Już kwiecień, a jak kwiecień i do tego 9., to wiadomo, czego to prawie rocznica. Nie chciałbym o tym pisać po raz kolejny, by nie stawać w jednym rzędzie z wszystkimi mediami w tym kraju, które katastrofę samolotu w Smoleńsku potraktowały jako temat roku i wałkowały go niemal przez 24 godziny na dobę. Naturalnie, ta katastrofa jest tematem roku, o ile nie jest tematem dekady… Niemniej jednak każdy temat się w końcu znudzi: niektórym po miesiącu, niektórym po tygodniu (to ja), a niektórym po latach. Dziękujmy więc cukrowi, którego cena wzrosła, Japonii, w którą uderzyło tsunami, że dzięki nim w ciągu ostatnich 12 miesięcy mieliśmy choć na chwilę o czas, by wziąć oddech od stateczników, czarnych skrzynek, pomników, krzyży, wraków, rdzewiejących wraków i jeszcze raz stateczników, i jeszcze raz czarnych skrzynek i raportów, wyjaśnień etc. etc. O krzyżu, pomniku i Kaczyńskim na Wawelu już pisałem, więc nie będę tego kolejny raz powielać. Mógłbym jeszcze wspomnieć o teoriach Radia Maryja i spółki nt. sztucznej mgły, strzałów itd., tylko po co…
A jutro przyjdzie czas na opowiadanie jubileuszowe. Jak ktoś poczuje, że nie ma siły włączyć telewizora, to może je sobie przeczytać.