Ida

Listo­pad roz­po­czą­łem od wizy­ty w kinie na fil­mie „Ida”, któ­ry był tak dłu­go rekla­mo­wa­ny w radiu, inter­ne­cie i gaze­tach (wg „Poli­ty­ki” – wybit­ny), że w koń­cu ule­głem i uda­łem się na seans. Poprzed­nim razem w kinie byłem chy­ba w stycz­niu (w każ­dym razie padał wte­dy jesz­cze śnieg) na „Lin­col­nie”.

Ida (z pra­wej) ze swo­ją ciotką

Film opo­wia­da o mło­dej nowi­cjusz­ce wycho­wa­nej w klasz­tor­nym sie­ro­ciń­cu, któ­ra na pole­ce­nie swo­jej prze­ło­żo­nej, przed przy­ję­ciem ślu­bów wie­czy­stych, uda­je się do swo­jej jedy­nej żyją­cej krew­nej. Od niej, pro­wa­dzą­cej dosyć roz­ryw­ko­wy tryb życia sędzi, dowia­du­je się o histo­rii swo­jej rodzi­ny i razem z nią wyru­sza szu­kać swo­ich korzeni.

Film przede wszyst­kim poru­sza asce­tycz­ną reali­za­cją: mini­ma­li­stycz­ny­mi zdję­cia­mi, wła­ści­wie bra­kiem muzy­ki, wyjąt­ko­wo pla­stycz­ny­mi uję­cia­mi. Jest czar­no-bia­ły i nie jest pano­ra­micz­ny. Moim zda­niem była to praw­dzi­wa uczta dla oczu, boha­te­ro­wie fil­mo­wa­ni nie­raz z nie­ty­po­wych pozy­cji, uka­za­ni w nie­ocze­ki­wa­ny spo­sób. Cie­ka­wie zosta­ło przed­sta­wio­ne życie w klasz­to­rze lat 60. Naj­cie­kaw­szą posta­cią jest jed­nak gra­na przez Aga­tę Kule­szę ciot­ka Idy, czy­li Wan­da Gruz. Nie da się jej jed­no­znacz­nie oce­nić: z jed­nej stro­ny chce pomóc Idzie i szyb­ko do niej się przy­wią­zu­je, pomi­mo począt­ko­wej nie­chę­ci; z dru­giej zaś – jak sama przy­zna­ła – była pro­ku­ra­to­rem oskar­ża­ją­cym w pro­ce­sach poli­tycz­nych cza­su sta­li­ni­zmu. I – jak się zda­je – wyko­ny­wa­ła tę pra­cę z przekonaniem.

Film jest krót­ki, ale nie­raz zaska­ku­je zwro­ta­mi w fabu­le. War­to zobaczyć.

Koncerty

Byłem ostat­nio na dwóch koc­ner­tach w fil­har­mo­nii, któ­re utwier­dzi­ły mnie w prze­ko­na­niu, że Fil­har­mo­nia Kali­ska jest jed­nak świet­na. Żaden z nich nie był pro­wa­dzo­ny przez dyry­gen­ta Fil­har­mo­nii, tj. Ada­ma Kloc­ka, tyl­ko przez muzy­ków wystę­pu­ją­cych gościnnie.

Pierw­szy, któ­ry mam na myśli odbył się 27 wrze­śnia b.r.

SKRZYPKOWIE EUROPY

wyko­naw­cy:
Davi­de Alo­gna skrzypce
Orkie­stra Sym­fo­nicz­na Fil­har­mo­nii Kaliskiej
Gabrie­le Pezo­ne – dyrygent

W pro­gra­mie:
Felix Men­dels­sohn Bar­thol­dy – Kon­cert skrzyp­co­wy e‑moll op. 64
Anto­nin Dvo­řák – VII Sym­fo­nia d‑moll op. 70

Na dru­gim z nich byłem dwa dni temu i  był napraw­dę rewe­la­cyj­ny. W dodat­ku słu­cha­czy też było znacz­nie wię­cej, niż zwy­kle. Tym razem połą­czo­no Bacha z kom­po­zy­to­rem bar­dziej współ­cze­snym. Dzię­ki temu mogli­śmy wresz­cie wysłu­chać „Kon­cer­tów bran­den­bur­skich” w Kaliszu.

Bach – Piazzolla

Wyko­naw­cy:
Ulri­ke Pay­er for­te­pian, klawesyn
Chri­stian Ger­ber bandoneon
Dorian PAWEŁCZAK par­tie solo­we skrzypiec
Orkie­stra Sym­fo­nicz­na Fil­har­mo­nii Kaliskiej
Her­mann Breu­er dyrygent

W pro­gra­mie:
J. S. Bach Jesus ble­ibet meine Freu­de BWV 147
A. Piaz­zol­la Libertango
J. S. Bach Air aus Suite Nr. 3 D‑dur BWV 1068
A. Piaz­zol­la Tri­ste­za de un doble A
J. S. Bach Kon­zert für Kla­vier und Orche­ster Nr. 1 d‑moll BWV 1052
A. Piaz­zol­la Tre­smi­nu­tos con la realidad
A. Piaz­zo­la Tan­tian­ni prima
A. Piaz­zol­la Oblivion
J. S. Bach Bran­den­bur­gi­sches Kon­zert Nr. 3 G‑dur BWV 1049
A. Piaz­zol­la Escualo
A. Piaz­zol­la Adiós Nonino

Pierw­szy z utwo­rów („Jesus ble­ibet…”) śpie­wa­li­śmy kie­dyś, gdy jesz­cze byłem człon­kiem chó­ru. Tym razem był bez śpiewu.

Wady druku

Dzi­siaj mija ostat­ni week­end świę­te­go spo­ko­ju na naj­bliż­sze mie­sią­ce – bowiem za dwa dni roz­po­czy­na się nowy rok aka­de­mic­ki i przez to wię­cej będę miesz­kał w Pozna­niu niż w Kali­szu. Przede mną czwar­ty rok stu­diów. Miej­my nadzie­ję, że minie mi tak szyb­ko, jak poprzednie.

A teraz z innej becz­ki. Słu­cham sobie od paru mie­się­cy „Nar­ren­turm” Andrze­ja Sap­kow­skie­go w for­mie audiok­siąż­ki. Jest ona zre­ali­zo­wa­na dopraw­dy wspa­nia­le. Nie jest to zwy­kła książ­ka-czy­tan­ka, ale praw­dzi­wy radio­wy teatr: z akto­ra­mi, muzy­ką, efek­ta­mi spe­cjal­ny­mi. Przy­znam się kie­dyś, że kil­ka lat temu zabra­łem się za czy­ta­niem pierw­sze­go tomu Try­lo­gii Husyc­kiej, ale prze­ra­zi­ła mnie dłu­gość roz­dzia­łów i mno­gość histo­rycz­nych deta­li – tak więc zre­zy­gno­wa­łem po kil­ku­dzie­się­ciu stro­nach. Teraz, gdy słu­cham, jest zupeł­nie ina­czej. Oczy­wi­ście każ­dy roz­dział trwa przy­naj­mniej godzi­nę i wysłu­cha­nie cało­ści z pew­no­ścią zaj­mie wie­le cza­su; nie­mniej jed­nak wra­że­nia są świet­ne. Powo­li zbli­żam się do koń­ca i już nie mogę się docze­kać następ­nych części.

Czy­ta­jąc (a raczej słu­cha­jąc), natra­fi­łem na jeden frag­ment szcze­gól­nie cie­ka­wy i prze­kor­ny; jest to mia­no­wi­cie opi­nia Sam­so­na doty­czą­ca skut­ków roz­po­wszech­nie­nia dru­ku. W książ­ce Andrze­ja Sap­kow­skie­go wie­le jest myśli bar­dzo traf­nych i war­tych zapa­mię­ta­nia, ale ta nie jest raczej zbyt popularna:

– Zaiste – prze­mó­wił po chwi­li Sam­son Mio­dek, swym łagod­nym i spo­koj­nym gło­sem. – Widzę to oczy­ma duszy mojej. Maso­wa pro­duk­cja papie­ru, gęsto pokry­te­go lite­ra­mi. Każ­dy papier w set­kach, a kie­dyś, jak­by śmiesz­nie to nie zabrzmia­ło, może i w tysią­cach egzem­pla­rzy. Wszyst­ko po wie­lo­kroć powie­lo­ne i sze­ro­ko dostęp­ne. Łgar­stwa, bred­nie, oszczer­stwa, pasz­kwi­le, dono­sy, czar­na pro­pa­gan­da i schle­bia­ją­ca motło­cho­wi dema­go­gia. Każ­da pod­łość nobi­li­to­wa­na, każ­da nik­czem­ność ofi­cjal­na, każ­de kłam­stwo praw­dą. Każ­de świń­stwo cno­tą, każ­da zaplu­ta eks­tre­ma postę­po­wą rewo­lu­cją, każ­de tanie haseł­ko mądro­ścią, każ­da tan­de­ta war­to­ścią. Każ­de głup­stwo uzna­ne, każ­da głu­po­ta uko­ro­no­wa­na. Bo wszyst­ko to wydru­ko­wa­ne. Stoi na papie­rze, więc ma moc, więc obo­wią­zu­je. Zacząć to będzie łatwo, panie Guten­berg. I roz­ru­szać. A zatrzymać?

A. Sap­kow­ski „Nar­ren­turm”

Zda­wać by się mogło, że Sam­so­no­wi minu­sy prze­sło­ni­ły plu­sy. Przy­kła­da­jąc jed­nak tę opi­nię do bagna inter­ne­to­wych komen­ta­rzy, któ­re moż­na zna­leźć na wie­lu pol­skich por­ta­lach inter­ne­to­wych, wyda­je się ona nader aktualna.

Wilno

Wczo­raj wró­ci­łem już z całej mojej waka­cyj­nej wypra­wy, któ­ra obej­mo­wa­ła Bia­ły­stok, Wil­no i War­sza­wa. Głów­nym jej punk­tem był rzecz jasna pobyt na Litwie. Przez pra­wie 5 dni tam miesz­ka­łem, tj. w Wil­nie, ale poje­cha­łem tak­że do Trok. Mia­łem o tym napi­sać już wcze­śniej, ale byłem tak zaję­ty, że nie star­czy­ło mi czasu.

Szcze­gól­nie utkwił mi w pamię­ci kościół pw. świę­tych Pio­tra i Paw­ła na Anto­ko­lu: zupeł­na baro­ko­wa per­ła. Więk­szość zabyt­ków archi­tek­tu­ry sakral­nej w Wil­nie zosta­ła pobu­do­wa­na w sty­lu baro­ko­wym, ale zwy­kle ten barok nie jest tak kunsz­tow­ny i ele­ganc­ki jak wła­śnie w tej świątyni.

W Wil­nie punk­tem obo­wiąz­ko­wym każ­de­go zwie­dza­nia jest sta­rów­ka, któ­rej zauł­ka­mi moż­na wędro­wać w nie­skoń­czo­ność. Nie ma on ukła­du zna­ne­go z miast śre­dnio­wiecz­nych, tj. rynek + ulicz­ki. Zamiast tego jest trój­kąt­ny plac Ratu­szo­wy, dooko­ła któ­re­go roz­po­ście­ra się plą­ta­ni­na wąskich uli­czek, poprze­ty­ka­nych nie­kie­dy mały­mi pla­cy­ka­mi, skwe­ra­mi, pozo­sta­ło­ścia­mi po murach mia­sta. Sta­re Mia­sto roz­cią­ga się od Ostrej Bra­my aż do pla­cu Katedralnego.

Za pla­cem Kate­dral­nym znaj­du­je się kom­pleks zam­ko­wy, czy­li Gór­ny Zamek i Dol­ny Zamek. Gór­ny Zamek two­rzą pozo­sta­ło­ści for­te­cy i Basz­ta Gie­dy­mi­na. Na dole znaj­du­je się ciąg pała­ców, w któ­rych dzi­siaj m. in. jest Muzeum Naro­do­we. U pod­nó­ża wzgó­rza roz­cią­ga się Park Ber­nar­dyń­ski i pły­nie rze­ka Wilenka.

Wart odwie­dze­nia jest tak­że Uni­wer­sy­tet Wileń­ski: jest to kom­pleks budyn­ków na Sta­rym Mie­ście połą­czo­nych ze sobą podwó­rza­mi i dzie­dziń­ca­mi. Na nich znaj­du­je się wie­le atrak­cji, w tym baro­ko­wy kościół św. Jana. War­to też zaj­rzeć do uni­wer­sy­tec­kich budynków.

Wszyst­kie zdjęcia »

W Wilnie

Już dru­gi dzień dzi­siaj jestem w Wil­nie, ale do tej pory mia­łem tyle zajęć, że nia mia­łem cza­su, by cokol­wiek napi­sać. Do tej pory widzia­łem całą sta­rów­kę, kate­drę, Uni­wer­sy­tet, dziel­ni­cę żydow­ską… dłu­go moż­na­by wymieniać.

Plac katedralny w Wilnie
Plac kate­dral­ny w Wilnie
Kościół św. Janów - w kompleksie uniwersyteckim
Kościół św. Janów – w kom­plek­sie uniwersyteckim
Katedra wileńska
Kate­dra wileńska
Ostra brama
Ostra bra­ma

Wię­cej napi­szę póź­niej. Jutro pew­nie poja­dę do Trok.

W drogę

Czy­ta­łem kie­dyś wywiad z pew­nym nie­miec­kim podróż­ni­kiem i pisa­rzem, któ­ry zasły­nął z tego, że poszedł na nogach z Ber­li­na do Moskwy i zaję­ło mu to jedy­nie trzy mie­sią­ce. Stwier­dził on, że podróż (samot­na rzecz jasna) w sen­sie psy­cho­lo­gicz­nym zaczy­na się po dwóch tygo­dniach wędrów­ki. Ja więc takiej podró­ży chy­ba nie zaznam, bo mój wyjazd obli­czo­ny jest na tydzień.

Waliz­ka leży już spa­ko­wa­na; za pół­to­rej godzi­ny wyru­szam na dwo­rzec. Pierw­szy przy­sta­nek: Białystok.

Pozdra­wiam!

Niedługo w drogę

Dla nie­któ­rych powo­li dobie­ga koń­ca ostat­ni tydzień waka­cji 🙂 Jed­nak­że ja do tej gru­py nie nale­żę, bo przede mną jesz­cze ponad miesiąc.

Praw­dzi­we waka­cje zaczną się dla mnie w nie­dzie­lę, bo oto wte­dy wyru­szam na kil­ku­dnio­wą wyciecz­kę, w pla­nie któ­rej mam odwie­dzić Bia­ły­stok i Warszawę.

Dolina Swędrni
Doli­na Swędrni

Nowy wpis

Dzi­siaj po dłu­gim okre­sie „zbie­ra­nia się” wpro­wa­dzi­łem kil­ka kosme­tycz­nych zmian na swo­jej stro­nie pole­ga­ją­cych głów­nie na usu­nię­ciu paru lin­ków z menu, któ­re wyda­ją mi się nie­po­trzeb­ne. Mam nadzie­ję, że nie­dłu­go napi­szę tam coś nowego.

Ten wpis umiesz­czam głów­nie dla­te­go, że nie podo­ba­ło mi się, że gdy zje­cha­łem na dół stro­ny, tam cią­gle były widocz­ne wpi­sy z listo­pa­da! Teraz – mam nadzie­ję – nastą­pi prze­su­nię­cie i nie będą widocz­ne tak bar­dzo skut­ki moich blo­go­wych zaniechań.

Za nie­ca­łe dwa tygo­dnie z pew­no­ścią poja­wi się powód do tego, aby umie­ścić na blo­gu jakieś wpi­sy i cie­ka­we zdję­cia, a to dla­te­go, że na począt­ku wrze­śnia wybie­ram się do Wil­na. Na zdję­cia moż­na liczyć.

Poza tym w waka­cje jeż­dżę na rowe­rze, czy­tam książ­ki (ambit­ne i mniej ambit­ne, teraz aku­rat Zola); sta­ram się tak­że poprzy­po­mi­nać sobie łacinę.

Książki w internecie

Do lite­ra­tu­ry w inter­ne­cie dostęp jest dosyć łatwy. Ist­nie­je wie­le stron inter­ne­to­wych, na któ­rych moż­na zna­leźć opo­wia­da­nia, wier­sze, książ­ki. Legal­nie i nie­le­gal­nie (cho­dzi rzecz jasna o pra­wa autor­skie). Napi­sa­ne przez zna­nych pisa­rzy, jak i przez zupeł­nych ama­to­rów, któ­rzy po pro­stu chcą się swo­imi utwo­ra­mi podzie­lić z szer­szą publicz­no­ścią. Skle­pów z książ­ka­mi są pew­nie milio­ny, a na koń­cu jest alle­gro, gdzie uży­wa­ne książ­ki moż­na kupić za grosze.

Gdy cho­dzi o stro­ny inter­ne­to­we z książ­ka­mi (a raczej z wszel­kiej maści źró­dła­mi) god­ne pole­ca­nia są szcze­gól­nie dwie stro­ny inter­ne­to­we. Pierw­sza z nich, to Wol­ne Lek­tu­ry – pro­jekt fun­da­cji Nowo­cze­sna Pol­ska. Moż­na tam zna­leźć dzie­siąt­ki tek­stów lite­rac­kich, któ­re powsta­ły poprzez zeska­no­wa­nie czę­ści zbio­rów, przede wszyst­kim Biblio­te­ki Naro­do­wej. Ta stro­na inter­ne­to­wa nasta­wio­na jest na dzia­łal­ność edu­ka­cyj­ną: publi­ka­cja zasłu­gu­ją na pochwa­łę ze wzglę­du na pro­fe­sjo­nal­ną redak­cję tek­stów. Spryt­nie omi­nię­to tutaj kwe­stię praw autor­skich: dostęp­ne są książ­ki zeska­no­wa­ne z bar­dzo sta­rych egzem­pla­rzy; auto­rzy daw­no już nie żyją… dla­te­go próż­no szu­kać tutaj współ­cze­snej literatury.

Podob­nie jest w dru­gim pro­jek­cie – Polo­nie. Polo­na, to biblio­te­ka cyfro­wa jak się patrzy. Tutaj zeska­no­wa­no całe książ­ki łącz­nie z okład­ka­mi, w bar­dzo wyso­kiej roz­dziel­czo­ści, tak więc moż­na zana­li­zo­wać wszyst­ko łącz­nie z fak­tu­rą papie­ru. Do tego doda­no cie­ka­we funk­cjo­nal­no­ści, w tym inte­gra­cję z por­ta­la­mi spo­łecz­no­ścio­wy­mi. Do tego docho­dzi świet­ny, nowo­cze­sny inter­fejs użytkownika.

Piszę o tym wszyst­kim dla­te­go, że przed chwi­lą w „Dużym For­ma­cie”  (31÷2013) prze­czy­ta­łem o pro­jek­cie Google Books. O nim rzecz jasna wie­dzia­łem już wcze­śniej i z ich stro­ny inter­ne­to­wej korzy­sta­łem – dopie­ro jed­nak teraz pozna­łem kuli­sy całe­go przed­się­wzię­cia. Otóż ład­nych kil­ka lat temu przed­sta­wi­cie­le Google­’a uda­li się do kie­row­ni­ków naj­waż­niej­szych świa­to­wych biblio­tek mówiąc im, że zeska­nu­ją cały księ­go­zbiór za dar­mo i udo­stęp­nią go w inter­ne­cie. Jed­nym sło­wem – świet­ny pomysł. Dzię­ki nie­mu moż­na wydo­być sta­re publi­ka­cje (z przed kil­ku bądź kil­ku­set lat) z odmę­tów dusz­nych maga­zy­nów i udo­stęp­nić dla każ­de­go; np. śre­dnio­wiecz­ne manu­skryp­ty prze­cho­wy­wa­ne pie­czo­ło­wi­cie w klasz­tor­nych bibliotekach.

Nie­ste­ty wszyst­ko roz­bi­ło się o pisar­ską hipo­kry­zję. Urszu­la Jabłoń­ska pisze, że kie­dy James Gle­ick (jakiś ame­ry­kań­ski pisarz) dowie­dział się o pro­jek­cie Google­’a, bar­dzo mu się on spodo­bał (mate­ria­ły do pra­cy, książ­ki w zasię­gi klik­nię­cia mysz­ką). Podo­bał mu się do cza­su, gdy dowie­dział się, że jego pra­ce rów­nież są zeska­no­wa­ne i ogól­nie dostęp­ne. To po pro­stu arcy­przy­kład hipo­kry­zji i zakła­ma­nia. Niech wszy­scy mi dają, ale od moje­go wara.

Wte­dy zaczę­ły się koło­my­je z pozwa­mi, ugo­da­mi, odszko­do­wa­nia­mi, a wszyst­ko rzecz jasna toczy­ło się wokół oskar­że­nia o łama­nie praw autor­skich. Trwa­ją w zasa­dzie do dzi­siaj; wie­le ksią­żek zosta­ło usu­nię­tych z ogól­ne­go dostę­pu albo moż­na zoba­czyć tyl­ko kil­ka stron.

Pra­wa autor­skie” łama­no już w śre­dnio­wie­czu, bo ucznio­wie prze­pi­sy­wa­li książ­ki, któ­rych – z bra­ku dru­ku – nigdzie prze­cież kupić nie moż­na było. Dzi­siaj jest to znacz­nie łatwiej­sze, bo są kse­ro­ko­piar­ki, szyb­kie ska­ne­ry, apa­ra­ty &c &c i o czy­wi­ście inter­net, czy­li spraw­ca całe­go zła. Nad­cho­dzi moment, w któ­rym twór­cy tre­ści muszą się zasta­no­wić, dla kogo tak na praw­dę two­rzą: dla publicz­no­ści, czy… no wła­śnie, dla kogo?

Rowerem dookoła Kalisza

Moje pla­ny waka­cyj­ne nie są jesz­cze spre­cy­zo­wa­ne, choć mija już któ­ryś tydzień waka­cji. Do tej pory nie mia­łem nawet za bar­dzo cza­su by o tym myśleć, bo odby­wa­łem (z wła­snej woli) prak­ty­ki. Ponie­waż te już się skoń­czy­ły, będę miał jesz­cze wię­cej cza­su na jeż­dże­nie na rowerze 😀

Wakacje

Waka­cje moż­na ofi­cjal­ne uznać za roz­po­czę­te. Wła­ści­wie, to jestem już stu­den­tem IV roku pra­wa. Z tej oka­zji naj­le­piej tro­chę sobie pojeź­dzić na rowerze.