Obecnie jazda na rowerze, to jak pływanie w gotującej się zupie.
![Nawet w centrum miasta jest zupełnie pusto](http://www.silvarerum.eu/wp-content/uploads/2015/07/20150705_120621-e1436097012529-741x1024.jpg)
wycieczki, krajobrazy, zdjęcia i inne głupoty
Obecnie jazda na rowerze, to jak pływanie w gotującej się zupie.
Wakacje zostały odwołane. Przynajmniej dla mnie. Nie czuję lata.
🙁
Bądąc pod wpływem doniesień prasowych o nowej powieści Umberto Eco, przypomniało mi się, że mam w domu przynajmniej jedną książkę tego pisarza – „Cmentarz w Pradze”. Postanowiłem przeczytać ją po raz drugi. Nie mam wątpliwości, że teraz lepiej tę książkę zrozumiałem i chyba bardziej mi się podobała. Jak widać, przeczytać coś po raz drugi – czasami warto. Niemniej jednak, dobrze jest choćby cośkolwiek kojarzyć z historii Włoch i Francji, bo coś, co dla pisarza jest oczywiste, dla nas – niekoniecznie.
Akcja powieści nie rozgrywa się wcale na żadnym cmentarzu, ale wielokrotnie o nim jest wspomniane. Ma to być miejsce spotkania rzekomych spiskowców. Jakich – nie powiem. Jednakże tworząc fabułę autor udaje, że przepowiada w pewien sposób przyszłość.
Lato, sądząc za oknem – to chyba nie. Za zimno.
Jeszcze jedna myśl okolicznościowa:
Tak powiedziałem sobie w sercu:
«Oto nagromadziłem i przysporzyłem mądrości więcej
niż wszyscy, co władali przede mną na Jeruzalem»,
a serce me doświadczyło wiele mądrości i wiedzy.I postanowiłem sobie poznać
mądrość i wiedzę, szaleństwo i głupotę.Poznałem, że również i to jest pogonią za wiatrem,
bo w wielkiej mądrości – wiele utrapienia,
a kto przysparza wiedzy – przysparza i cierpień.
…
Postanowiłem
przyjrzeć się mądrości,
a także szaleństwu i głupocie.Bo czegoż jeszcze dokonać może człowiek,
który nastąpi po królu,
nad to, czego on już dokonał?I zobaczyłem,
że mądrość tak przewyższa głupotę,
jak światło przewyższa ciemności.Mędrzec ma w głowie swojej oczy,
a głupiec chodzi w ciemności.Ale poznałem tak samo,
że ten sam los
spotyka wszystkich.Więc powiedziałem sobie:
«Jaki los głupca,
taki i mój będzie.
I po cóż więc nabyłem
tyle mądrości?»Rzekłem przeto w sercu, że i to jest marność.
Bo nie ma wiecznej pamięci po mędrcu
tak samo, jak i po głupcu,
gdyż już w najbliższych dniach
w niepamięć idzie wszystko;
czyż nie umiera mędrzec tak samo jak i głupiec?Toteż znienawidziłem życie,
gdyż przykre mi były wszystkie sprawy,
jakie się dzieją pod słońcem;
bo wszystko marność i pogoń za wiatrem.(Koh 1, 16 – 18. 2, 12 – 17)
Niecały tydzień temu, we wtorek, miałem obronę. W sobotę – absolutorium. Jednym słowem jestem magistrem, a studia, które dopiero co rozpocząłem, mam już za sobą.
Z tej okazji – przewrotny cytacik okolicznościowy.
Choć filozofię studiowałem,
medyczny kunszt, arkana prawa
i teologię też, z zapałem
godnym, zaiste, lepszej sprawy,
na nic się zdały moje trudy —
jestem tak mądry, jak i wprzódy!Zwą mnie magistrem, ba, doktorem!
Od lat dziesięciu za nos wodzę
po krętej poszukiwań drodze
swych uczniów głupkowatą sforę
i widzę, że nic nie wiem przecie.Ta myśl, jak kamień, serce gniecie!
I cóż, żem jest mędrszy niż owe gaduły
magistry, doktory, pismaki i klechy,
że za nic mam wszelkie moralne skrupuły,
nie boję się diabła ni kary za grzechy —
wraz z trwogą i radość została odjęta,
bo księga poznania jest dla mnie zamknięta!Czyż stertą uczonych książkowych mądrości
naprawić świat zdołam, dać szczęście ludzkości?(Goethe)
Teraz mogę sobie przed nazwiskiem na górze strony dodać „mgr” 🙂
5 lat temu, tj. w maju 2010 roku, opuściłem mury liceum, zdałem maturę i rozpocząłem studia. A teraz – w najbliższym tygodniu planuję oddać swoją pracę magisterską i skończę także uniwersytet 😉 Rozterki mam nie mniejsze, niż wówczas.
Maj, to – jak wiadomo – czas matur. Dla mnie matura była przeżyciem okropnym i wyjątkowo traumatycznym. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to chyba najgorszy egzamin, jaki może być. Dlatego czuję ulgę za każdym razem, gdy w radiu mówią o maturach, a ja sobie myślę, że mam to już za sobą.
Zdawałem maturą z historii, gdzie nie ma nawet określonych (a przynajmniej wówczas nie było) dokładnych wymagań egzaminacyjnych, a przygotowania, to było błądzenie w ciemnościach. Pamiętam, jaka ogarnęła mnie błogość, gdy stwierdziłem, że czegoś z historii nie wiem (tj. nie znam jakiegoś wydarzenia) – a potem sobie przypomniałem, że przecież ja już tego umieć nie muszę.
Matura jest naprawdę okropna. W szczególności dla osób z wyższymi oczekiwaniami. A przecież na każdym egzaminie bardzo dużo zależy od szczęścia. Na maturze – zdecydowanie za dużo.
Jakiś czas temu skończyłem czytać „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk. 900 stron – jest co czytać.
A trzeba także przyznać, że autorka snując fabułę nie zmierza wcale prosto do celu i, o czym jest książka, w gruncie rzeczy dowiadujemy się po dłuższej chwili 🙂 Opowieść generalnie jest o Jakubie Franku i frankistach. Szczegółowe informacje na jego temat są m. in. w Polskim Słowniku Judaistycznym.
A kim był Jakub Frank? Nie tak łatwo na to pytanie odpowiedzieć, ale można rzecz, że był skrzyżowaniem proroka i duchowego przywódcy, pewnego odłamu judaizmu.
Nigdy wcześniej żadnej książki Olgi Tokarczuk nie czytałem, ale po przeczytaniu tej powieści, mam chęć na następne. Książka do lekkich nie należy (dosłownie i w przenośni); pisana jest w czasie teraźniejszym, co jest trochę rozpraszające. Pomimo tego autorka doskonale kreuje realia XVIII-wiecznej polskiej prowincji. W dodatku nie tylko polskiej, ale też i innych państw, których dawno na mapie już nie ma. Jak wskazano na okładce, jest to podróż przez kultury, religie, języki i liczne granice. Od Azji Mniejszej, przez Grecję, Bałkany, do Polski – i jeszcze dalej. Nie da się tego w kilku zdaniach ogarnąć, trzeba po prostu przeczytać!
Poza tym, na końcu książki dosyć ciekawie pokazana jest łączność tej starej sekty żydowskiej z czasami współczesnymi.
Dziś nastał ten wiekopomny dzień, w którym skończyłem pisać swoją pracę magisterską. Liczy ok. 110 stron, czyli całkiem sporo. Teraz czekam na uwagi promotora.
Poza tym, zaczął się długi weekend majowy, który w tym roku dał nam tylko jeden dzień wolnego. Zawsze jednak można przejść się z psem 🙂
Od czasu, gdy ostatni raz coś napisałem na blogu, wiele się zmieniło. I to niekoniecznie na lepsze. Powstrzymało mnie to od pisania tutaj czegokolwiek na dłuższy czas, choć byłoby o czym. Teraz nie mam weny.
Dodam tylko, że z lepszych rzeczy, to moja praca magisterska jest już w dużej mierze gotowa. Zostało mi jeszcze tylko parę stron.
Ostatnio czytałem same ambitne książki i teraz nie wiem, czy zabrać się za coś lżejszego, czy może kuć żelazo póki gorące 🙂
Dzisiaj skończyłem czytać „Opowieść o Darwinie” Irvinga Stone’a, czyli fabularyzowaną biografię Karola Darwina. Nazwisko tego autora daje rękojmię, że książka z pewnością będzie dobra i nie zawiodłem się (jeszcze zanim zacząłem liceum, czytałem „Pasję życia”). Autor szczegółowo opisuje jego życie, ewolucję poglądów, źródła zainteresowań itd. Zastanawiam się, na ile jest to zmyślone, a na ile poparte źródłami. W każdym razie, jest to z pewnością wiarygodne źródło wiedzy o epoce; jeśli coś z opisanych wydarzeń nie miało miejsca, z pewnością mogło było się wydarzyć.
Ostatnio byłem także w kinie na „Ziarnie prawdy”. Czyli Sandomierz bez ojca Mateusza 😀
PS. Teraz czeka na mnie smakowity kąsek, czyli „Księgi Jakubowe”, ale podróżowanie z takim ciężarem jest trochę kłopotliwe.
Za mną moja ostatnia duża sesja egzaminacyjna. Potem jeszcze egzamin z jednego przedmiotu do wyboru, egzamin magisterski, absolutorium… 5 lat temu stałem przed wieloma wyborami, ale dzisiaj jest chyba jeszcze gorzej.
A teraz mijają mi ostatnie ferie.