Ważne uaktualnienia

(1) Dosta­łem się pra­wo do Pozna­nia! Czy­li tak, jak chcia­łem. W dru­gim nabo­rze, ale to nic. Nie­sa­mo­wi­te, że się uda­ło. Dzi­siaj byłem zawieść doku­men­ty do Col­le­gium Iuri­di­cum. (2) Jecha­łem pocią­giem. Gdy wra­ca­łem, prze­siad­kę mia­łem zapla­no­wa­ną w Ostro­wie Wiel­ko­pol­skim. Oba­wia­łem się, że pociąg z Pozna­nia się spóź­ni (co jest dla PKP czymś nor­mal­nym) i nie zdą­żę na ten w Ostro­wie. Gdy się o to zapy­ta­łem kon­duk­to­ra, on odpo­wie­dział, że nie wie, co w takiej sytu­acji zro­bić. Tak też się sta­ło; musia­łem wró­cić z OW auto­bu­sem, choć zapła­ci­łem za pociąg. Przez to byłem w domu godzi­nę póź­niej. (3) A tym­cza­sem za 2 tygo­dnie (nie­ca­łe) jedzie­my w Biesz­cza­dy. Moż­li­we, że spo­tka nas to samo…

(4) Poza tym, to zno­wu pra­cu­ję. Jest strasz­nie gorąco.

Absolutna prostota pokrętności Paragrafu 22. A także trochę z krajowego bagienka

Parę spraw, o któ­rych chcę wspomnieć:

Dopi­sa­ne później
(0) Pie­niac­two Kaczyń­skie­go robi się nud­ne. „Jeże­li Komo­row­ski usu­nie krzyż, będzie jak Napie­ral­ski lub Zapa­te­ro” – mówi. Nie­któ­rzy nie rozu­mie­ją, że Pałac Pre­zy­denc­ki, to 1° nie Gol­go­ta 2°  sie­dzi­ba gło­wy pań­stwa. Jeśli krzyż nie będzie usu­nię­ty, to co? będzie­my aż do koń­ca świa­ta pie­lę­gno­wać swo­je rany, co by się przy­pad­kiem za bar­dzo nie zago­iły? Tak wła­śnie postę­pu­ją pisow­cy. Przy­dał­by się nam jakiś Gom­bro­wicz, któ­ry by to traf­nie jakoś sfor­mu­ło­wał.… Ale ci har­ce­rze nawa­ży­li piwa…

- Jeże­li pre­zy­dent Komo­row­ski usu­nie krzyż, któ­ry stoi przed Pała­cem, to moż­na powie­dzieć, że będzie zupeł­nie jasne kim jest i po któ­rej jest stro­nie w róż­ne­go rodza­ju spo­rach doty­czą­cych pol­skiej histo­rii i pol­skich powią­zań – powie­dział Kaczyń­ski na kon­fe­ren­cji pra­so­wej w Warszawie.

Wię­cej… http://wyborcza.pl/1,75248,8145699,Kaczynski__Jezeli_Komorowski_usunie_krzyz__bedzie.html#ixzz0tqLF2ymx

Jed­nym sło­wem dowie­my się, gdzie stoi ZOMO, a gdzie stoi pre­zes. Ależ to żało­sne. Za to Radio Mary­ja jest jak zwy­kle nie­za­wod­ne. Spór bowiem doty­czy tak­że kwia­tów przy­no­szo­nych pod Pałac.

- Pew­ne­go wie­czo­ra przy­nio­słem tu bukiet żół­tych tuli­pa­nów. Gdy przy­sze­dłem rano następ­ne­go dnia, kwia­tów już nie było. Usu­wa­ją je słu­gu­sy Gron­kie­wicz-Waltz – Żydów­ki. Liczą na to, że praw­dzi­wi Pola­cy zapo­mną o mor­dzie nasze­go pol­skie­go pre­zy­den­ta Lecha Kaczyńskiego

Wię­cej… http://wyborcza.pl/1,94898,8143869,Chodnik_przed_Palacem_Prezydenckim_to_nie_cmentarz.html#ixzz0tqMj7SJm

No tak; praw­dzi­wi Pola­cy wie­dzą, gdzie stoi ZOMO.

(1) Pogo­da. Jestem zda­nia, że nad pogo­dą nie ma się co roz­tkli­wiać, bo jest taka, jaka jest. Nie zmie­nia to fak­tu, że poświę­cam jej dosyć zna­czą­cą pozy­cję w moim blo­gu 🙂 Ogól­nie, to ostat­nio było gorą­co; nie szło wytrzy­mać. Dzi­siaj jest tro­chę lepiej, a nie­bo jest zachmurzone.

(2) Stu­dia. We wto­rek byłem zło­żyć doku­men­ty na Wydzia­le Pra­wa Uni­wer­sy­te­tu Wro­cław­skie­go. Tam bowiem został zakwa­li­fi­ko­wa­ny. Zakwa­li­fi­ko­wa­łem się rów­nież do Łodzi, ale tam się nie wybie­ram ze wzglę­du na nie­zbyt pochleb­ne opi­nie. Poza tym – nie ma się co cza­ro­wać, w Łodzi jest bród i smród.

Cały czas liczę, że dosta­nę się do Pozna­nia w dru­gim nabo­rze; zabra­kło mi tyl­ko 0,3 punk­ta (szczę­ście mam tak samo „świet­ne” jak na olimpiadzie).

(3) Książ­ka. Ostat­nio prze­czy­ta­łem dwie pozy­cje. Pierw­sza z nich to „Emma” Jane Austen, któ­rą prze­czy­ta­łem w ory­gi­na­le. Oczy­wi­ście było wie­le słów, któ­rych nie rozu­mia­łem, ale nie prze­szka­dza­ło to…

A przed chwi­lą skoń­czy­łem czy­tać bar­dzo cie­ka­wą powieść Jose­pha Hel­le­ra „Para­graf 22” poka­zu­ją­cą II woj­nę świa­to­wą od stro­ny ame­ry­kań­skich lot­ni­ków. Zasad­ni­czo w książ­ce uka­za­no całą insty­tu­cję armii, jako jeden wiel­ki dom wariatów.

Był więc tyl­ko jeden kru­czek – para­graf 22 – któ­ry stwier­dzał, że tro­ska o życie w obli­czu real­ne­go i bez­po­śred­nie­go zagro­że­nia jest dowo­dem zdro­wia psy­chicz­ne­go. Orr był waria­tem i mógł być zwol­nio­ny z lotów. Wystar­czy­ło, żeby o to popro­sił, ale gdy­by to zro­bił, nie był­by waria­tem i musiał­by latać nadal. Orr był­by waria­tem, gdy­by chciał latać dalej, i był­by nor­mal­ny, gdy­by nie chciał, ale będąc nor­mal­ny musiał­by latać. Sko­ro latał, był waria­tem i mógł nie latać; ale gdy­by nie chciał latać, był­by nor­mal­ny i musiał­by latać.”

I jesz­cze akcent polski:

Gene­ral Dre­edle prze­niósł nie­ży­cio­we­go dowód­cę myśliw­ców na Wyspy Salo­mo­na do kopa­nia gro­bów, wyzna­cza­jąc na jego miej­sce zgrzy­bia­łe­go puł­kow­ni­ka z zapa­le­niem sta­wów i sła­bo­ścią do chiń­skich orze­chów, któ­ry przed­sta­wił Mila gene­ra­ło­wi od bom­bow­ców B‑17, mają­ce­mu sła­bość do pol­skiej kiełbasy.

- Pol­ska kieł­ba­sa jest tania jak barszcz w Kra­ko­wie – poin­for­mo­wał go Milo.

- Ach, pol­ska kieł­ba­sa – wes­tchnął tęsk­nie gene­rał. – Wie­cie, że oddał­bym wszyst­ko za kawał pol­skiej kieł­ba­sy. Wszystko.

- Nie musi pan odda­wać wszyst­kie­go. Niech mi pan odda do dys­po­zy­cji po jed­nym samo­lo­cie na każ­dą sto­łów­kę, z pilo­ta­mi, któ­rzy będą wyko­ny­wać moje pole­ce­nia. Oraz nie­wiel­ki zada­tek akon­to zamó­wie­nia, jako dowód zaufania.

- Ale Kra­ków leży o set­ki mil za linią fron­tu. Jak się dosta­nie­cie do tej kiełbasy?

- W Gene­wie jest mię­dzy­na­ro­do­wa gieł­da na pol­ską kieł­ba­sę. Zawio­zę po pro­stu do Szwaj­ca­rii fistasz­ki i wymie­nię je na pol­ską kieł­ba­sę po cenach ryn­ko­wych. Oni prze­rzu­cą fistasz­ki do Kra­ko­wa, a ja przy­wio­zę panu pol­ską kieł­ba­sę. Za pośred­nic­twem syn­dy­ka­tu kupi pan tyle kieł­ba­sy, ile pan zechce”.

Wrocław już tak

Dzi­siaj spę­dzi­łem miły dzień w Miko­rzy­nie koło Kęp­na, a jak wró­ci­łem, oka­za­ło się, że zosta­łem zakwa­li­fi­ko­wa­ny do przy­ję­cia na Uni­wer­sy­tet Wro­cław­ski. Teraz „wystar­czy” wysłać doku­men­ty. Jed­nak­że moim „pierw­szym wybo­rem” jest UAM, a wyni­ki z Pozna­nia będą zna­ne dopie­ro w poniedziałek.

Jakoś radzę sobie z tą całą uni­wer­sy­tec­ką papie­ro­lo­gią, ale nie jest to takie proste…

Kilka rzeczy, o których warto wspomnieć w początku lipca

Jest parę aktu­al­nych spraw, któ­re wypa­da­ło­by pod­jąć; a teraz wła­śnie zna­la­złem czas, by to zro­bić. Wcze­śniej nie było za bar­dzo kie­dy, bo prze­cież mia­łem w domu remont. A poza tym roz­po­czął się już lipiec.

Nowy prezydent

Wczo­raj ofi­cjal­nie ogło­szo­no, że nowym pre­zy­den­tem RP został Bro­ni­sław Komo­row­ski. Od począt­ku był fawo­ry­tem son­da­ży, zwy­cię­żył rów­nież w pierw­szej turze, wska­zy­wa­ły na nie­go exit polls, ale róż­ni­ca z pozo­sta­ły­mi opo­nen­ta­mi była nie­wiel­ka, więc nie moż­na było być pew­nym. Teraz Sąd Naj­wyż­szy ma 30 dni na uzna­nie waż­no­ści elekcji.

Nie ma co ukry­wać, że jest to kan­dy­dat na któ­re­go gło­so­wa­łem w obu turach (gło­so­wa­łem po raz pierw­szy!). Przy pierw­szej turze zasta­na­wia­łem się nad inny­mi kan­dy­da­ta­mi, z kolei w dru­giej nie było już zupeł­nie innej opcji. W mojej kla­sie pada­ły opi­nie, że nie jest to kan­dy­dat jakiś zbyt dobry (choć na pew­no z Kaczyń­skim nie ma go co nawet porów­ny­wać), bo jedy­ną jego zasłu­gą było bycie inter­no­wa­nym w sta­nie wojen­nym. Ja oso­bi­ście się z tym nie zga­dzam: jest to czło­wiek z poczu­ciem humo­ru, „sta­bil­ny”, sta­now­czy, wywa­żo­ny, umie­ją­cy podejść z rezer­wą do róż­nych zagad­nień; dla­te­go jestem prze­ko­na­ny, że będzie to dobry prezydent.

Są dzie­siąt­ki powo­dów, dla któ­rych nie zagło­so­wał­bym na kan­dy­da­ta PiSu, ale wystar­czy podać jeden. Jak moż­na zagło­so­wać na czło­wie­ka, w któ­re­go par­tii są kse­no­fo­bi i antysemici?…

Gdy­bym ja był pre­zy­den­tem (poma­żę sobie) lub peł­nił inną waż­ną funk­cję, pierw­sze do cze­go bym dążył, to: likwi­da­cja KRU­Su (któ­ry jest głę­bo­ko nie­spra­wie­dli­wy), wpro­wa­dze­nia podat­ków linio­wych, likwi­da­cji obo­wiąz­ko­wych skła­dek zdro­wot­nych i eme­ry­tal­nych, zwięk­sze­nia nakła­dów na kul­tu­rę (0,6% PKB to wynik żałosny).

Jeśli cho­dzi o fre­kwen­cję, wynio­sła ona nie­co powy­żej 50%. Żenujące.

Matura

30 czerw­ca był sąd­ny dzień o któ­rym pisa­łem wcze­śniej. Wte­dy tak­że ja prze­ko­na­łem się o tym, jak poszły mi egza­mi­ny pisem­ne. Jest dobrze, ale rewe­la­cji nie ma. Świet­nie poszła mi mat­ma (94% !) i angiel­ski; histo­ria nie­źle, choć myśla­łem, że będzie lepiej; nie jestem zado­wo­lo­ny z pol­skie­go. Zawsze ten przed­miot szedł mi dobrze, mia­łem dobre oce­ny, z pisa­niem wypra­co­wań nigdy nie mia­łem pro­ble­mów, a na roz­sze­rze­niu zdo­by­łem tyl­ko 60% punk­tów – nie jest to wynik dla mnie satys­fak­cjo­nu­ją­cy, ale mówi się trud­no. Ogól­nie pol­ski poszedł gorzej. Nie wiem, cze­mu. Może nie wstrze­li­łem się w klucz…

Jestem już zare­je­stro­wa­ny na 4 uni­wer­sy­te­tach; za parę dni pierw­sze wyni­ki naborów.

Wakacje

Waka­cje dla mnie de fac­to trwa­ją już ponad 2 mie­sią­ce; zosta­ły jesz­cze pra­wie 3. W sumie na razie cały czas sie­dzę w domu. Na począt­ku sierp­nia jadę w Biesz­cza­dy. Nie mogę się już doczekać…

Nadchodzi sądny dzień

Ależ gorą­co! Zarów­no na dwo­rze, jak i w środ­ku. A jutro będzie jesz­cze cie­plej; jutro będzie sąd­ny dzień – wyni­ki egza­mi­nu matu­ral­ne­go 2010. Od same­go rana z radia, tele­wi­zji i pra­sy będzie­my mie­li do czy­nie­nia z zastę­pa­mi wsze­la­kich eks­per­tów i „eks­per­tów”, któ­rzy mają peł­ne gar­ście świet­nych pomy­słów, z wpro­wa­dze­niem płat­nych stu­diów włącznie.

Matu­ry oczy­wi­ście są już od mie­sią­ca spraw­dzo­ne, ale CKE musi te wszyst­kie dane zana­li­zo­wać, prze­tra­wić, wyma­lo­wać pięk­ne wykre­si­ki i tabel­ki, poli­czyć sta­ni­ny i jesz­cze zasta­no­wić się, jak wyni­ki zaapli­ko­wać opi­nii publicz­nej. Ja docho­dzę do wnio­sku, że nie ma to więk­sze­go zna­cze­nia: i tak, i tak będzie źle. Jeśli pój­dzie zbyt dobrze, zaraz będzie­my słu­cha­li, jaka to matu­ra pro­sta, banal­na, jaki to poziom niski i jaka ta mło­dzież nie­do­bra. A jeśli pój­dzie źle, będzie „kata­stro­fa naro­do­wa” (ogło­szo­na pół roku temu przez szo­wi­ni­stów z „Rz”), brak przy­szło­ści, mło­dzież zła i okrop­na, nie­do­bra i w ogó­le się nie uczy. Jed­nym sło­wem cze­ka nas cięż­ki dzień; w języ­ku histo­rii lite­ra­tu­ry nazy­wa się to „wina tra­gicz­na” – hamar­tia.

Chciał­bym, żeby poszło mi dobrze (a któż by nie chciał), ale nigdy nie moż­na być pew­nym wyni­ku. Cho­ciaż ja w tej chwi­li nie jestem nawet pewien tego o któ­rej godzi­nie dies irae nastąpi.

A poza tym byłem dzi­siaj po raz pierw­szy na wyciecz­ce rowe­ro­wej w Gołuchowie.


Dopi­sa­ne po chwilce

A oto, jakie rewe­la­cje dot. nie­dziel­nych wybo­rów, gło­si ojciec i dyrek­tor w jed­nym jedy­nej słusz­nej sta­cji, przy­wód­ca kościo­ła toruńsko-katolickiego:

- Pamię­taj­cie, naj­bliż­sza nie­dzie­la jest bar­dzo waż­na. I wszy­scy ludzie, tak­że na tych tere­nach powo­dzio­wych, kocha­ni musi­my się zmo­bi­li­zo­wać, bo to jest wal­ka o Pol­skę! – wzy­wał redemp­to­ry­sta. – Wszyst­kie wio­ski, zmo­bi­li­zo­wać się. Niech nam i ta powódź wie­le powie ostat­nia, i niech nam powie ta tra­ge­dia naro­do­wa pod lasem katyń­skim ostat­nio. Zobacz­cie, kto to zro­bił, kto do tego doprowadził.

(cyt. za Głos Rydzy­ka)

Cze­goś tak obrzy­dli­we­go chy­ba jesz­cze tam nie było.

Moż­na więc dodać, że sąd­ny dzień będzie tak­że w nad­cho­dzą­cą nie­dzie­lę, w dzień wybo­rów prezydenckich.

Wakacje oficjalnie rozpoczęte

Ofi­cjal­nie roz­po­czę­ły się już waka­cje. To zna­czy dla całej resz­ty, bo ja je mam już od dwóch mie­się­cy. Tak więc – wiel­kiej zmia­ny nie odczu­łem i nie odczu­ję w naj­bliż­szym czasie.

W ramach rekre­acji waka­cyj­nej odby­łem wczo­raj i dziś dwie milu­sie wyciecz­ki rowe­ro­we o dokład­nie tych samych tra­sach. zdjęcia

1850 lat Kalisza

Dokład­nie tydzień temu mia­ła swo­ją kul­mi­na­cję wiel­ka feta zor­ga­ni­zo­wa­na z oka­zji 1850-lecia Kali­sza – „18,5 wie­ku Cali­sii” – tak to mnie wię­cej nazwa­no. Obcho­dy tego nie­zwy­kłe­go jubi­le­uszu trwa­ją cały rok, ale teraz z oka­zji dni Kali­sza, pod­kre­ślo­ne były w spo­sób szczególny.

Tydzień temu uli­ca­mi Kali­sza prze­szła wiel­ka para­da Rzy­mian i bar­ba­rzyń­ców mają­ca upa­mięt­nić antycz­ne korze­nie mia­sta. Wzię­li w niej udział człon­ko­wie grup rekon­struk­cyj­nych z Kalisz, oko­lic i  miast part­ner­skich (z Wiel­kiej Bry­ta­nii, Sło­wa­cji…). Było na co popatrzeć.

IMG_1299.JPG IMG_1308.JPG IMG_1313.JPG
zdję­cia


Wyda­je mi się, że Kalisz zna­lazł cał­kiem cie­ka­wy spo­sób na pro­mo­cję mia­sta. Oczy­wi­ście poja­wia­ją się gło­sy kry­ty­ki, jak choć­by arty­kuł, któ­ry uka­zał się nie­daw­no w „Poli­ty­ce”. Jak widać, oni [czy­li układ 😉 ] dobrze pil­nu­ją, by przy­pad­kiem Kalisz nie stał się zbyt prężny…

Fakt fak­tem, że w naszym mie­ście wie­le jed­nak trze­ba jesz­cze zmie­nić, jak choć­by dwo­rzec kole­jo­wy, któ­ry jest esen­cją bru­du i smro­du, a jed­no­cze­śnie był wizy­tów­ką Kali­sza dla tych, któ­rzy przy­je­cha­li do nie­go pociągiem.

Warto zobaczyć

Kalisz 18,5 – infor­ma­cje o obcho­dach roku jubi­le­uszo­we­go, kalen­da­rium wyda­rzeń &c&c.

Sta­ry Kalisz – feno­me­nal­na stro­na poświę­co­na histo­rii Kali­sza zawie­ra­ją­ca cie­ka­we arty­ku­ły, archi­wal­ne zdję­cia, sta­re mapy i wie­le innych…

Ciąg dalszy

Mia­ło być tak pięk­nie, a wyszło jak zwy­kle. Nie­ste­ty moja pra­ca jest zawie­szo­na do odwo­ła­nia z powo­du nad­mia­ru rąk do pra­cy i nie­do­bo­ry samej pra­cy jako takiej. Ale przy­naj­mniej będę miał tro­chę odpoczynku.

Jeśli cho­dzi o samą pra­cę, to pierw­sze dwa dni były bar­dzo cięż­kie. To zna­czy strasz­li­we zmę­cze­nie przy­cho­dzi­ło dopie­ro po powro­cie do domu. Nato­miast trze­cie­go dnia nie było już źle. Dzi­siaj było nor­mal­nie, ale dzi­siaj był też ostat­ni (przy­naj­mniej jak na razie) dzień pracy…

Praca

Wresz­cie zna­la­złem satys­fak­cjo­nu­ją­cą mnie pra­cę. Jest ona może dosyć cięż­ka (ogrod­nic­two), ale nie wyma­ga raczej zbyt wiel­kie­go wysił­ku inte­lek­tu­al­ne­go i nie jest stre­su­ją­ca. Przy­naj­mniej tym się nie muszę teraz martwić.

A po co komu wysoki wzrost

Ten post powi­nien był zna­leźć się na stro­nie już wcze­śniej, ale nie był dokoń­czo­ny. Teraz też nie jest, bo nie doda­łem jesz­cze wszyst­kich cytatów…

Nie­daw­no skoń­czy­łem czy­tać świet­ną książ­kę autor­stwa Gün­te­ra Gras­sa pt „Bla­sza­ny bębe­nek”. O czym ona jest, nie da się napi­sać w dwóch zda­niach. Jest bowiem histo­rią wybit­nej jed­nost­ki, któ­ra sama decy­du­je o tym, co zro­bi, czy pod­da się loso­wi, czy też się mu sprze­ci­wi. Powieść jest bar­dzo kon­tro­wer­syj­na. W posło­wiu moż­na przeczytać:

(…) „Bla­sza­ny bębe­nek” (…) jest nie­bez­piecz­ny. Dla wszyst­kich, któ­rzy swo­je przy­zwy­cza­je­nia bio­rą za kul­tu­rę, jest nawet nie do przy­ję­cia. Dla wszyst­kich, któ­rzy patrio­tyzm koja­rzą z pato­sem, jest obra­zą. Dla ludzi poważ­nych, któ­rzy nie uzna­ją kathar­sis, jaką przy­no­si szla­chet­na zaba­wa ide­ami i ludź­mi, jest bła­zeń­stwem. Dla wesoł­ków, któ­rzy świat trak­tu­ją jako jar­mark ucie­chy, jest tra­gicz­nym ponuractwem.

(Roman Brat­ny)

Tą jed­nost­ką jest Oskar (o nie­ja­snej naro­do­wo­ści) , któ­ry w wie­ku trzech lat zade­cy­do­wał, że nie będzie dalej rosnąć. Jego atry­bu­tem jest bla­sza­ny bębe­nek kupio­ny w skle­pie z zabaw­ka­mi, któ­rym nie­ustan­nie wybi­ja jakiś rytm. Może to być coś do tań­ca, coś do wie­cu lub coś, co przy­wo­łu­je daw­ne wspomnienia.

odwie­dzi­nyRaz w tygo­dniu moją ciszę wple­cio­ną mię­dzy meta­lo­we prę­ty prze­ry­wa dzień odwie­dzin. Wte­dy przy­cho­dzą ci, któ­rzy chcą mnie ura­to­wać, któ­rych bawi to, że mnie kocha­ją, któ­rzy chcie­li­by we mnie cenić, sza­no­wać i pozna­wać sie­bie. Jacy są śle­pi, ner­wo­wi, jacy nie­wy­cho­wa­ni. Nożycz­ka­mi do paznok­ci kale­czą bia­ło lakie­ro­wa­ną kra­tę łóż­ka (…). Mój adwo­kat za każ­dym razem, led­wie wrza­śnie na cały pokój swo­je „halo”, wci­ska nylo­no­wy kape­lusz na lewy słu­pek w nogach łóż­ka. Przez całą wizy­tę – a adwo­ka­ci potra­fią dłu­go gadać – tym aktem prze­mo­cy pozba­wia mnie rów­no­wa­gi i pogo­dy ducha. (…)

Gdy już goście zło­żą przy­nie­sio­ne pre­zen­ty na bia­łym, pokry­tym cera­tą sto­li­ku akwa­re­lą z zawil­ca­mi, gdy już im się uda przed­sta­wić mi podej­mo­wa­ne wła­śnie lub zamie­rzo­ny pró­by oca­le­nia i prze­ko­nać mnie, któ­re­go nie­stru­dze­nie pra­gną oca­lić, o wyso­kim stan­dar­dzie swo­jej miło­ści bliź­nie­go, znów znaj­du­ją przy­jem­ność we wła­snej egzy­sten­cji i odchodzą.


spi­sy­wa­nie wspo­mnieńMoż­na roz­po­cząć histo­rię od środ­ka i prze­rzu­ca­jąc się śmia­ło to naprzód, to wstecz, naro­bić zamie­sza­nia. Moż­na zagrać na nowo­cze­sność, prze­kre­ślić wszyst­kie cza­sy i odle­gło­ści, a następ­nie oznaj­mić lub spra­wić, by oznaj­mi­li to inni, że wresz­cie, w ostat­niej chwi­li, roz­wią­za­ło się pro­blem prze­strze­ni i cza­su. Moż­na rów­nież stwier­dzić na samym począt­ku, że w obec­nej dobie napi­sa­nie powie­ści jest nie­po­do­bień­stwem, potem jed­nak, nie­ja­ki za swo­imi ple­ca­mi, przed­ło­żyć zna­ko­mi­te czy­ta­dło, aby w rezul­ta­cie ucho­dzić za ostat­nie­go z powie­ścio­pi­sa­rzy, któ­re­mu jesz­cze się uda­ło. Sły­sza­łem też, że to dobrze i skrom­nie brzmi, kie­dy na wstę­pie zapew­nia się uro­czy­ście: Nie ma już powie­ścio­wych boha­te­rów, bo nie ma już indy­wi­du­ali­stów, bo indy­wi­du­al­ność zgi­nę­ła, bo czło­wiek jest samot­ny, bez pra­wa do indy­wi­du­al­nej samot­no­ści, i two­rzy bez­i­mien­ną i abo­ha­ter­ską masę. (…) Co do mnie, Oska­ra, i moje­go pie­lę­gnia­rza Bru­na, chciał­bym jed­nak stwier­dzić: Obaj jeste­śmy boha­te­ra­mi, on z jed­nej, ja z dru­giej stro­ny judasza (…).


wiel­ka woj­naRoman powi­nien był wła­ści­wie zacząć się już przy wspól­nym oglą­da­niu albu­mów ze znacz­ka­mi, przy spraw­dza­niu, gło­wa przy gło­wie, ząb­ko­wań szcze­gól­nie cen­nych egzem­pla­rzy. Zaczął się jed­nak abo wybuchł dopie­ro, gdy Jana powo­ła­no na czwar­tą komi­sję. Mama odpro­wa­dzi­ła go, bo i tak musia­ła iść do mia­sta, pod komen­dę rejo­no­wą, cze­ka­ła tam koło bud­ki (…) i podzie­la­ła prze­ko­na­nie Jana, że tym razem będzie musiał poje­chać do Fran­cji, aby wyku­ro­wać zapad­nię­tą klat­kę pier­sio­wą w zasob­nym w żela­zo i ołów powie­trzu tego kra­ju. (…)

Gdy po nie­speł­na godzi­nie z głów­ne­go wej­ścia komen­dy rejo­no­wej wysu­nął się wezwa­ny po raz czwar­ty na komi­sję chło­pi­na, (…) wyszep­tał tak wów­czas popu­lar­ny wier­szyk: „Nie ta krze­pa, nie ten wzrok, zoba­czy­my się za rok” (…).


naro­dze­niePrzy­sze­dłem na świat pod dwo­ma sześć­dzie­się­cio­świe­co­wy­mi żarów­ka­mi. Toteż jesz­cze dziś tekst biblij­ny „Nieh się sta­nie świa­tłość. I sta­ła się świa­tłość” – robi na mnie wra­że­nie naj­bar­dziej uda­ne­go slo­ga­nu rekla­mo­we­go fir­my Osram. (…)

Powiem od razu: Nale­ża­łem do owych prze­ni­kli­wych nie­mow­ląt, któ­rych roz­wój ducho­wy jest w chwi­li naro­dzin zakoń­czo­ny i w przy­szło­ści musi już tyl­ko się potwier­dzać. Podob­nie jak w sta­nie embrio­nal­nym nie ule­ga­jąc wpły­wom byłem posłusz­ny jedy­nie same­mu sobie i prze­glą­da­jąc się w wodach pło­do­wych nabie­ra­łem sza­cun­ku do sie­bie, tak teraz wsłu­chi­wa­łem się kry­tycz­nie w pierw­sze spon­ta­nicz­ne wypo­wie­dzi rodzi­ców pod żarów­ka­mi. Mia­łem wyczu­lo­ne ucho (…). Wszyst­ko, co pochwy­ci­łem owym uchem, oce­nia­łem natych­miast maleń­kim mózgiem i po roz­wa­że­niu tego, co usły­sza­łem, posta­na­wia­łem to i owo przy­jąć – tam­to zde­cy­do­wa­nie odrzucić.


Nie­chęć do dora­sta­niaMali i wiel­cy ludzie, Mały i Wiel­ki Bełt, małe i wiel­kie abe­ca­dło, mały Jaś i Karol Wiel­ki, Dawid i Goliat, lili­put i gwar­dyj­ska mia­ra; pozo­sta­łem trzy­lat­kiem, kar­łem, Tom­ciem Palu­chem, pozo­sta­łem brzdą­cem, któ­ry nie rośnie, aby unik­nąć takich roz­róż­nień jak mały i duży kate­chizm, aby mie­rząc metr sie­dem­dzie­siąt dwa (…) nie musiał ter­ko­tać kasą, trzy­ma­łem się bla­sza­ne­go bęben­ka i od moich trze­cich uro­dzin nie uro­słem ani na palec, pozo­sta­łem trzy­lat­kiem, ale i mędr­cem, nad któ­rym góro­wa­li wszy­scy doro­śli i któ­ry na swój spo­sób miał góro­wać nad doro­sły­mi; któ­ry nie chciał swo­je­go cie­nia mie­rzyć z ich cie­niem; któ­ry wewnętrz­nie i zewnętrz­nie był cał­ko­wi cie ukształ­to­wa­ny, pod­czas gdy tam­ci do póź­nej sta­ro­ści baj durzy­li o roz­wo­ju; któ­ry się potwier­dzał, co tam­ci przyj­mo­wa­li do wia­do­mo ści z wiel­kim tru­dem i nie­raz bólem; któ­ry nie musiał z roku na rok nosić coraz więk­szych butów i spodni, byle dowieść, że coś rośnie.

A przy tym, i tutaj rów­nież Oska­ro­wi muszę przy­pi­sać roz­wój, rze­czy­wi­ście coś rosło – i to nie zawsze z korzy­ścią dla mnie – i osią­gnę­ło wresz­cie mesja­nicz­ną wiel­kość; ale któż z doro­słych za moich cza­sów zwra­cał uwa­gą na nie­odmien­nie trzy­let­nie­go bęb­ni­stę Oskara?


Wypro­wa­dza­nie na spa­cerCzy było nas ośmio­ro, czy dwa­na­ścio­ro, musie­li­śmy iść w zaprzę­gu. Ów zaprzęg skła­dał się z jasno­nie­bie­skiej, zro­bio­nej na dru­tach, imi­tu­ją­cej dyszel lin­ki. Z obu stron tego weł­nia­ne­go dysz­la znaj­do­wa­ło się po sześć weł­nia­nych uprzę­ży łącz­nie dla dwa­na­ścior­ga bacho­rów. Co dzie­sięć cen­ty­me­trów wisiał dzwo­nek. Przed cio­cią Kau­er, któ­ra trzy­ma­ła lej­ce, truch­ta­li­śmy jesien­ny­mi przed­miej­ski­mi uli­ca­mi podzwa­nia­jąc, traj­ko­cząc, a ja bęb­niąc raz za razem. Co jakiś czas ciot­ka Kau­er into­no­wa­ła „Jezu, dla Cie­bie żyję, dla Cie­bie umie­ram” albo: „Bądź pozdro­wio­na, gwiaz­do morska” (…)


Try­bu­ny od tyłuWidzie­li­ście pań­stwo już kie­dyś try­bu­nę z tyłu? moim zda­niem, wszyst­kich ludzi, zanim zgro­ma­dzi się ich przed try­bu­ną, nale­ża­ło­by zazna­jo­mić z wido­kiem try­bu­ny od tyłu. Kto raz przyj­rzy się try­bu­nie od tyłu, dobrze się przyj­rzy, ten będzie od tej chwi­li nazna­czo­ny, a tym samym uod­por­nio­ny na wszel­kie­go rodza­ju cza­ry, któ­re w tej czy innej for­mie odpra­wia się na try­bu­nach. Podob­ną rzecz moż­na powie­dzieć o widzia­nych od tyłu kościel­nych ołta­rzach; ale to już cał­kiem inna sprawa.


Chrzci­nyPotem pro­boszcz dmuch­nął mi trzy razy w twarz, co mia­ło prze­pę­dzić sza­ta­na we mnie, potem znak krzy­ża, poło­że­nie ręki, posy­pa­nie solą i jesz­cze raz coś prze­ciw­ko sza­ta­no­wi. (…) Następ­nie chciał jesz­cze raz usły­szeć rzecz wyraź­nie i gło­śno, spy­tał: – Wyrze­kasz się sza­ta­na? I wszyst­kich dzieł jego? I wszyst­kiej pychy jego? (…)

Pro­boszcz Wiehn­ke, cho­ciaż nie zdo­łał popsuć moich sto­sun­ków z sza­ta­nem, nama­ścił mnie na pier­si i pomię­dzy bar­ka­mi (…). [potem] spy­ta­łem sza­ta­na w sobie: „Dobrze znie­śli­śmy to wszyst­ko?” Sza­tan pod­sko­czył i szep­nął: „Widzia­łeś witra­że Oskar? Całe ze szkła, całe ze szkła!”.