Każdy odwiedzający centrum Kalisza, choćby mimochodem, dowie się, że właśnie „obchodzona” jest setna rocznica zburzenia Kalisza, które miało miejsce w 1914 roku, na początku I wojny światowej. W całym śródmieściu wiszą olbrzymie plakaty pokazujące dane miejsce po zburzeniu (dobry pomysł). Pamiętam, jak chyba w 2004 roku była podobna akcja, ale wtedy nie było wielkich plakatów, tylko coś subtelniejszego.
Tegoroczna „celebracja” obchodzona jest pod hasłem „Kalisz feniks.…” czy coś takiego. Strasznie mnie to denerwuje, ale mniejsza z tym. Smutna refleksja jest taka, że jak się patrzy na obecny stan kaliskiej starówki, to dochodzi się do wniosku, że może nasi przodkowie popełnili błąd odbudowując Kalisz. Może należało wszystko zostawić (jak w Kostrzynie nad Odrą). Główne ulice w centrum Kalisza to obraz nędzy i rozpaczy; gołym okiem widać pogłębiającą się degrengoladę niegdyś wspaniałych miejsc. Przykro patrzeć, że Kalisz zamienia się w prowincjonalne miasteczko, zawłaszczone przez centra handlowe. Widać to jak na dłoni po wymierającym na głównych ulicach handlu.
O wszechobecnej kaliskiej brzydocie można by pisać i pisać. Ten problem został zauważony przez kaliszan, ale trudno cokolwiek zrobić – póki co nikt nie zdobył się choćby na to, by w jakiś sposób zatrzymać zalewające miasto reklamy.
Polecam przeczytać: „O gustach się nie dyskutuje”