Beskid Makowski znajduje się na północ od Babiej Góry. Już od lat, odkąd jeżdżę do Zawoi, ciągnęło mnie, żeby do niego wstąpić. Do tej pory się to nie udawało – poza okazjonalnymi wizytami w Lanckoronie czy w Kalwarii Zebrzydowskiej, które jak się okazują, leżą właśnie na skraju Beskidu Średniego.
Dzisiaj wybrałem się do Makowa Podhalańskiego, który odpycha na pierwszy rzut oka, ale zyskuje przy bliższym poznaniu. Stamtąd nie ma wielkiego wyboru szlaków – więc musiałem się zadowolić tym, co było, tj. 3‑godzinną wędrówką po najbliższych okolicach. Nie ukrywam, że bardzo mi się podobało. Górki nie są wysokie, ale ciekawe i malownicze. Gdy idzie o roślinność, to głównie jest to regiel dolny. Czułem się tam trochę jak w Beskidzie Niskim, chociaż rzecz jasna tam cywilizacji jest znacznie mniej.
W Makowie nie ma właściwie niczego ciekawego, ale miasteczko mimo wszystko wywarło na mnie pozytywne wrażenie. Potem pojechałem do Suchej Beskidzkiej, w której byłem już 3 razy i która raczej mnie rozczarowała.
Do zamku suskiego nie chciało mi się wchodzić. Droga do „Czarnego lasu” – zagrodzona jakimiś robotami budowlanymi. Rynek rozkopany. Karczma „Rzym” przereklamowana.