Wczoraj, po blisko ośmiu latach przerwy, znowu dojechałem do Zakopanego. Poprzednim razem byłem w Tatrach w 2015 roku.
Sam dojazd zasługuje na odrębne potraktowanie. Oczywiście nie mam tu na myśli dojazdu do Krakowa, bo to nic ciekawego. Po prostu najpierw kiepska droga lokalna, potem dobra droga wojewódzka, potem niezła droga krajowa, potem autostrada, potem droga ekspresowa, potem wyjątkowo beznadziejna droga krajowa (trasa Olkusz-Kraków) i znowu autostrada. Jest także droga pseudoekspresowa, jak np. Dąbrowa Górnicza-Olkusz.
Taka sama trasa, tylko gorsza, jest na odcinku Kraków-Myślenice. Prędkość, z którą teoretycznie można jechać to 100 km/h, w rzeczywistości często jedzie się 60 km/h i to nie z powodu ruchu (była niedziela), tylko jakiś dziwnych skrzyżowań, wyskakujących nagle przejść dla pieszych, zakrętów itp.
No i w tych okolicach zaczyna się Podhale – a więc gwałt przez oczy. W Myślenicach wjeżdża się na trasę S7 i tu zaczyna się droga jak z bajki. Nie tylko jest to świetna droga ekspresowa, ale przede wszystkim jest pięknie położona. Jedzie się wśród gór, dolin, przełęczy; raz na dole, raz na estakadzie. Raz nad rzeką, a raz nad łąkami. Gdzieś w oddali przemykają podhalańskie wiochy (z Pcimiem na czele). Ukoronowanie trasy jest przejazd najdłuższym w Polsce tunelem, który jest naprawdę ciekawy.
Niestety wkrótce za tunelem czar pryska, ponieważ wjeżdża się już na zwykłą bardzo nieciekawą drogę krajową, która na dodatek jest nieustającym placem budowy (co może zwiastować, że trasa ekspresowa zostanie niedługo dociągnięta bliżej Zakopanego).
Niestety im bliżej Zakopanego, tym gorzej – stężenie Podhala wzrasta do 1000%. Jest koszmarnie, a apogeum tego koszmaru przypada na przedmieścia Zakopanego. Ląduje się jak w jakimś kraju trzeciego świata. Z jednej strony jakieś ę‑ą pensjonaty i hotele, czy inne zadbane miejsca, a obok nich rozwalające się stare szopy. Chaosu wizualnego nie da się z resztą streścić jednym zdaniem. Wszystko pokryte tysiącami ohydnych reklam, szyldów itp. Nie rekompensują tego widoczne z okolic Rabki Tatry.
Natomiast w samym Zakopanym widocznie ścierają się dwa żywioły – ale o tym kiedy indziej.
Teraz pada. Mam nadzieję, że pogoda się poprawi.