We wtorek miałem wątpliwą przyjemność napisać maturę z matematyki – pierwszą od ponad 20 lat. Była to dopiero próba, a i tak budzi już wiele kontrowersji – począwszy od samej idei tej matury. Przecież, jeżeli kogoś zmusza się do napisania matury z jakiegoś przedmiotu, to to nie sprawi, że wszyscy go nagle pokochają.
Opinie na temat tego, co było, raczej nie są przychylne. Wśród uczniów są dwie:
„Była beznadziejna; trudna etc”
„Do przeżycia”.
Ja osobiście podzielam tę drugą opinię, bo zadania zamknięte były proste (choć w kilku zadaniach myślałem, że jest błąd w arkuszu – na szczęście były to tylko błędy w moim myśleniu), a te otwarte były do przeżycia. Pierwsze 4 były proste, ale trudniejsze też były. (Sam miałem chyba z 3 problem, choć potem, gdy je rozwiązałem, okazało się, że były proste).
Nauczyciele mówią, że:
za dużo funkcji kwadratowej (a przecież jest tyle innych rzeczy)
głupia punktacja (było zadanie, które tu było za 2 punkty, choć – gdy pisaliśmy egzamin pilotażowy rok temu – było chyba za 4 czy 5 punktów, a inne – prostsze – było za 4 punkty)
(coś jeszcze było; jak mi się przypomni, to dopiszę).
Do tego jeszcze różnoracy „wielce szanowni profesorowie”, „magnificencje” i „autorytety” biadolą, że niski poziom. No cóż – sami tego chcieli… Tu można zobaczyć arkusz.
A za 3 tygodnie czeka mnie pierwsza próbna „prawdziwa” matura – ten mutant operonu – zupełnie zazwyczaj nieadekwatny do tego, co będzie w maju. Ale na to ponarzekam kiedy indziej.
Oprócz masy dziwnych pomysłów związanych z maturą i studiami, jest jeszcze inna sprawa. Ja sobie zdawałem zdawałem z tego sprawę od dawna, ale dzisiaj zwróciła na to uwagę „Gazeta Wyborcza”. Chodzi o ilość egzaminów. Ja doliczyłem się, że w pierwszym tygodniu zdaję ich 6, a to nie koniec. Polski x2 + 1 (podstawa i rozszerzenie, ustny); angielski: 2×2 (pisemny i ustny, podstawa i rozszerzenie) + matma + historia + WOS. Czyli razem 10. Wspomnę jeszcze, że z polskiego i angielskiego będę pisał po 2 egzaminy jednego dnia. CKE pogratulować.
Ale ich to nie obchodzi:
CKE zdecydowała się zmieścić 29 terminów w 15 dni, czyli i tak wydłużyła sesję o 1 dzień w porównaniu z 2009 r. Ceną za to rozwiązanie jest narażenie pewnej (niedającej się w tej chwili przewidzieć) liczby młodzieży na trud dwóch egzaminów w ciągu jednego dnia i pewnej liczby nauczycieli na pracę w sobotę. [całość]
Chcąc-nie chcąc, nie da się uniknąć tematyki szkolnej. Ani na blogu, ani nigdzie indziej, ani tym bardziej w weekend. W weekend? Tak bo wiele czasu poświęcam wtedy na naukę. Robię zadania z matmy. I krew mnie zalew.
Debata, czy matura z matmy jak przedmiotu obowiązkowego powinna być, czy nie – jest bez sensu. A to z tego prostego powodu, że armia matematyków, fizyków, chemików, „ekspertów” z MEN, najróżniejszych konfederacji itp. itd oraz wszyscy ci, którzy w szkole nie mieli z matmą problemów powiedzą, że – „tak tak, tak tak – to bardzo dobrze”. A ci, dla których ostatnia lekcja matematyki była najcudowniejszym dniem w życiu – powiedzą coś zupełnie odwrotnego.
A ja powiem jeszcze co innego. Jeśli chodzi o matmę, to nie jestem wielką gwiazdą w tej dziedzinie, ale jedynek też nie mam. Jednak teraz, gdy przygotowuję się do matury, czas, który mógłbym spędzić na czymś przyjemniejszym, czy dla mnie – z punktu widzenia przyszłych kierunków studiów ważniejszym – spędzam na wałkowaniu testów z matmy. Np. w ciągu ostatnich kilku dni w ogóle nie uczyłem się historii (choć zdaję ją na poziomie rozszerzonym), z to codziennie rozwiązywałem testy z matmy. Pogratulować twórcom reformy. Apotem się będą dziwić, że nie tylko matura z matmy poszła fatalnie ale i z innych przedmiotów również.
Druga sprawa. Mi nic do tego, bo jeszcze jestem w liceum. Ale ciągle powraca sprawa pomysłu jaśnie oświeconej minister B. Kudryckiej, by tylko jeden kierunek studiować za darmo. Nie planuję studiować dwóch kierunków (a już na 100% nie jednocześnie), ale co komu do tego! Jaśnie oświecona niech z łaski swojej zauważy, że student nie uczy się dla niej, nie uczy się dla ojczyzny, ni dla króla czy prezydenta, ani dla niczyich ambicji – tylko dla siebie. Ona odpowiada – dla najlepszych drugi też będzie za darmo. – Ależ zbytek łaski! To, czy ktoś chce studiować fizykę, czy matmę, czy polonistykę, czy może filologię wietnamsko-tajską, czy malarstwo, jest sprawą tylko i wyłącznie samego zainteresowanego.
Na pomysły reformatorów edukacji po prostu ręce opadają.
A teraz coś przyjemniejszego. Na stronie niezawodnego New York Timesa można znaleźć ciekawe zdjęcia i artykuł opowiadające o tym, jak Afganistan wyglądał przed rewolucją religijną. Było to wtedy świetnie rozwijające się państwo i gdyby nie „wybitne” pomysły fanatyków religijnych – byłby to pewnie teraz azjatycki tygrys. Z resztą podobnie było w Iranie.
Można by powiedzieć, że marzenia się spełniają, albowiem ktoś na tę moją stronę czasem zagląda. Wynika to z prowadzonych statystyk, ale także z tego, że ktoś do mnie napisał. Zamieszczam odpowiedź.
Cześć!
Szkoda, że nie zostawiłaś żadnych namiarów do siebie 🙂
Pewnie trochę na tym blogu nakręciłem, jednak ostatecznie informuję, że nie chodzę na korepetycję z WOSu, ponieważ nasza nauczycielka sama nam organizuje powtórzenia. Cieszę się, że do mnie napisałaś. Jeśli możesz, odezwij się i tym razem wpisz np. e‑maila; gg nie używam.
Pozdrawiam
W całej Polsce teraz zamiecie, zawieje, śnieg do pasa. A w Kaliszu oczywiście nic 🙂
Ostatnio pisałem, że „już prawie jesień”, a teraz odpowiedniejsze byłoby „już prawie zima”. W Kaliszu nie jest źle, ale na wschodzie to normalnie solarki i pługi po ulicach jeździły. W niedzielę rzeczywiście pojechałem na poszukiwanie jesieni.
Ale ten sielski obrazek jest trochę nieaktualny.
Dzisiaj jest Dzień Nauczyciela, więc mam wolne. Ale obowiązki szkolne wolnego nigdy nie mają…
Rok szkolny rozpoczął się na dobre. Jest to dla mnie też rok maturalny. Ale po co się nad tym rozwodzić…
Wreszcie zaczyna się Jesień – zdecydowanie najładniejsza pora roku. Myślę, że w weekend będę miał wystarczająco dużo czasu, by zrobić jej parę zdjęć. Po kilku dniach bardzo deszczowych teraz zrobiło się ciepło i ładnie – choć na tym mi akurat nie zależy. Dla mnie najważniejsze są kolory. W tym roku przeżyłem jesień dwa razy: w Hamm i w Kaliszu.
Dzisiaj nie poszedłem do szkoły, bo dziś wielki dzień. A przynajmniej dość ważny dla mojej szkoły podstawowej (SP nr 15 w Kaliszu im. Szarych Szeregów). Po 50 latach oczekiwania szkoła doczekała się obiektów sportowych z prawdziwego zdarzenia, na których uroczystym otwarciu występuję.
Na koniec jeszcze słowo maturalne: zacząłem już przygotowania. Z matmy, historii, WłOSu…
Jeśli chodzi o komputerowy kanał, to przyzwyczaiłem się już do czystki na dysku (i nienaturalnej prędkości komputera). W sumie sprzęt został już przywrócony do życia.
(1) Ale kanał. Zepsuł mi się komputer, padł system; zginęły wszystkie pliki, łącznie z moim stronami internetowymi; 7 000 zdjęć i masą plików muzycznych. Niektóre dokumenty były na płytach, ale i tak to trochę zajmie, nim przywrócę komputer do życia…
(2) Zaczynają się przygotowania do matury: dzisiaj pierwszy raz byłem na dodatkowych zajęciach z historii…
(1) Ponad tydzień temu wróciłem z Hamm. A właściwie, to nie tylko w Hamm, ale także z Heergugowaard. Byłem na wymianie szkolnej; oba te miasta są partnerami Kalisza.
Hamm, to urocze miasto w zachodnich Niemczech (Nadrenia Północna-Westfalia). Pod względem wielkości jest siódme w Niemczech; choć wcale na takie nie wygląda: jest bardzo zielone nie tylko za sprawą licznych parków, ale także dzięki temu, że często by przejechać z jednego stadteil (coś, jak dzielnica (albo raczej wioska służebna 🙂 )) to drugiego, trzeba minąć pola, lasy, łąki. Jego centrum stanowi ładny plac, na którym stoi kościół św. Pawła (protestancki).
Miasto jest świetnym miejscem dla rowerzystów: są w nim liczne ścieżki rowerowe. Często jest tak, że nawet jest oddzielna sygnalizacja świetlna dla rowerów. Trzeba się jednak pilnować, bo oznacza to nie tylko wygody, ale także policjanci („żaby”) na rowerach ścigające nieuważnych. Jeżdżenie w miejscach oznakowanych „tylko dla pieszych” nie przejdzie. Na szczęście bez problemu można znaleźć parking dla rowerów.
Będąc w Hamm odwiedziliśmy niedaleko położone Soest – niewielkie, pochodzące ze średniowiecza miasteczko. W przeciwieństwie do Hamm (zburzonego w czasie wojny), tam jest pełno zabytków.
Z ciekawostek dodam, że Hamm było dawniej miastem typowo przemysłowym (leży w Zagłębiu Ruhry). Dziś została tylko jedna kopalnia, reszta popada w ruinę. Jest tam wiele osób z polskimi nazwiskami – są to potomkowie Polaków, którzy przybyli tam, aby znaleźć pracę w przemyśle ok. 200 lat temu.
Jedną z głównych atrakcji w mieście jest Maximilianpark. Podchodziliśmy do tego z rezerwą: widzieliśmy bowiem zdjęcia wielkiego budynku uformowanego na kształt słonia. Niemcy chwalili się, że to największy słoń świata; dla nas był przede wszystkim najbrzydszy. Stwierdziliśmy, że park, to chyba jakaś wielka kaszana: na początku bardziej wygląda jak ogród botaniczny. Jednak, gdy poszliśmy dalej, okazało się, że są tam niesamowite place zabaw, na których dorosły (lub prawie dorosły) człowiek może dostać małpiego rozumu.
Hamm warto odwiedzić.
Z naszą wycieczką po 4 dniach w Niemczech, pojechaliśmy do Holandii, do Heerhugowaard, które także jest miastem partnerskim Kalisza. To jest znacznie mniejsze miasto – ok. 50 tys. mieszkańców, powstałe na terenach, gdzie jeszcze 100 lat temu była woda. W Holandii widzieliśmy oczywiście całą masę wiatraków i wielką sieć kanałów.
Heerhugowaard raczej nie ma żadnego szczególnego uroku, a wszystkie domu są tam raczej pobudowane „na jedno kopyto”.
Na miejscu dowiedzieliśmy się, że po naszym przyjeździe, przyjeżdża tam prezydent Kalisza. A to w związku z otwarciem nowej dzielnicy mieszkaniowej. Jej niezwykłość polega na tym, że jest ona zupełnie samowystarczalna energetycznie. Ceny domów, jak wynika z moich obliczeń, od ok. 300 tys. do 500 tys. złotych – czyli nie tak źle.
(2) Po powrocie, musiałem wrócić do rzeczywistości. A tu sprawdziany, kartkówki i zaległości. Ale bardzo szybko się z nimi uwinąłem i teraz pracuję już w normalnym trybie. O ile taki istnieje w klasie maturalnej.
(3) Dzisiaj wypełniłem deklarację maturalną. A tam takie cuda: polski na poziomie podstawowym i rozszerzonym (+ prezentacja), matma na wiadomym poziomie, volens nolens historia (nie chcem ale muszem), angielski podstawowy i rozszerzony oraz WOS. Nie chce mi się po raz kolejny poruszać sprawy matur, bo pisałem już o tym nie raz. Nie będę więc pisał, że oddzielenie poziomów na polskim to idiotyzm etc. etc. W sumie w maju czeka mnie 9 egzaminów. Zacząłem już chodzić na korki z matmy i historii. (Trzeba było zostać w Hamm…)
(4) W Niemczech była już jesień, u nas pojawia się bardzo leniwie – a przecież to najpiękniejsza pora roku! Dzisiaj pojadę trochę jej poszukać…
(5) Nie wiem, czy to zbieg okoliczności, czy też może ktoś to przeczytał, ale gdy byłem ostatnio w bibliotece, to czytelnia była otwarta.
PS. Przepraszam, że długo nie pisałem, ale jakoś nie miałem do tego melodii.
Moim zdaniem pogoda robi się coraz ładniejsza i w ogóle świat robi się coraz piękniejszy. Oczywiście większość osób tego zdania nie podziela, ale ja najbardziej ze wszystkich pór roku lubię jesień. Wróciłem właśnie z wycieczki rowerowej – to dopiero początek września, więc nie ma za bardzo na co patrzeć. Ale już można gdzieniegdzie dojrzeć bardzo ładne żółte i pomarańczowe listki. Z resztą drzewa nawet zimą – gdy są zupełnie „na golasa” to i tak są bardzo ładne.
Jednak wrzesień, który nadszedł to nietylko początek jesieni, ale także szkoły. My zaczynamy bardzo powoli: zupełnie jak w wierszu „Lokomotywa”. Ale za to jak później będziemy pędzić! I to bez hamulców!
Na razie jedziemy na wymianę do Niemiec – to już za mniej niż tydzień, w czwartek. Odwiedzimy także Holandię.
Dzisiaj jakoś przeżyłem pierwszy dzień lekcji w klasie maturalnej. W sumie żadna rewelacja, bo był on dość nudny. Ożywiła go pierwsza lekcja nowego przedmiotu – Wiedzy o Kulturze.
Dostaliśmy nowy plan, który zmieni się pewnie jeszcze z dziesięć razy. W sumie trudno ocenić, czy plan jest „dobry”, czy „zły” – jest kilka tylko rzeczy, jak np. o której się wychodzi ze szkoły w piątek. Ja mam szczęście, bo w ogóle najpóźniej wychodzę o 15.10, a w piątek o 13.25 – to dużo lepiej, niż rok temu, gdy w piątek siedziałem do 16.30. Z „perełek” należy tylko zaznaczyć, że jutro (tj. w czwartek) mam 7 godzin, idę na 7.00 i zaczynam wuefem.
W ostatniej klasie nie mam już fizyki, chemii, czy biologii – mam za to 6 godzin polskiego, 4 historii, 4 matmy, 2 WOSu. Jak mawia pewien ojciec będący dyrektorem pewnej rozgłośni: Alleluja i do przodu!
70. rocznica
Od paru dni – czy ktoś tego chce, czy nie – każdy musi słuchać o bez przerwy omawianej 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej. 1 września na Westerplatte w Gdańsku spotkało się kilkunastu przedstawicieli różnych państw z Kaczyńskim, D. Tuskiem, Angelą Merkel i Putinem na czele. Tak oceniano to w Polsce: http://passent.blog.polityka.pl/?p=603, a tak za granicą: http://www.nytimes.com/2009/09/02/world/europe/02russia.html?emc=tnt&tntemail1=y. Ja osobiście byłem ciekawy przemówienia A. Merkel, którego jednak nie słyszałem. Przy Kaczyńskim zarządzono wyłączenie telewizorni.
W sobotę niespiesznie i beztrosko zasiadłem sobie do komputera, by napisać parę słów o moim wyjeździe nad Morze Bałtyckie, ale okazało się, że z tego nici, bo nieopłacony serwer się zdezaktywował, a trochę to zajęło, nim go przywróciłem do życia (tj. zapłaciłem).
Więc po kolei: w piątek w nocy wróciłem z Rusinowa, potem pewnie umieszczę jakieś zdjęcia. Pogodę mieliśmy bardzo ładną – można się było bez problemów opalać, czy kąpać w morzu. Poza tym naszym głównym zajęciem było „próbowanie się” do wyjazdu do Hamm (a to już za tydzień). Rusinowo to wiocha zabita dechami, ale bardzo ładna i spokojna. Nieopodal jest „miasteczko” – Jarosławiec, które tak naprawdę nie jest nawet gminą. Jego centrum to główna ulica, która ma morze ze 100 metrów – napchana jest budkami z wszelakim badziewiem, ale można tam także kupić bardzo dobre (i bardzo drogie) gofry. Plaża w Rusinowie i okolicach jest dość ładna i nie jest zapchana. Niestety jest dość kamienista, podobnie jak dno morza. Dla ciekawych dopiszę, że temperatura moża wynosiła zawsze ok. 19° C, przy temp. powietrza ok. 25° C. Nie było źle. (Nie ma tam raczej wiatru; fale porządne też były tylko niestety raz). W trakcie wyjazdu pojechaliśmy też do Ustki (Kołobrzeg za daleko, a Darłowo za blisko) – w sumie nic tam ciekawego nie ma, ale to ładne miasto.
W sobotę i niedzielę po powrocie „trochę dochodziłem” do siebie, choć to chyba raczej za dużo powiedziane. Innymi słowy – leniłem się. Za to w poniedziałek wyruszyłem do miasta, by poczynić ostatnie przygotowania przed rozpoczęciem roku szkolnego. Chciałem kupić trampki, ale takowych nie znalazłem; poszedłem też do biblioteki (i tu dochodzę do kulminacji).
Najpierw udałem się do Biblioteki Głównej na ul. Legionów, gdzie obsługa jak zwykle była bardzo miła i sprawnie działająca. Dodam, że w BG nawet w wakacje jest otwarte w przyzwoitych godzinach – czyli prawie od rana do wieczora. A później udałem się, do filii nr 4. I zostałem z niej wyrzucony. W sumie słusznie, bo przyszedłem przed czasem. Ale kto to słyszał, żeby biblioteka była czynna tylko od 12 do 18. Z resztą to pół biedy, bo w inne dni jest otwarta np. od 9 – 15. Tak, czy owak – za krótko. Zasłanianie się systemem komputerowym jest trochę żałosne. Nie sądzę, by ktoś z obsługi biblioteki to przeczytał. A szkoda, bo to nie jedyna uwaga, jaka jest do nich kierowana. Na stronie internetowej łaskawie informują czytelników, że w czytelni są 23 miejsca. Szkoda tylko, że czytelnia jest zawsze zamknięta.
Koniec narzekania na bibliotekę. Teraz trzeba ponarzekać na szkołę. A ta się właśnie dzisiaj rozpoczęła. Co prawda z dniem urodzenia wszyscy jesteśmy skazani na zdawanie matury, ale nie sądziłem, że tak szybko znajdę się w klasie maturalnej. Pewnie jutro przyjdę do szkoły i od razu zacznie się chryja i ciągłe przypominanie, że „jesteście przecież już w klasie maturalnej” albo „za chwilę matura!”. Tak, tak – słyszymy to od już conajmniej dwóch lat. My odgrywamy rolę królików doświadczalnych, bo jako pierwsi od kupy lat będziemy zdawać obowiązkowo matematykę. Mnie w najbliższym czasie czeka jeszcze kurs prawa jazdy.
Już jestem spakowany i niecierpliwie oczekuję wyjazdu – a to jeszcze kilka godzin. Zapraszam jeszcze do obejrzenia zdjęć z wycieczek rowerowych po okolicach Kalisza.