Dzisiaj mija mój trzeci dzień w Zawoi. Zawoja jest położona u stóp Babiej Góry, która jest najwyższym szczytem Beskidu Żywickiego. Można powiedzieć, że jest to wstęp do Tatr. Ja mieszkam rzeczywiście u stóp tej Góry, ponieważ z miejsca, gdzie piszę, od wejścia do Babiogórskiego Parku Narodowego dzieli mnie tylko ok. 1000 metrów.
Sama Zawoja nie ma właściwie żadnych atrakcji, natomiast wszystko rekompensują góry. Rzecz jasna nie ma tu takich fajerwerków jak w Tatrach, większość gór pokryta jest gęstym lasem, ale i tak mają swoje zalety – przede wszystkim nie ma tutaj tłumów. Wczoraj wdrapałem się na Babią Górę i ku mojemu dużemu zaskoczeniu, gdy przyjechałem na parking na Przełęczy Krowiarki było już bardzo wiele samochodów. Przyjechałem wcześnie, bo już po 7 rano i pamiętam, że rok temu o tej porze nie było tam nikogo. Wczoraj było inaczej. W dodatku, wchodząc na Sokolicę (czyli pierwszy etap podejścia na masyw Babiej Góry), nie spotkałem prawie nikogo wchodzącego na Górę, ale za to tłumy ludzi z niej schodziły. Jak się okazało, niektórzy przyjeżdżają w nocy, aby zobaczyć „wschód słońca na Babiej Górze”; jednak nie dla mnie wstawanie o 2 w nocy.
Dzisiaj natomiast mam dzień prawie wolny, ale nie bezczynny. Zrobiłem kilkukilometrową pętlę po wsi (zahaczając przy tym o las), a potem ze względu na bolące nogi, wróciłem. Jednak zamiast wchodzić na górę zafundowałem sobie za to wjazd kolejką linową na Mosorny Groń – bardzo ciekawe doświadczenie.
Jutro kolejny przystanek – czas na Beskid Niski.
2 odpowiedzi na “U stóp Babiej Góry”