Nad rzeką zimą

Na począt­ku stycz­nia nie tyl­ko przy­szedł mini­mal­ny mróz, ale nawet spa­dły ze 2 cm śnie­gu. I to tydzień po tygo­dniu. Śnieg jest teraz zimą rary­ta­sem, więź każ­de jego opa­dy to dobry moment, żeby wybrać się nad rze­kę, gdzie jest wte­dy wyjąt­ko­wo pięknie. 

W tam­tym roku poziom wody był wyjąt­ko­wo wyso­ki.

Tydzień temu wybra­łem się do miej­sca, któ­re jest ode mnie bar­dzo bli­sko, a jed­no­cze­śnie nie byłem sobie w sta­nie przy­po­mnieć, kie­dy ostat­ni raz tam byłem. Nie odwie­dza­łem tego miej­sca na pew­no od przy­naj­mniej 5 lat, a to z tego powo­du, że oko­li­ce choć pięk­na, to zosta­ła tra­gicz­nie zde­wa­sto­wa­na przez pato-prze­mysł, któ­ry się ulo­ko­wał po sąsiedz­ku i sys­te­ma­tycz­nie zatru­wa środowisko. 

To miej­sce to sta­ro­rze­cze Pro­sny koło elek­tro­cie­płow­ni. Do tego sta­ro­rze­cza wpa­da rzecz­ka Pokrzyw­ni­ca. Jest tam rów­nież cypel, z któ­re­go moż­na oglą­dać most kolejowy.


Dzi­siaj wybra­łem się w miej­sce, któ­re odwie­dzam sto­sun­ko­wo często.

Tutaj Pro­sna prze­bie­ga mię­dzy pola­mi, któ­re były tym ład­niej­sze, ze pokry­te cien­ką war­stwą śnie­gu. I pomy­śleć, że jesz­cze tak nie­daw­no jeź­dzi­łem tu na rowerze…

Las w śniegu

Na począt­ku Nowe­go Roku (2025) przy­szła w koń­cu zima, tzn. tem­pe­ra­tu­ra spa­dła do kil­ku stop­ni poni­żej zera i nawet spa­dła mini­mal­na ilość śniegu.

Posta­no­wi­łem się więc wybrać do sobie dobrze zna­ne­go lasku, ponie­waż las pod śnie­giem jest zupeł­nie inny i na swój spo­sób bar­dziej tajem­ni­czy, niż choć­by jesie­nią. Przede wszyst­kim na śnie­gu widać wie­le róż­nych śla­dów pozo­sta­wia­nych przez zwie­rzę­ta. Zwie­rząt nie widać, ale gdy widzi się set­ki mniej­szych i więk­szych śla­dów przez nie pozo­sta­wio­nych, to nie ma się wąt­pli­wo­ści, że gdzieś tam one są. Śnie­gu było napraw­dę jak na lekar­stwo, ale było widać śla­dy obec­no­ści zwie­rząt, np. wydep­ta­ne w śnie­gu ścież­ki czy też miej­sca, gdzie zie­mia była zryta.

Mia­łem spo­ro szczę­ścia, bo w odda­li zoba­czy­łem nawet sta­do jeleni.


I na deser…


To samo miej­sce rok temu (2024) – ale bez śniegu

Rzeka, stawy i lasy na zakończenie roku

Wspo­mnie­nie sprzed 3 dni…

Rok temu na zakoń­cze­nie roku wędro­wa­łem leśny­mi ścież­ka­mi. W tym roku wędrów­ka była rozszerzona.

Nad zako­lem rzeki

Po Świę­tach zna­la­złem czas, żeby wybrać się nad rze­kę. Było wte­dy mgli­ste przed­po­łu­dnie. Idąc pod słoń­ce nie wie­le było widać. Zie­mia była lek­ko zmro­żo­na, więc dało się w ogó­le przejść przez pola. Poziom wody w rze­ce nie był taki, jak rok temu.

Nato­miast ostat­nie­go dnia roku wybra­łem się do miej­sca, któ­re odwie­dzam spo­ra­dycz­nie, cho­ciaż jest bar­dzo ciekawe.

Poprzed­nim razem pisa­łem o tych oko­li­cach rok temu. To bar­dzo cie­ka­we miej­sce z lasem, w środ­ku któ­re­go są sta­wy. Byłem miło zasko­czo­ny, ponie­waż dro­ga pro­wa­dzą­ca do lasu była wysprzą­ta­na – nie było tam wyjąt­ko­wo tra­dy­cyj­ne­go wiej­skie­go bru­du. W lesie było pod tym wzglę­dem gorzej, cho­ciaż miej­sce i tak jest war­te odwie­dze­nia. Było kil­ka stop­ni powy­żej zera. Zza drzew prze­bi­ja­ło słoń­ce. Była bar­dzo przy­jem­na atmosfera.

Kalisz przed Świętami

Jest już gru­dzień, Świę­ta Boże­go Naro­dze­nia już za nami. Jest zim­no, ale to nie jest typo­wo zimo­wa pogo­da – raczej jak wcze­sną wio­sną. O śnie­gu moż­na zapo­mnieć. W Wigi­lię nawet tro­chę padał deszcz.

Kalisz jest, jaki jest, ale od kil­ku lat cen­trum mia­sta jest dosyć dobrze na Świę­ta przygotowane.

I po zmroku…

Rok temu przed Świętami

Przed Świę­ta­mi w Pozna­niu 14 lat temu

Lasy zimą

Zima u nas już ponoć jest, cho­ciaż nie ma śnie­gu. Jed­nak od pew­ne­go cza­su już zda­łem sobie spra­wę, że jesień, zima i wcze­sna wio­sna, to naj­lep­sze pory na zwie­dza­nie lasów. Moż­na wte­dy zoba­czyć miej­sca nor­mal­nie nie­do­stęp­ne z powo­du krza­ków, wyso­kich traw, roślinności.

W tym tygo­dniu wybra­łem się w oko­li­ce Wzgórz Ostrze­szow­skich – podob­nie, jak rok temu (cho­ciaż rok temu był śnieg i było bar­dziej malowniczo).

Naj­pierw poje­cha­łem do rezer­wa­tu, tego same­go, co rok temu. Nie­ste­ty, ale śnieg miał swo­je dobre stro­ny. Gdy tyl­ko zje­cha­łem z dro­gi woje­wódz­kiej na dro­gę lokal­ną („wiej­ską”) przy dro­dze i w rowach przy­wi­ta­ły mnie hał­dy śmie­ci. Moż­na powie­dzieć, że wieś była­by wspa­nia­ła, gdy­by nie jej miesz­kań­cy. Brak sza­cun­ku dla śro­do­wi­ska i prze­strze­ni wspól­nej widać tu na każ­dym kro­ku. Pomi­mo zmia­ny prze­pi­sów (już ponad 10 lat temu) naka­zu­ją­cych pobie­rać gmi­nom poda­tek śmie­cio­wy, cały czas moż­na się natknąć na śmie­ci w lasach, na polach i na łąkach. Dla nie­któ­rych cią­gle łatwiej jest wywa­lić sta­re opo­ny do lasu, niż zawieźć je do punk­tu nie­od­płat­nej zbiórki.

Bar­dzo nega­tyw­nym zja­wi­skiem jest też asfal­to­wa­nie dróg lokal­nych na wsi – dróg, po któ­rych pra­wie nikt nie jeź­dzi. Nie­ste­ty, ale zro­bie­nie „porząd­nej dro­gi” koń­czy się łama­niem prze­pi­sów, prze­kra­cza­niem pręd­ko­ści, roz­jeż­dża­niem ostat­nich bastio­nów dzi­kiej przy­ro­dy, no i rzecz jasna przy takiej dro­dze zaraz poja­wia­ją się śmie­ci (wyraź­nie rzu­ca­ją się w oczy wywa­lo­ne przy dro­gach opa­ko­wa­nia po wik­cie z McDo­nal­da – dobrze, że ten przy­by­tek porzu­cił sto­so­wa­nie plastiku).

Jed­nak doje­cha­łem w koń­cu do lasu, któ­ry chcia­łem odwie­dzić. Zro­bi­łem sobie pętel­kę po lesie, któ­ry to sam las nie jest zbyt cie­ka­wy. W dodat­ku w środ­ku lasu są pola, leśnic­two, jakieś poje­dyn­cze domy – gene­ral­nie nie jest to odlu­dzie. Cho­ciaż teren i tak jest dosyć cie­ka­wy. Dopie­ro na koń­cu spo­ty­ka nas nagro­da w posta­ci moż­li­wo­ści zaj­rze­nia do nie­wiel­kie­go rezer­wa­tu wiją­ce­go się nad stru­mie­niem. Tam robi się na chwi­lę magicz­nie. Są wyso­kie, pomni­ko­we drze­wa, mean­dry stru­mie­nia, jakieś polan­ki, słoń­ce prze­bi­ja­ją­ce spo­mię­dzy drzew. Na koń­cu jest roz­le­wi­sko i malow­ni­czy wąwóz (przez któ­ry prze­bie­ga dro­ga dojazdowa).

Potem jesz­cze odwie­dzi­łem kolej­ne cie­ka­we miej­sce, gdzie znaj­du­ją się sta­wy i lasy (rok temu tam nagra­łem wydrę). Gdy byłem w tym miej­scu rok temu, było bar­dzo malow­ni­czo, bo wszyst­ko było pod śnie­giem. W tym roku nie było już tak pięk­nie, bo na dro­dze było bło­to i kału­że. W nagro­dę jed­nak odkry­łem kil­ka nowych ścieżek.

Na koń­cu po dro­dze oglą­da­łem z zewnątrz drew­nia­ny kościół usy­tu­owa­ny wśród pól.

Jesienne wspomnienie z Doliny Baryczy

Zbli­ża sie poło­wa grud­nia. Rok temu o tej porze była już zima peł­ną gęba, bo cho­ciaż spadł śnieg. W tym roku tem­pe­ra­tu­ra jest w oko­li­cach zera, ale nic poza tym. To jed­nak dobry moment, żeby wspo­mnieć póź­no­je­sien­ną wyciecz­kę do Doli­ny Baryczy.

Już w maju, gdy wędro­wa­łem przez Sta­wy Milic­kie w Doli­nie Bary­czy, stwier­dzi­łem, że dobrym pomy­słem było­by odwie­dzić to miej­sce jesie­nią. Tak więc w tym roku w listo­pa­dzie po raz pierw­szy o tak póź­nej porze zde­cy­do­wa­łem się, żeby poje­chać nad Barycz.

Sta­wy

Oka­za­ło się, że był to bar­dzo dobry wybór. Na doda­tek, sta­wy jesie­nią wyglą­da­ją chy­ba jesz­cze cie­ka­wiej i bar­dziej intry­gu­ją­co, niż wio­sną. Miej­sce jest w ogó­le bar­dzo cie­ka­we. Jest to już jed­nak Dol­ny Śląsk i wszyst­ko wyglą­da odro­bi­nę ina­czej. Prze­cho­dzi się przez jaz z jakąś zabyt­ko­wą maszy­ne­rią. Dooko­ła sta­wów znaj­du­ją się tajem­ni­cze lasy. Na roz­sta­ju dróg znaj­du­je się coś w rodza­ju nagrob­ka (sła­bo już czy­tel­ne­go). Dotar­łem tak­że do miej­sca, gdzie – według mapy, set­ki lat temu znaj­do­wa­ło się grodzisko.

W Dolinie Bawołu

Od daw­na już pla­no­wa­łem, żeby lepiej spró­bo­wać poznać połu­dnio­wą część Pusz­czy Pyz­dr­skiej. Już we wrze­śniu pierw­szy raz od kil­ku lat odwie­dzi­łem te oko­li­ce. Teraz nastał gru­dzień, więc to ide­al­na pora, żeby w koń­cu lepiej poznać te strony.

Posta­no­wi­łem powę­dro­wać wzdłuż Bawo­łu, tzn. rzecz­ki bie­gną­cej przez Pusz­czę Pyz­dr­ską i wpa­da­ją­cej do War­ty (nie­któ­re źró­dła poda­ją, że jest to dopływ Czar­nej Stru­gi; inne, że sam Bawół to Czar­na Stru­ga). Doli­ną tej rze­ki, inspi­ro­wa­ny inter­ne­to­wy­mi wpi­sa­mi lokal­ne­go wędrow­ca, chcia­łem dotrzeć do Sta­rych Borow­ców, tzn. pra­wie opusz­czo­nej wsi na połu­dnio­wym skra­ju Puszczy.

Pierw­szy raz przy­pad­ko­wo w te stro­ny tra­fi­łem w mar­cu 2017 roku, gdy pierw­szy raz poje­cha­łem zwie­dzać Pyz­dry, a potem chcia­łem odwie­dzić rów­nież leśną część Puszczy.

Zaczą­łem wędrów­kę w Mły­ni­ku (oko­li­ce Zbier­ska) i stam­tąd sze­dłem wzdłuż rze­ki aż dosze­dłem do Sta­re­go Borow­ca. To ok. 5 – 7 kilometrów.

Niby nie­da­le­ko, ale idzie się powo­li. Nie ma ścież­ki, trze­ba prze­dzie­rać się przez dzi­kie ostę­py. Dla­te­go też przej­ście tej tra­sy moż­li­we jest chy­ba tyl­ko zimą. Podej­rze­wam, że latem unie­moż­li­wi­ła­by to buj­na roślin­ność. Z resz­tą i tak nie było łatwo, bo miej­sca­mi trze­ba było prze­dzie­rać się przez powa­lo­ne drze­wa, gałę­zie i krza­ki. Momen­ta­mi wędrów­ka była męcząca.

Ale było war­to. Pomi­mo lek­kie­go desz­czy­ku mogłem podzi­wiać nostal­gicz­ne kra­jo­bra­zy rze­ki wiją­cej się przez las. Pod wie­lo­ma wzglę­da­mi Bawół jest podob­ny do Swędr­ni. Rze­ka ma podob­ne „gaba­ry­ty” – ok. 2 – 3 metrów sze­ro­ko­ści i raczej nie­zbyt głę­bo­ko. Wije się powo­li przez lasy, łąki i pola. Widać wyraź­nie śla­dy dzia­łal­no­ści bobrów: tzn. ponad­gry­za­ne drze­wa, powa­lo­ne wiel­kie pnie, czy dziw­ne śla­dy na zie­mi, świad­czą­ce o tym, że ktoś lub coś cią­gnął coś w kie­run­ku wody.

W koń­cu dosze­dłem do Sta­re­go Borow­ca, gdzie moż­na przejść przez most. Wieś spra­wia dosyć przy­gnę­bia­ją­ce wra­że­nie, bo to kil­ka domów na krzyż. Niby śro­dek Wiel­ko­pol­ski, a dale­ko od cywi­li­za­cji. Nie zna­la­złem zbyt wie­lu śla­dów po osad­nic­twie olę­der­skim. Uda­ło mi się dotrzeć do resz­tek sta­re­go cmen­ta­rza, ale jest w złej for­mie (zob. sta­re cmen­ta­rze). Widać, że nikt o nie­go nie dba. Napi­sy na gro­bach są nie­czy­tel­ne. Wie­le nagrob­ków jest poprzew­ra­ca­nych i nie­dłu­go znik­nie wśród tra­wy. W tra­wie leży prze­wró­co­ny Krzyż.

Powró­ci­łem do Mły­ni­ka łatwiej­szą tra­są. Cho­ciaż prze­dzie­ra­nie się przez las i tak momen­ta­mi było kłopotliwe.

Nad Wartą jesienią

Jak co roku od kil­ku lat na prze­ło­mie listo­pa­da i grud­nia wybra­łem się na pół­noc­ny skraj Pusz­czy Pyz­dr­skiej do Nad­war­ciań­skie­go Par­ku Kra­jo­bra­zo­we­go. Poprzed­nim razem byłem w tych oko­li­cach w kwiet­niu (i pamię­tam, że było wte­dy strasz­nie zimno).

Naj­pierw wybra­łem się do wyjąt­ko­wo malow­ni­cze­go miej­sca, jakim jest ujście Pro­sny do War­ty. Jed­nak tym razem odkry­wa­łem to miej­sce od stro­ny Żer­ko­wa, czy – jak kto woli – od zacho­du. Tam trze­ba się nawę­dro­wać o wie­le dalej, żeby dojść do celu podró­ży, ale było warto.

Potem poje­cha­łem do wła­ści­wej czę­ści Nad­war­ciań­skie­go Par­ku Kra­jo­bra­zo­we­go. Para­dok­sal­nie, War­ty tam nie widać. Są za to pięk­ne łąki, roz­le­wi­ska, stru­mie­nie, pola i sta­wy. No i wydmy śródlądowe.

Wodospady Niagara

Nie­ca­ły mie­siąc temu mia­łem oka­zję odwie­dzić Wodo­spa­dy Nia­ga­ra. No bo wła­śnie to są wodo­spa­dy, a nie jak się zwy­kle mówi „wodo­spad”; są przy­naj­mniej 3 – zale­ży, jak liczyć.

Wodo­spa­dy znaj­du­ją się na rze­cze Nia­ga­rze, któ­rą przez kil­ka­dzie­siąt kilo­me­trów pły­nie woda z jezio­ra Erie do Jezio­ra Onta­rio (a dalej z Jezio­ra Onta­rio pły­nie Rze­ką Świę­te­go Waw­rzyń­ca do Oce­anu Atlan­tyc­kie­go). Rze­ka sta­no­wi tak­że gra­ni­cę pomię­dzy Kana­dą a Sta­na­mi Zjed­no­czo­ny­mi; na obu brze­gach są mia­stecz­ka i oba nazy­wa­ją się „Nia­ga­ra Falls”. Mia­sto Nia­ga­ra w Kana­dzie to odpo­wied­nik nasze­go Zako­pa­ne­go – ośro­dek naj­waż­niej­szej kana­dyj­skiej atrak­cji turystycznej. 

Wodo­spa­dy znaj­du­ją się tak napraw­dę na gra­ni­cy ame­ry­kań­sko-kana­dyj­skiej, ale lep­szy widok jest zde­cy­do­wa­nie ze stro­ny kana­dyj­skiej. Za to od stro­ny ame­ry­kań­skiej są par­ki i tra­sy spa­ce­ro­we, np. na Koziej Wyspie (Goat Island) – moż­na się przejść nad brze­giem Nia­ga­ry (rze­ki).

Naj­więk­szą atrak­cją jest rejs stat­kiem koło wodo­spa­du. Zapew­nia nie­za­po­mnia­ne wra­że­nia, bo wodo­spad jest nie­sa­mo­wi­ty i chlu­pie wodą na wiel­kie odle­gło­ści. Pod wodo­spa­dem jest jak pod prysz­ni­cem. Nad wodo­spa­dem nie­ustan­nie uno­si się chmu­ra, z któ­rej leje deszcz.

Moż­na tak­że wejść do tune­lu, któ­ry pro­wa­dzi do wodo­spa­du „od tyłu” i zoba­czyć, jak spa­da woda. Jest też wie­le punk­tów wido­ko­wych i tara­sów na róż­nych poziomach.

Po stro­nie kana­dyj­skiej jest tak­że wyłą­czo­na elek­trow­nia wod­na, obec­nie zamie­nio­na na muzeum. Pod budyn­kiem elek­trow­ni znaj­du­je się olbrzy­mi kanał spu­sto­wy wody, któ­rym tak­że moż­na przejść. Moim zda­niem naj­cie­kaw­szym punk­tem zwie­dza­nia elek­trow­ni był zjazd prze­szklo­ną win­dą w dół do tego tune­lu – widać wów­czas prze­krój całej elek­trow­ni i stu­let­nią maszynerię.

W oko­li­cach wodo­spa­dów moż­na spo­koj­nie spę­dzić cały dzień i przejść wie­le kilometrów.

Film z rejsu statkiem pod wodospadami

zobacz wię­cej fil­mów z oko­lic wodospadów

Na skraju Puszczy Pyzdrskiej

Posta­no­wi­łem po trzech latach ponow­nie wybrać się na połu­dnio­wy skraj Pusz­czy Pyz­dr­skiej, tzn. w oko­li­ce Piskor, w któ­rych znaj­du­je się zruj­no­wa­ny cmen­tarz ewan­ge­lic­ki.

Zain­spi­ro­wa­ny wpi­sa­mi na Face­bo­oku pew­ne­go lokal­ne­go wędrow­ca, posta­no­wi­łem spraw­dzić, jak wyglą­da Doli­na Bawo­łu, któ­ry tam­tę­dy prze­pły­wa. Bawół to rzecz­ka podob­na do Swędr­ni, cho­ciaż w tym miej­scu, w któ­rym byłem, nie jest aż tak malow­ni­czo poło­żo­na. Myślę, że zimą wybio­rę się tam ponow­nie, aby lepiej przyj­rzeć się tym okolicom.

Jak już pisa­łem, Pusz­cza Pyz­dr­ska nazy­wa­na jest „pusz­czą” na wyrost – bo to głów­nie sosny jak zapał­ki. Ale wyni­ka to z tego, że są tam bar­dzo sła­be gle­by, co jest jed­ną z cech cha­rak­te­ry­stycz­nych tych oko­lic. Nie bra­ku­je jed­nak ład­nych miejsc.

Przede wszyst­kim jed­nak nawet na połu­dnio­wym skra­ju Pusz­czy widać śla­dy prze­szło­ści: wła­śnie opusz­czo­ny cmen­tarz, czy puste sta­re domo­stwo. Atu­tem Pusz­czy jest to, że jest to cał­ko­wi­cie na uboczu.

Nie­ste­ty nie bra­ku­je i pato­lo­gii. Rów­nież do Pusz­czy docie­ra cha­os urba­ni­stycz­ny. Zaczy­na­ją poja­wiać się nowe domy, któ­re nie mają nic wspól­ne­go ze skrom­ny­mi cha­ta­mi olę­der­skim, któ­re wta­pia­ły się w tło. W środ­ku lasu moż­na spo­tkać peł­no „tere­nów pry­wat­nych”, „tere­nów moni­to­ro­wa­nych”, mury, a nawet zasie­ki z dru­tu kol­cza­ste­go. Urba­ni­stycz­na samo­wo­la na całego.