Tytuł tego wpisu został zaczerpnięty z felietonu Sylwii Chutnik z najnowszego numeru „Polityki”. Świetnie się składa, bo od kiedy mieszkam w bloku (1,5 roku), to mam ochotę o tym napisać, ale dopiero teraz poczułem się wystarczająco zmobilizowany. Tym bardziej, że jak się okazuje, w przeżywaniu swych boleści nie jestem sam.
Ja w przeciwieństwo do Mirona Białoszewskiego nie jestem (jeszcze!) ogarnięty obsesyjną manią śledzenia wszelkich dźwięków dobiegających spoza blokowego mieszkania. A przecież takie mieszkanie jest jak pudełko zapałek. Maleńkie – w porównaniu do całego budynku. A tych maleńkich pudełek znajdują się setki – ułożone jedno na drugim i obok siebie; połączone szybami wentylacyjnymi i pionem kanalizacyjnym; przedzielone ścianami jak kartką papieru.
Dźwięki trzaskającego niedomkniętego okna, trzaskania drzwiami, czy czyjegoś bezsensownego ględzenia na klatce schodowej to naprawdę nic w porównaniu z innymi odgłosami. Najwięcej słychać w toalecie: czyjąś pralkę, rozmowy, czyjeś pluskanie się w wannie. Chyba niejeden doktorat można by na ten temat napisać. A CBA nie musi chyba mieć pozwolenia na podsłuch: wystarczy gumowe ucho agenta.
To wszystko nic. Choć mieszkanie w bloku ma wiele zalet, ma też zasadniczą wadę. Ta wada polega na tym, że w pudałkach nad nami, pod nami, z lewej i z prawej też ktoś mieszka! Może to być na przykład świadek koronny (o czym pisze dzisiejsza „Wyborcza”).
Pół biedy, jeśli siedzi cicho; zdarza się to rzadko. A wszystkiemu winne wstrętne pudło, któremu na imię telewizor.
Niestety większość ludzi nie zna umiaru w głośności i nie bierze pod uwagę tego, że sąsiad nie chce go słuchać. Ktoś mógłby powiedzieć „cisza nocna – wtedy ma być cisza”. Ale to nie ma nic do rzeczy! To, że jest taki wynalazek jak cisza nocna i że (zgodnie z regulaminem) remonty można przeprowadzać od 8 do 20, i że należy wcześniej powiadomić sąsiadów… to wszystko nic nie znaczy. Bo tak, czy owak, w świetle prawa cywilnego (art. 23 KC) zakłócanie komuś spokoju w jakikolwiek sposób: poprzez emitowanie hałasu, smrodu czy zwykłe obrażanie są takimi samymi naruszeniami dóbr osobistych. Jednym słowem istnienie ciszy nocnej nie oznacza, że poza nią, można sobie robić co się chce.
Szkoda tylko, że bliźni nasi mają w pogardzie kodeks cywilny.
Sąsiedzi z mojego bloku hałasują nagminnie; ale co tam – zatyczki do uszu piankowe, tylko 1,9 zł. Najlepiej ich nie wyciągać. Gdybym umiał, zrobiłbym karczemną awanturę, ale nie umiem, więc chodzę od apteki do apteki w poszukiwaniu zatyczek.