesz­cze moder­ni­stycz­ny układ urba­ni­stycz­ny. Nie ma tam kamie­nic z podwórkami-studniami.

Trój­mia­sto od połu­dnia oto­czo­ne jest Trój­miej­skim Par­kiem Kra­jo­bra­zo­wym i wystar­czy rzut oka na mapę, żeby zoba­czyć, ile tam jest tere­nów zielonych.

Pobyt w Gdy­ni tra­dy­cyj­nie roz­po­czą­łem od spa­ce­ru przez Kępę Redłow­ską na Klif Orłow­ski. Aż nie chce się wie­rzyć, że w środ­ku mia­sta są takie atrak­cyj­ne przy­rod­ni­czo tere­ny. Byłem tam dwa razy.

Poza tym, w Gdy­ni zbyt wie­le nie zwie­dza­łem, bo po pro­stu nie mia­łem takiej potrze­by. Ale następ­nym razem, kto wie.

W Gdań­sku byłem dwa razy. Pierw­sze­go dnia poje­cha­łem na krót­ką wyciecz­kę do Oli­wygdzie byłem też poprzed­nim razem. Oli­wa to gdań­ski odpo­wied­nik poznań­skie­go Soła­cza – czy­li zabyt­ko­wa dziel­ni­ca ze sta­ry­mi luk­su­so­wy­mi wil­la­mi. W środ­ku jest pięk­ny park oliw­ski (cho­ciaż inny, niż park sołac­ki w Pozna­niu). Nad Oli­wą kró­lu­je kate­dra oliw­ska. Wyjąt­ko­wo cie­ka­wy zaby­tek architektury.

Dru­gi raz poje­cha­łem do Gdań­ska w kon­kret­nym celu, tzn. żeby odwie­dzić muzeum II woj­ny świa­to­wej. W 2019 roku byłem w Euro­pej­skim Cen­trum Soli­dar­no­ści – i cho­ciaż nie jestem wiel­bi­cie­lem pato­su i mar­ty­ro­lo­gii – to bar­dzo mi się wysta­wa podo­ba­ła. W muzeum II woj­ny świa­to­wej też jest nie­źle. Nie ma tam, ewen­tu­al­nie jest w mniej­szych daw­kach, kult nie­szczę­ścia i poświę­ca­nia, wyeks­po­no­wa­ny w cen­tral­nym muzeum klęsk i nie­szczęść, czy­li w muzeum powsta­nia war­szaw­skie­go. W gdań­skim muzeum woj­na jest poka­za­na wie­lo­wy­mia­ro­wo i z dystan­sem. Poza tym jest tam poka­za­na per­spek­ty­wa nie tyl­ko pol­ska. Tro­chę miej­sca poświę­co­no kwe­stiom, o któ­rych u nas wie­le się nie mówi, jak np. oku­pa­cji Sin­ga­pu­ru przez Japoń­czy­ków, czy gło­dzie w Holandii.

Wysta­wa jest cie­ka­wa i moż­na poświę­cić te 2 – 3 godzi­ny, żeby bez znu­że­nia ją obej­rzeć. Nie mówię, że co roku, ale za parę lat może jesz­cze tam kie­dyś wró­cę. Nato­miast archi­tek­to­nicz­nie muzeum mnie tro­chę roz­cza­ro­wa­ło (podob­nie, jak Polin w War­sza­wie, w któ­rym byłem we wrze­śniu 2019 roku).

Po odwie­dze­niu muzeum, poszwen­da­łem się jesz­cze tro­chę po cen­trum Gdań­ska. Dosze­dłem m.in. do słyn­nej pocz­ty gdań­skiej. Pocz­ta gdań­ska koja­rzy mi się przede wszyst­kim z „Bla­sza­nym bęben­kiem”, któ­ry czy­ta­łem 14 lat temu. Jest tam szcze­gó­ło­wo, cho­ciaż tro­chę w krzy­wym zwier­cia­dle, opi­sa­na obro­na poczty.

Sam budy­nek jest bar­dzo cie­ka­wy i żału­ję, że nie mia­łem cza­su na zwie­dze­nie muzeum. Przed muzeum znaj­du­je się monu­men­tal­ny pomnik upa­mięt­nia­ją­cy pocz­tow­ców. Nato­miast na mnie dużo więk­sze wra­że­nie zro­bi­ło miej­sce pamię­ci na podwó­rzu budyn­ku pocz­ty, gdzie znaj­du­je się tajem­ni­czy relief oraz zazna­czo­ne jest miej­sce roz­strze­la­nia ofiar.

Potem uda­łem się Dłu­gim Nabrze­żem w kie­run­ku Bazy­li­ki Mariac­kiej i Dłu­gie­go Tar­gu (wiem, że to tro­chę nie po dro­dze, ale nie szko­dzi). Na tra­sie moż­na podzi­wiać nie tyl­ko gdań­skie „zabyt­ki” (odbu­do­wa­ne po woj­nie), ale rów­nież tro­chę cie­ka­wej archi­tek­tu­ry moder­ni­stycz­nej. Z odda­li widzia­łem „Sołd­ka”, któ­re­go zwie­dza­łem 2 lata temu.

Zaha­czy­łem o Bazy­li­kę Mariac­ką, któ­ra zadzi­wia mnie za każ­dym razem swym ogromem.

Sko­ro jestem już przy mia­stach, to muszę jesz­cze wspo­mnieć o Sopo­cie, któ­ry odwie­dzi­łem ostat­nie­go dnia. O dzi­wo, cho­ciaż był to począ­tek lute­go, były tłu­my tury­stów. Pogo­da w pew­nym momen­cie zro­bi­ła się paskud­na. Na szczę­ście mogłem się posi­lić gorą­cą cze­ko­la­dą w pijal­ni Wedla. 🤭

Fale roz­bi­ja­ją­ce się o falo­chron przy molo w Sopocie

Las wiosną

Dzi­siaj jest Wiel­ka Sobo­ta i jest nad­spo­dzie­wa­nie cie­pło – tem­pe­ra­tu­ra prze­kra­cza 20 stop­ni, cho­ciaż jest marzec. Mam nadzie­ję, że jed­nak zaraz wró­ci tra­dy­cyj­ny wio­sen­ny chło­dek. For­mal­nie wio­sna dopie­ro się zaczęła.

Tydzień temu tra­dy­cyj­nie uda­łem się do lasu. Pogo­da była ide­al­na. Było cie­pło, ale nie za bar­dzo. Śpie­wa­ły pta­ki. Przy­ro­da budzi się do życia. W leśnych stru­mie­niach i sta­wach jest spo­ro wody. Słoń­ce prze­świe­ca­ło zza chmur, dawa­ło przy­jem­ne mięk­kie świa­tło, dzię­ki cze­mu moż­na było zro­bić ład­ne zdjęcia.